Nawet pod zaborem pruskim, mimo iż państwo niemieckie zwalczało Kościół katolicki, w Wielkim Tygodniu publiczne zabawy były zabronione. W Wielki Piątek zaś „wszelkie publiczne zabawy są zakazane, z wyjątkiem kościelnych i takich, gdzie chodzi o sztukę (jednak Wielki Piątek to również jedno z najważniejszych świąt protestanckich). Natomiast we Wielki Czwartek i Wielką Sobotę nie mogą się odbywać żadne zabawy z tańcami”.
[break]
Klekotki i grzechotki
Także w okresie międzywojennym w Polsce zakazywano oficjalnie w Wielki Piątek i Wielką Sobotę „wszelkich publicznych przedstawień rozrywkowych, także kinematograficznych i koncertów w restauracjach z wyjątkiem przedstawień pasyjnych”. Katolikom w naszej diecezji okres ten regulowały wówczas „Przepisy postne dla diecezji chełmińskiej” ogłoszone w liście pasterskim przez ks. biskupa S. W. Okoniewskiego (trzymamy się ich zresztą do dzisiaj): „Pościć, tzn. jednorazowo w ciągu dnia najeść się do sytości i wstrzymać się od potraw mięsnych należy w środę popielcową, w piątki i soboty wielkiego postu (w Wielką Sobotę aż do południa)”. Pościć mieli ludzie zdrowi od 21 do 60 roku życia. Duże znaczenie miała rozpoczynająca Wielki Tydzień Palmowa Niedziela. I to zarówno w tradycji Polski przedrozbiorowej, jak i w tradycji ludowej. W pierwszym przypadku idący w procesji chłopcy co chwilę podawali palmy tłumom, „które rozszarpywały je, obrywając i połykając zaraz „bazie” w przekonaniu, że ich od chorób to uchroni i ku zbawieniu wielkiemu to służy”. Lud nasz wiejski, pomorski wyrabiał palmy z wierzby i trzciny, które po poświęceniu służyły celom „ochronnym”.
Zatykano je pod belką, pod sufitem, albo za obrazem - sam pamiętam z czasów młodości spędzonych w Grzywnie ten zwyczaj. Umieszczone tam na cały rok palmy były „wykorzystywane” przede wszystkim w czasie gwałtownej burzy, kiedy to nasi dziadowie wystawiali je w oknie, bądź też kropili za ich pomocą dom święconą wodą. Poświęcone palmy wieszano również w stodołach, czy też w pasiekach, a nawet zakopywano na czterech rogach granic, jak się u nas nazywa miedze. Oczywiście połykanie jednego pućka bazi miało przez cały rok chronić przed chorobami gardła. W tym samym celu obory i bydło okadzano kadzidłem zrobionym z palm.
Do świątyni
Od Wielkiego Czwartku aż do rezurekcji milczały dzwony kościelne. Wtenczas zamiast nich, słychać było powszechnie klekotki i grzechotki, używane z lubością przez dzieci. Podobno istniał kiedyś w Polsce zapomniany już zwyczaj karania w Wielki Piątek Judasza za zdradę Chrystusa. „Uosabiał go bałwan wypakowany gałganami i szmatami. Bałwanowi temu kładziono do kieszeni 30 kawałków szkła i oprowadzano go po mieście. Następnie rzucano go z wieży kościelnej, nareszcie zaś po gruntownym obiciu kijami, topiono w rzece.
Wymierzano też karę na barszczu i śledziu za to, że przez tydzień nie dopuszczały nic innego do żołądka. Śledzia wieszano na suchej wierzbie, barszczowi zaś grożono, że zakopany będzie w garnku w ziemi. Do niesienia tego garnka upatrywano stosownie naiwną ofiarę, której w pochodzie rozbijali towarzysze garnek nad głową, rozbiegając się potem w różne strony”. Wielki Tydzień to kulminacja Wielkiego Postu, który zaczynał się od środy popielcowej. Odkąd pamiętam, masa wiernych uważa ten dzień za wyjątkowe święto kościelne i nawet najbardziej „letni” katolicy, którzy przez cały rok nie zaglądają do kościoła tłumnie wypełniają tego dnia świątynie, by przyjąć we włosy szczyptę popiołu (wielu z nich, mimo przypadającego tego dnia ścisłego postu, potrafi po mszy św. udać się „na piwo).
Chociaż dziś utyskujemy nad reklamową otoczką wszelkich świąt (bo obecnie liczy się wyłącznie ona) to i 100 lat temu były reklamy. Reklamy pojawiały się także „z okazji” Wielkiego Postu, a ich „bohaterami” były głównie ryby. I tak w 1893 r. obywatelom Prus Zachodnich, czyli Pomorza, polecano wysyłkowo „Na post”: „świeże śledzie solone w beczułkach po 10 funtów (5 kg) po 3 marki, wyborne śledzie smażone w beczułkach po 10 funtów po 3,5 marki, wyborne śledzie delikatesowe w 4-litrowych puszkach po 4 marki i świeże wędzone piklingi w paczkach pocztowych po 3 marki”. W końcu XIX w. można było w naszych sklepach kupić „stokfisza suchego, najlepszego islandzkiego”. Ze śledzi najlepsze były wówczas śledzie „matjes”, czyli po naszemu matyjasy (także w okresie międzywojennym o czym wspominali moi dziadkowie, próbują także i dzisiaj takie być), a po holendersku „dziewicze”, jak objaśniano, które „się połowiło wcześnie przed tarciem, a więc z pełnym ikrem i mieczem. Uważane one bywają za najlepsze, a mogą być w handlu tylko w porze wiosennej”.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?