Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"žCoś na tej wojnie zdziałałem"

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Ostatniego dnia sierpnia, 70 lat temu, stawił się na wezwanie mobilizacyjne. By ruszyć na front, czekał dwa tygodnie. W efekcie, zamiast z Niemcami, walczył z Sowietami. Tak wyglądała kampania polska podchorążego Tadeusza Jaszowskiego.

 

Ostatniego dnia sierpnia, 70 lat temu, stawił się na wezwanie mobilizacyjne. By ruszyć na front, czekał dwa tygodnie. W efekcie, zamiast z Niemcami, walczył z Sowietami. Tak wyglądała kampania polska podchorążego Tadeusza Jaszowskiego.

<!** Image 2 align=right alt="Image 131484" sub="Polska artyleria podczas walk z Rosjanami w 1939 r.musiała, wycofując się, przemierzać ogromne odległości w trudnym terenie Polesia, pełnym wzgórz, bagien, mokradeł. Na szczęście konie nie potrzebowały sieci dobrych dróg.">Od ponad pół wieku mieszka w naszym regionie. Jest bodaj jednym z ostatnich żyjących na Kujawach i Pomorzu podchorążych września 1939 r. Jego wspomienia znakomicie obrazują przebieg kampanii polskiej. Pomagają odpowiedzieć na pytanie: Jak to się stało, że ponieśliśmy tak sromotną klęskę.

 

Jaszowski pochodzi z Lublina. Po ukończeniu studiów prawniczych na tamtejszym uniwersytecie w 1937 r. został powołany do odbycia rocznej służby wojskowej w szkole artylerii. Nie trafił jednak do Torunia, lecz do Włodzimierza Wołyńskiego. Praktykę odbywał w 1. Pułku Artylerii Lekkiej w Wilnie. Do rezerwy odszedł w sierpniu 1938 r. Niemal rok później wrócił w to samo miejsce. Do koszar w Wilnie, gdzie dostał przydział, zgłosił się ostatniego dnia sierpnia 1939 r. w ramach powszechnej mobilizacji.

- Przez wieczór i noc, a także cały 1 września schodzili się do koszar przyszli żołnierze - wspomina. - I tak jak ja, bezczynnie czekali. Pułk ruszył na front 28 sierpnia, a dla nas, rezerwistów,

nie było dowództwa!

<!** reklama>Nikt nie wiedział, co robić. Do dziś mam w oczach obraz setek ludzi siedzących w ciepły dzień na trawie wokół koszar, rozwijających swoje węzełki i zajadających zabrane z domu zapasy. Dopiero 7 września zjawili się dowódcy, płk Batory, i jego zastępca, mjr Stefan Czernik. Zaczęli formować improwizowany dywizjon artylerii. Następny tydzień zajęło poszukiwanie koni, przeciąganie dział, umundurowanie. Brakowało broni i sprzętu. Nie otrzymałem np. przysługującego mi pistoletu „Vis” ani lornetki. Konie były nieprzeszkolone, nie potrafiły ze sobą chodzić w zaprzęgu.

<!** Image 3 align=left alt="Image 131484" sub="Jedna z propagandowych sowieckich ulotek z września 1939 roku">14 września dywizjon wyjechał z Wilna pociągiem w kierunku Lwowa. - W nocy z 16 na 17 września wjechaliśmy

na stację Sarny na Wołyniu

- relacjonuje Tadeusz Jaszowski. - Rano od kolejarzy dowiedzieliśmy się, że Ruscy weszli i dalej nie pojedziemy, bo nie ma łączności, a urządzenia kolejowe są zniszczone. W Sarnach stacjonował pułk Korpusu Ochrony Pogranicza, dowodzony przez ppłk. Nikodema Sulika, późniejszego generała w armii Andersa, zdobywcę Monte Cassino. Sulik miał powiedzieć, że nie po to przez 4 lata rozbudowywał umocnienia i przygotowywał się do obrony, żeby teraz się poddać. I otworzył ogień. Sowieci, nacierający frontalnie, musieli się zatrzymać. Dowódca dywizjonu, mjr Czernik, zdecydował wówczas, że skoro nie ma możliwości dalszej jazdy, włączymy do walki.

Jeszcze w Wilnie Jaszowski został dowódcą zwiadu dywizjonu. Teraz otrzymał zadanie udania się na południowy wschód od Sarn i rozpoznania terenu. - Dostałem patrol łączności z KOP-u, 3 żołnierzy z aparatem telefonicznym i rozwijanym kablem - wspomina. - W razie spotkania Rosjan, miałem otwierać do nich ogień. Dwa działa ustawiono na pozycjach, by czekały na moje komendy. Był 18 września. Kiedy się rozwidniło, ruszyłem. Droga prowadziła przez pole, w dalekiej perspektywie widać było las. Minęliśmy wieś z cerkiewką na wzgórzu, pięknie złociły się jej kopułki w słońcu. Po 4 km teren nagle się załamał, droga schodziła w dół wąwozem. Widać było wieś. Mój zwiadowca, podchorąży Różewicz, zadeklarował, że weźmie jednego kanoniera, zjadą do wsi i wypytają mieszkańców. Krzyknąłem „Zaczekaj!”, ale nie zatrzymał się. Po chwili usłyszeliśmy strzały. Ze wsi wyjechał oddział kawalerii w długich sukiennych płaszczach i spiczastych czapkach

z czerwonymi gwiazdami.

Galopem puścił się w stronę lasu. Zameldowałem, że w tym lesie może być większy oddział. Podałem komendę, wycelowałem. Ognia! Poszedł pocisk. W lesie zakotłowało się. Drugi pocisk wypłoszył stamtąd szwadron kawalerii. Popędził wzdłuż lasu w bok. W naszą stronę ruszyły za to 2 samochody pancerne i zaczęły nas ostrzeliwać. Złapałem za słuchawkę. Nakierowałem. Poszły 2 pociski, Sowieci uciekli. Potem wyjechały 4 samochody z innej strony i znów zaczęły strzelać. Przyjechał wówczas major Czernik i oznajmił, że mam 10 pocisków do dyspozycji, żeby ostrzeliwać lewy skraj lasu. Na prawą stronę miało pójść natarcie batalionu piechoty majora Balcerzaka, który, tak jak mój batalion z Wilna, jechał z Grodna na Lwów i musiał zatrzymać się w Sarnach. Patrzyłem z góry na przygotowania do ataku. Piechota zatrzymała się na polu, ustawiła ciężkie karabiny, zaległa. Zacząłem ostrzał, ale piechota nie była w stanie się poderwać. Około południa zostałem powiadomiony, że mam przerwać ogień, bo będą prowadzone rozmowy wicestarosty z dowódcą rosyjskim w sprawie poddania całego powiatu. Rzeczywiście, niebawem obok mnie przejechał samochód z białą flagą. Mniej więcej po godzinie przyszła wiadomość, że wycofujemy się. Powiat został poddany. Zanim zawróciliśmy, zjechałem do wsi poszukać Różewicza. Niestety, leżał na drodze martwy. Zabrałem dokumenty, poprosiłem chłopów, żeby go pochowali i dołączyłem do oddziału.

Stacjonujący w Sarnach dowódca całego KOP-u, gen. Wilhelm Orlik-Rückemann, podjął decyzję wymarszu w stronę Kowla, który był jeszcze w rękach polskich. Powstał improwizowany oddział złożony z KOP-istów i różnych oddziałów wojska. - Po całonocnym marszu dowiedzieliśmy się, że Kowel jest już zajęty - mówi Jaszowski. - To była paskudna perspektywa. Do Brześcia, gdzie trzymał się gen. Kleeberg, był kawał drogi, ponad 300 km. I jeszcze droga wiodła przez bagna i mokradła, bo to przecież Polesie. Ale czy było inne wyjście?

Wędrowali przez wiele dni, ścigani przez Rosjan. Regularnie na prawym skrzydle dochodziło do drobnych potyczek. W dzień powtarzały się bombardowania z samolotów. Obficie też leciały z nieba ulotki wzywające do „wyrżnięcia oficerów” i przechodzenia na sowiecką stronę.

Jaszowski jako zwiadowca dostał zadanie maszerowania lewym skrajem i czuwania, by zgrupowanie nie zostało okrążone. Nie był zatem uczestnikiem ciężkiego boju pod Szackiem. Ale miał swój udział w niedopuszczeniu do okrążenia.

- Pod koniec września, na przesmyku pomiędzy jeziorami, zarządzono odpoczynek - zapamiętał. - Na szczęście, KOP-iści ustawili na wszelki wypadek 4 działa. I rzeczywiście, nagle pojawiły się samochody pancerne. Podałem komendę. Nie minęło 10 minut, wszystkie pojazdy paliły się. Podjechałem z sanitariuszami, żeby rannych opatrywać. Na polu znalazłem siedzącego oficera, starszego lejtnanta. Rozbroiłem go, wsadziłem na konia i pojechaliśmy z powrotem. Był to Poleszuk o nazwisku Pawluczenko, mówił po polsku. Pytałem, dlaczego ich artyleria od tylu już dni do nas nie strzela. Dowiedziałem się, że transport amunicji pomylił drogę i ugrzązł w bagnach. Pawluczenko usilnie prosił, żeby go zabrać, bo inaczej zostanie ukarany za dostanie się do niewoli. Tej prośby jednak spełnić nie było jak.

30 września Jaszowski z oddziałem przeprawił się przez Bug koło Włodawy. Następnego dnia po bitwie pod Wytycznem gen. Orlik-Rückemann rozwiązał zgrupowanie.

- Wszyscy dostaliśmy trzymiesięczny żołd z góry - wspomina Tadeusz Jaszowski. - Żegnając się, major Czernik powiedział: „Kto chce - na Węgry, kto chce - na Warszawę, kto chce - do domu.

Do zobaczenia w wolnej Polsce!”

I tak wojna się dla mnie skończyła.

Po powrocie do Lublina dowiedział się, że jego żona jest sanitariuszką w szpitalu w Tomaszowie. Pojechał po nią. W szpitalu poznał późniejszego głośnego pisarza, autora, m.in., zekranizowanej przez Andrzeja Wajdę powieści „Lotna” o wrześniowej klęsce, Wojciecha Żukrowskiego. - Do dziś nie wiem, czy był w szpitalu jako ranny, czy się ukrywał, nigdy tego nie wyjaśnił - mówi Jaszowski. - Koniecznie chciał jechać z nami do Lublina, więc go zabraliśmy. Tam z kolei uprosił mnie, abym pożyczył mu rower, bo musi jechać do Warszawy. Dałem się w końcu przekonać. Przez długi czas była cisza, już myślałem, że roweru nie zobaczę, ale odezwał się z Krakowa i dał adres kobiety w Warszawie, gdzie mogłem odebrać rower. I tak faktycznie się stało.

Po wielu latach w książce Czesława Grzelaka o bitwach na wschodzie Polski we wrześniu 1939 r. Jaszowski przeczytał wydobyty z rosyjskiego archiwum meldunek z 18 września. Był lakoniczny: pułk, idąc w kierunku Sarn, został zatrzymany pod wsią Znosiczi ogniem artylerii i atakami batalionu piechoty. Ruszył w drogę dopiero o godz. 14.

- Przyjemnie było przeczytać, że choć coś na tej wojnie zdziałałem - śmieje się Jaszowski.

Warto wiedzieć

KOP w obronie Polski

Korpus Ochrony Pogranicza powstał w 1924 r. po serii napadów terrorystycznych i rabunkowych po stronie polskiej przy granicy z ZSRR.

W 1939 r. istniało 8 pułków Korpusu Ochrony Pogranicza. Jeden z nich ulokowany był w miejscowości Sarny na Wołyniu. Dowodził nim ppłk Nikodem Sulik. Stacjonowały tam 3 bataliony piechoty i 3 szwadrony kawalerii.

Improwizowane Zgrupowanie KOP, które przez 11 dni toczyło walki, wycofując się w stronę Brześcia i Warszawy, powstało 21.09.1939 r. na Polesiu na rozkaz dowódcy KOP gen. Orlik-Rückemanna. Liczyło około 8700 żołnierzy (w tym 300 oficerów).

W dniach 29-30 września 1939 roku 4-tysięczna grupa KOP pod dowództwem gen. Wilhelma Orlik-Rückemanna zdobyła wieś Szack, zadając poważne straty 52. dywizji strzeleckiej Armii Czerwonej.

Ostatnie jednostki KOP uległy rozproszeniu w bitwie pod Wytycznem 1.10.1939 r. przy próbie przekroczenia szosy Włodawa-Lublin, już po lewej stronie Bugu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska