Decydujące spotkanie obędzie się w najbliższą środę w Łodzi.
Przed weekendowym spotkaniami w Arenie Toruń wydawało się, że więcej atutów jest po stronie Budowlanych. Tym najważniejszym było wyjazdowe zwycięstwo w pierwszym meczu finałów. Wystarczyło wygrać dwa razy u siebie i cieszyć się z triumfu w lidze. Ale zdecydowanie łatwiej coś powiedzieć, czy złożyć, a trudniej zrealizować to na boisku. W sobotę torunianki zagrały katastrofalnie i po nieco ponad godzinnej potyczce przegrały do zera, w żadnym z setów nie zdobywając więcej niż 19 punktów.
- Po tej porażce nie zrobiliśmy odprawy, o niczym nie rozmawialiśmy, wymieniliśmy z zawodniczkami tylko kilka wymownych spojrzeń - powiadał trener Mariusz Soja.
- Nie rozmawiałyśmy ze sobą po sobotnim meczu, musiałyśmy po prostu odsapnąć, uspokoić nerwy i w niedzielę zagrać z zimną głową - dodaje Marzena Wilczyńska.
Taka terapia okazała się idealna. W niedzielę Budowlane, które chcąc przedłużyć swe szanse na końcowy triumf musiały koniecznie zwyciężyć, zagrały walecznie, ambitnie - po prostu znakomicie. I wygrały po dwuipółgodzinnym boju zakończonym tie-breakiem.
- Po sobotnim, nieładnym spektaklu w naszym wykonaniu, zebrałyśmy chyba resztki sił, jakie w nas drzemią i postawiłyśmy wszystko na jedną kartę - dodaje Wilczyńska. - Choć uciekł nam pierwszy set. Może to było jeszcze pokłosiem tego, co się stało dzień wcześniej, coś tam nam w głowach jeszcze tkwiło. Ale później poczułyśmy, że jesteśmy w stanie pokonać ŁKS i potem wszystko ładnie się potoczyło.
- Po prostu kobieta zmienną jest - stwierdził żartobliwie trener Soja. - W trakcie meczu w jednej z przerw poleciał utwór ze słowami: bo z dziewczynami nigdy nie wie się. I to się potwierdziło. Mam nadzieję, że w środę w Łodzi czeka nas kolejne święto siatkówki pierwszoligowej, bo poziom naszych spotkań z ŁKS-em przewyższa wiele meczów z ekstraklasy. To dopiero z kilka dni, a na razie chcemy się cieszyć tym, co zrobiliśmy w niedzielę, bo wyszarpaliśmy to zwycięstwo i po raz pierwszy od wielu lat byliśmy w stanie wygrać z łodziankami tie-breaka.
Najlepszą zawodniczką niedzielnego meczu została wybrana Aleksandra Gutkowska. Wprawdzie spotkanie rozpoczęła na ławce, ale już w pierwszym secie zastąpiła Martę Łukaszewską i do końca nie zeszła z parkietu.
- Nie jest łatwo wchodzić do gry z ławki, ale z drugiej strony po to się wchodzi na boisko, by dać z siebie wszystko i pomóc drużynie - twierdzi Gut-kowska. - W sobotę przytrafił nam się kiepski mecz, tak czasami bywa. Szkoda tylko, że coś takiego spotkało nas w finale play off.
Decydujące spotkanie odbędzie się w środę. Torunianki wiedzą jak wygrywać w hali ŁKS-u. Teraz trzeba tę wiedzę wykorzystać na boisku. Ostatnie finałowe spotkanie rozpocznie się o godzinie 19.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?