Afera przedszkolna w Golubiu-Dobrzyniu! Sprawa już w prokuraturze
Według dyrektorki przedszkola, to pan Y. w porozumieniu z jedną matek nasłał jej do placówki kontrolerów. Zawiadomienia do stosownych organów podpisane były przez matkę, ale "stał za nimi pan Y., na co wskazywała treść i słownictwo" - przekonana jest kobieta. Efektem zawiadomień, dotyczących m.in. kwalifikacji nauczycieli, form terapii i wydatkowanie pieniędzy, były urzędnicze kontrole. - Niczego złego u nas nie wykryły - podkreśla pani X.
Zobacz też:
Zielona brama toruńskiej starówki z przeszkodami dla niepełnosprawnych
Śmiertelny wypadek w Steklinie pod Toruniem
Oferty pracy od 5 tysięcy wzwyż
Pan Y. w rozmowie z "Nowościami" jest wstrząśnięty zarzutami kierowanymi pod jego adresem. Podkreśla, że nigdy na żadnym zebraniu z rodzicami nie rozpowszechniał nieprawdziwych informacji na temat konkurencyjnej placówki. Więcej - nigdy pani X. nie widział, nie rozmawiał z nią osobiście; nie wie nawet, jak wygląda. Podejrzewa, że dyrektorka punktu przedszkolnego odgrywa się na nim, bo rodzice od niej odchodzą. Jego placówka działa modelowo, zatrudnia 18 osób na umowach o pracę, prowadzi uczciwie terapię. - Ta pani ma najwyraźniej konflikt z rodzicami, a nie ze mną. A już sugerowanie, że wykorzystuję jakieś swoje znajomości w urzędach by nasyłać kontrole jest absurdalne. Wszystko to godzi w moje dobre imię i skontaktuję się z prawnikiem, by przedsięwziąć stosowne kroki prawne - podsumowuje pan Y.