Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wspomnienia Leszka Masłowskiego, chełmżyńskiego Sybiraka

Marcin Seroczyński
Leszek Masłowski opublikował swoje wspomnienia w książce „Zraniona młodość”
Leszek Masłowski opublikował swoje wspomnienia w książce „Zraniona młodość” Marcin Seroczyński
W styczniu 1945 roku żołnierze Armii Czerwonej wkroczyli do Chełmży. 2 lutego rozpoczęły się aresztowania miejscowej ludności. Łapanka trwała do 9 lutego.

W tym czasie zabrano z Chełmży i okolic około tysiąca osób. Trudnych warunków syberyjskich mrozów i drastycznej podróży w wagonach nie przeżyło 204 chełmżan. Wśród ludzi, którzy szli na śmierć był wówczas Leszek Masłowski.

Przeżył półtora roku

w rosyjskich łagrach w Siewiernej Griwie i Osanowie-Dubowoje. Życie zawdzięcza najlżejszej pracy - był trupowozem.

- Z budynku Sądu w Chełmży (obecnie komisariat policji - przyp. red.) popędzono nas w kierunku Ciechanowa. Zatrzymaliśmy się za Pluskowęsami. Żeby wypocząć położyłem się na gnoju, jak się później okazało, był to najlepszy wypoczynek jaki miałem - wspomina Leszek Masłowski.

Z relacji innego świadka ostatniego chełmżyńskiego transportu, pierwszy postój miał miejsce w Kiełbasinie.
- W szopie ukryło się dwóch chłopców. Zostali wytropieni przez psy eskorty NKWD. Dla zastraszenia nas, abyśmy nie poszli w ślady uciekinierów, poszczuto ich psami i zastrzelono - opowiadał na łamach Gazety Chełmżyńskiej Sybirak Sylwester Lewandowski.

- Maszerowaliśmy do Ciechanowa przez 7 dni - opowiada pan Leszek. - Pierwszego dnia dostaliśmy zupy i suchary płaskie jak czekolada. Gdy przechodziliśmy przez Golub-Dobrzyń pewna starsza kobieta przyniosła kawałki suchego chleba. Rosjanie zabrali je i rozdawali komu chcieli. Głód zmusił mnie do wydarcia kromki chleba z ręki żołnierza i uciekłem w tłum.

W Ciechanowie wsadzono ludzi do wagonów i oznajmiono im, że jadą do Związku Radzieckiego. Zabrani prosto z ulicy nie byli przygotowani do marszu w mrozie i ginęli.

Nocą załadowano ludzi

do bydlęcych wagonów, po 100 osób w jednym. - Jako prowiant dostaliśmy jedną amerykańską konserwę, dwa małe worki słonych sucharów i pięć łyżek cukru. Dopiero w Moskwie dano nam zupę. W wagonach umierali ludzie. Załatwialiśmy swoje potrzeby obok ciał zmarłych, bo w podłodze na środku wagonu była dziura - mówi Masłowski.

Dalej podróż trwała trzy tygodnie. Do miasta Szatura ludzie dotarli wycieńczeni i wygłodniali. Oznajmiono zesłańcom, że chorzy mogą wysiąść wielu wyszło z wagonów wpadając po kolana w śnieg.

Niektórzy wypadli

z wagonu, bo nie mieli już sił - wspomina nasz rozmówca - Tych ludzi ułożono na śniegu jeszcze żywych, niektórzy podnosili jeszcze głowy, ale pozostawiono ich na mrozie na pewną śmierć. Mniej chorych zaprowadzono do baraków. Po rozgrzaniu ludzie zaczęli masowo umierać na siedząco, a nawet na stojąco. Pomogłem wyjść z wagonu również kobiecie, która musiała urodzić w podróży, dziecko owinięte w szmaty miało zaledwie kilka godzin - mówi Leszek Masłowski.

Czterech przyjaciół z łagru Osanowa-Dubowoje Leszek Masłowski (od góry pierwszy z lewej), Henryk Śliwiński, Bronisław Zieliński (na dole z lewej strony)
Czterech przyjaciół z łagru Osanowa-Dubowoje Leszek Masłowski (od góry pierwszy z lewej), Henryk Śliwiński, Bronisław Zieliński (na dole z lewej strony) i Szczepan Grabowski.
nadesłana

W obozach ogrodzonych drewnianym płotem praca była obowiązkowa. Sybiracy pracowali przy wyrębie lasu, przy wydobywaniu torfu, odśnieżaniu i grzebaniu trupów. Dramatyczne warunki jakie panowały w łagrach zmuszały również do podejmowania prób ucieczek. W maju 1945 roku z obozu w Radowicach uciekło trzech chełmżan Aleksander Rzymski, Feliks Szwenkiel i Stanisław Ziemlewski. Ucieczka nie powiodła się, Ziemlewski i Rzymski zmarli po wykańczających torturach. Masłowskiemu otworzyła się rana po odmrożeniu i trafił do wojskowego lekarza, który wówczas przybył do Siewiernej Griwy.

- Lekarz dał mi lek przeciwko dyzenterii i wysłał do szpitala. Tam były piętrowe gołe prycze. Wszędzie unosił się przeraźliwy smród. W nocy żarły nas pluskwy, a w dzień wszy, ale i tak mieliśmy lepiej niż ci pracujący - w tym momencie Masłowski przerywa, w drżących rękach trzyma zdjęcie, na którym są trzej koledzy z łagru w Osanowie-Dubowoje, gdzie byli okrutnie bici, a karcer był kostnicą.

- W końu lekarz uznał go za zdrowego i...

trafił do trupowozów

- Zwłoki ładowaliśmy nocą na wóz i woziliśmy do lasu. Jeden z nas musiał zejść do dołu i układać ciała, które przykrywane były ziemią i wrzucano kolejnych zmarłych. Przez miesiąc pogrzebaliśmy około 300 zmarłych.

Leszek Masłowski wrócił do domu pod koniec lipca 1946 roku. W Brześciu nad Bugiem zesłańców przejeły przejęły władze polskie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska