A że opowieść jest tak cudnie uniwersalna, każdy czuje w niej coś innego. Dla jednych pod hełmem Dartha Vadera niewątpliwie kryje się pan Prezes, dla innych atakowana przez nocnych blokerów pod Sejmem posłanka Pawłowicz umykała jak ta księżniczka Leia, ścigana przez hordy szturmowców... Ten biznes stulecia - przynajmniej jeśli chodzi o kulturę pop - dawno, dawno temu, w odległej galaktyce, wymyślił pewien facet, który zasłużył na Nobla z ekonomii.
I to nie tylko dlatego, że z popkultury nie dają. George Lucas wymyślił po prostu, jak wycisnąć pieniądze z ludu, ba, jak skutecznie wyciskać je przez kilkadziesiąt lat. Bo kiedy w odległej wówczas galaktyce ludzie obejrzeli pierwsze „Gwiezdne wojny”, to w Polsce towarzysz Gierek czarował nas, szaraczków, coca-colą. Od 1977 roku ten biznes, olukrowany niby-mitologią nowych czasów, przyniósł miliardy. I ten nowy, jeszcze cieplutki produkt też przyniesie. Nie licząc wszystkiego, co sprzedaje się dookoła - tych klocków, koszulek, płatków na śniadanko i gadżetów na po kolacji.
A to przecież taka prosta historia. W skali makro ballada o pragnieniu wolności, walce z tyranem i sile nadziei, w skali mikro przypowieść o relacjach rodzinnych z jej kompleksami i tęsknotami. Jak w „Klanie”, tylko mocniej. Fenomenem jest to, że saga trwa tyle lat i tyle pokoleń. Choć może to niekoniecznie fenomen? W końcu zawsze będą jakieś typki tęskniące za władzą, jacyś zaprzańcy przechodzący na ciemną stronę mocy, jakieś wojny klonów i jakieś nowe nadzieje. Tych ostatnich na święta zawsze jest na szczęście jakoś więcej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?