Z chwilą zgłoszenia zaginięcia dzieci, w brodnickiej jednostce został ogłoszony alarm.
- Do poszukiwań przyłączyli się strażacy z łodzią motorową, gdyż w parku przepływa rzeka Drwęca, a także policyjne psy tropiące - relacjonuje asp. Agnieszka Łukaszewska, oficer prasowy policji w Brodnicy. - Na miejsce dotarły również oddziały prewencji policji z Bydgoszczy.
PRZECZYTAJ:[DRAMAT W BRODNICY] Oskarek utopił się w oczku wodnym. Okoliczności tragedii
Komunikaty mediów w tej sprawie rozprzestrzeniły się z szybkością błyskawicy. Obok służb na miejscu pojawili się ludzie, którzy chcieli konieczne pomóc w poszukiwaniach.
- Mam dzieci w podobnym wieku. Wyobraziłem sobie, jakie katusze muszą przeżywać rodzice tych chłopców - mówi jeden z mężczyzn. - Nie mogłem bezczynnie siedzieć w domu.
Też ruszyliśmy na poszukiwania. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, akurat metr po metrze park przeczesywali policjanci. Strażacy natomiast przetrząsali brzegi Drwęcy.
Pierwsze tropy od ludzi mylnie informowały, że młodszego chłopca odnaleziono na ul. Wybickiego.
Dopiero na miejscu człowiek uświadamia sobie, jak trudnym wyzwaniem są dla ratowników poszukiwania. Od czego zacząć poszukiwania małego, zmarzniętego chłopca? Gdzie mógł się schować? Dokąd pójść? Nawoływać go po imieniu? Czy zziębnięty będzie miał siły odpowiedzieć? Tysiące myśli krążących po głowie.
Z latarką w ręku ruszyliśmy ulicą. Nie da się zapomnieć euforii, gdy coś niebieskiego (Oskar miał bluzeczkę tego koloru) zamajaczyło w ciemności pod jednym z bloków, i tego rozczarowania, gdy okazał się to zwykły worek.
Za działkami nad Drwęcą spotkaliśmy trzech chłopaków. Szukając chłopca sprawdzali zarośla na brzegu.
Jednocześnie do znajomych z osiedla Gdynia, gdzie mieszkały dzieci, wysłaliśmy wiadomości, żeby sprawdzili podwórka. Ludzką niemożliwością jest, żeby policja dotarła w każdy zakamarek. A chłopiec mógł się wtulić za jedną z wielu bram.
Kiedy gruchnęła wieść, że malca odnaleziono, zaraz ruszyliśmy pod wskazany adres. Na miejscu zjawiliśmy się równo z ambulansem.
Kiedy po dłuższej chwili ratownicy nie wracali z noszami, było wiadomo, że stało się coś złego.
Rodzice zaginionych dzieci uczestniczyli w poszukiwaniach. Jak relacjonują różni rozmówcy, są to ludzie nieporadni życiowo. Dzień wcześniej rodzina wyszła ze szpitala z niemowlęciem, gdy się niemal nie zaczadziła od niesprawnego pieca.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?