W swojej sprawie przez cudzą kieszeń

<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/warta_ryszard.jpg" >Jak udała się akcja protestacyjna lekarzy? To się dopiero okaże. Wczoraj, w pierwszym dniu protestu, można było tylko szacować, ilu lekarzy w czynny sposób poparło protest. Jednak przy najbardziej optymistycznym założeniu, że recepty bez kwoty refundacji wypisywali tylko nieliczni medycy i tylko w niektórych częściach kraju, to i tak chwały to organizatorom tego protestu nie przynosi.

<!** reklama>Pisałem o tym pół roku temu, przy poprzednim „kryzysie pieczątkowym”, dziś więc tylko powtórzę: nawet jeśli w sporze z Narodowym Funduszem Zdrowia i resortem zdrowia racja jest po stronie związków lekarskich i Naczelnej Izby Lekarskiej - do czego zresztą mam duże wątpliwości - to forma tego protestu jest absolutnie niedopuszczalna, bo odbywa się to kosztem zwykłych pacjentów, którzy mają prawo do refundacji leków.

Zabieranie im tego prawa, zmuszanie do tego, by płacili więcej niż powinni, jest po prostu rozbojem w biały dzień. Żadna grupa zawodowa, żadne środowisko nie ma prawa zabiegać o swe racje sięgając do cudzych kieszeni. Sprawa jest tym bardziej bulwersująca, że sabotowanie systemu refundacji leków, który przecież nie jest żadnym przywilejem ani prezentem, bo zapracowali na niego wszyscy płacący składki, uderza w lepiej sytuowanych, którzy machną ręką i jeśli trzeba, to zapłacą sto procent.

Uderza też w ludzi o gorszej sytuacji materialnej, starszych, często bardziej schorowanych, dla których lekarstwa to jedna z głównych części domowego budżetu. Tym pierwszym protest zabiera „tylko” ich pieniądze, tym drugim może też zabrać zdrowie.