Wydruk z kasy do bułki czy biletu

Łatwiejsze reklamacje, uczciwa konkurencja i walka z tzw. szarą strefą w handlu i usługach - takich argumentów używa fiskus, by przekonać nas do brania wydruków z kas fiskalnych.

Akcja „Weź paragon” trwa w całym kraju. Urzędnicy w swoich namowach idą nawet o krok dalej. Przekonują, że dzięki obywatelskiej postawie rodaków, którzy zawsze będą żądać paragonów, poprawi się życie każdego z nas. „Przepuszczona” przez kasę fiskalną transakcja to gwarancja tego, że przedsiębiorca zapłaci podatek do budżetu państwa. A dzięki temu będą większe nakłady na służbę zdrowia, oświatę, bezpieczeństwo, czyli całą publiczną sferę.

<!** reklama>- Zależy nam na wzmocnieniu świadomości społecznej i wiedzy o tym, że paragon to z jednej strony dowód potrzebny przy reklamacji, a z drugiej potwierdza uczciwe rozliczanie się z naszym wspólnym budżetem. Paragon jest także dowodem na tworzenie uczciwej konkurencji - przekonuje na stronach internetowych resortu finansów Andrzej Parafianowicz, generalny inspektor kontroli skarbowej.

Przyszli o poranku

O tym, że kontrolerzy fiskusa naprawdę sprawdzają, czy handlowcy przypadkiem nie pomijają kas fiskalnych, na własnej skórze przekonała się pani Krystyna. Kobieta ma kiosk z prasą i biletami komunikacji miejskiej na jednym z toruńskich blokowisk.

- To był zwykły poranek. W kiosku siedziała moja pracownica. W pewnym momencie dwoje ludzi - para pod pięćdziesiątkę - poprosiło o bilet na tramwaj. Sprzedawczyni im go podała. Transakcję nabiła oczywiście na kasę fiskalną. Paragon jednak odłożyła na bok, nie podała go razem z biletem. Zaczęły się kłopoty i nieprzyjemności - wspomina ten przykry incydent pani Krystyna.

Kupującymi bilet okazali się być urzędnicy skarbowi. Nasza Czytelniczka dostała 150 zł mandatu. Tę samą karę poniosła jej pracownica.

- Jestem uczciwą osobą, a zachowanie urzędników uważam za przesadę. Przecież paragon został wydrukowany - dodaje kobieta. - Teraz uczulam moich pracowników, by zawsze do towaru dodawali paragon. Nieważne, czy ktoś kupuje bilet, paczkę papierosów czy nawet gazetę.

Bez robienia na szaro

Anna Kotkiewicz nauczyła się przechowywać paragony po ciężkich przejściach z kierownictwem sklepu z butami, które żadną miarą nie chciało ich przyjąć do reklamacji.

- Kupiłam włoskie kozaki, które kosztowały niemal 800 zł. Wtedy byłam jeszcze na studiach, więc długo odkładałam na te buty. Już po pierwszym użyciu okazało się, że niemiłosiernie farbują stopy. Chciałam więc je reklamować - opowiada kobieta. - Problem w tym, że wyrzuciłam karton razem z paragonem. A tą marką handlowało kilka sklepów w Toruniu. Reklamacji mi nie przyjęto, a ja zostałam z wystrzałowymi butami, których nie dało się nosić.

Od tamtej pory nasza Czytelniczka zawsze bierze paragon. Nawet gdy w osiedlowym sklepie kupuje bułkę i serek na śniadanie.

- A gdyby były zepsute? Zawsze mogę udowodnić, że to u nich kupiłam. Nie dam się więcej zrobić na szaro - dodaje.

Sprzedawcy, którzy chcą uniknąć płacenia podatków, nie wszystkie transakcje nabijają na kasę fiskalną. Muszą się jednak liczyć z poważnymi konsekwencjami finansowymi. Najniższy mandat - taki jaki zapłaciły pani Krystyna i jej pracownica - wynosi 150 złotych. Maksymalna kwota grzywny to jednak znacznie więcej, bo aż 3 tysiące złotych.