Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Buty na miarę mistrza

Redakcja
But jest dla stopy, a nie odwrotnie. Wie o tym każdy prawdziwy szewc i każdy cholewkarz, szyjący na miarę. Niestety, rzemieślników, którzy umieją zaprojektować i wykonać ręcznie obuwie, ubywa. Dawna sztuka powoli zanika.

<!** Image 3 align=none alt="Image 213064" sub="Sebastian Suchański z Torunia na co dzień żyje z naprawy obuwia, ale jego żywiołem jest projektowanie i szycie butów na miarę. Naukę zawodu zaczynał jako 15-latek. Półtora roku temu założył jednoosobową pracownię, w której wykonuje ręcznie obuwie na indywidualne zamówienie klienta. [Fot. Jacek Smarz]">

But jest dla stopy, a nie odwrotnie. Wie o tym każdy prawdziwy szewc i każdy cholewkarz, szyjący na miarę. Niestety, rzemieślników, którzy umieją zaprojektować i wykonać ręcznie obuwie, ubywa. Dawna sztuka powoli zanika.

Do warsztatu Kamińskich przy Długiej 47 w Bydgoszczy jeszcze w latach 70. i 80. minionego stulecia przychodziło się nie tylko po to, by szewc zreperował obuwie, ale też po to, żeby zamówić buty szyte na miarę - skórzane, idealnie przylegające do stopy i niepowtarzalne.

Takich miejsc było zresztą więcej, nie tylko w Bydgoszczy. W każdym mieście bez trudu można było znaleźć szewca, który wiedział, jak wziąć miarę, wykonać kopyto, zaprojektować cholewkę i zrobić skórzaną podeszwę, a potem z tego wszystkiego uszyć i skleić but, który linią swoich krzywizn będzie przypominał dzieło sztuki, a w dodatku będzie go można nosić i naprawiać przez długie lata.<!** reklama>

Dziś miejsce dawnego zakładu szewskiego Kamińskich zajmuje instytucja niemająca nic wspólnego z rzemiosłem. Sam warsztat, przeniesiony w inne miejsce, działa jeszcze za sprawą wnuka, ale ten na zamówienie szyje rzadko.

Ostatni cholewkarz w mieście

- Jak zrobimy 20 par rocznie, to jest dużo - mówi Patryk Kamiński, uśmiechając się przepraszająco. Prawda jest taka, że nie ma w Bydgoszczy cholewkarza. Ostatnim, który jeszcze szyje od czasu do czasu, jest Bohdan Jodkiewicz. Ma ponad 80 lat: - Panie, butów na miarę nikt już nie robi. Nawet dodatków porządnych się nie kupi. Nie ma zresztą dzisiaj tych ludzi. Wszystko zniszczone - mówi z goryczą mistrz Jodkiewicz. Zachował jeszcze starą maszynę do szycia skór i przyznaje, że czasami, gdy ktoś bardzo prosi, to szyje. - Przeszyję nawet gratis. Ale to żadna produkcja. Zdrowie już nie to - mówi.

<!** Image 4 align=none alt="Image 213067" sub="Na zdjęciu pracownia szewska Opery Nova w Bydgoszczy. Jedna z ostatnich w Polsce. Jej najmłodszy pracownik ma 60 lat. Janusz Kapka pokazuje oficerki, które tańczyły w „Cyganerii”. [Fot. Dariusz Bloch]">- I zleceń nie ma za wiele. Gdyby było sześć zamówień w miesiącu, to tak. Ale zdarza się jedno na jakiś czas - mówi syn mistrza, Jacek Jodkiewicz. Nauczył się fachu ojca, ale na co dzień już tylko poszerza i zwęża cholewki w kozakach.

- Bydgoszcz czy Toruń to nie Warszawa. Jak ktoś ma pieniądze, to do stolicy jedzie po buty na miarę, ale tam ceny są bajońskie - zaznacza.

Obiecałem mojemu mistrzowi

- Trzeba wydać co najmniej trzy tysiące złotych - potwierdza pan Krzysztof (prosi, by nie podawać nazwiska), bydgoski szewc szkolący się w słynnej warszawskiej pracowni „Brunon” Jacka Kamińskiego, szyjącej dla polityków i artystów z pierwszych stron gazet. Na razie prowadzi tylko usługi szewskie, ale wkrótce zamierza ruszyć z szyciem na miarę.

<!** Image 5 align=none alt="Image 213068" sub="Patryk Kamiński przejął prowadzenie zakładu szewskiego po ojcu i dziadku. Obuwie na miarę robi rzadko. Głównie dla klientów z nietypową stopą. [Fot. Dariusz Bloch]">- Mojemu mistrzowi Janowi Szymczakowi z Łowicza obiecałem, że będę kontynuował ten zawód i teraz chcę wrócić do tradycji. Na razie wykonuję buty dla najbliższych. Wystawiłem też dwie pary w warsztacie i ludzie się nimi interesują - opowiada pan Krzysztof. Jego ceny: o połowę niższe niż w Warszawie. Mówi, że kiedy przed laty zdawał egzamin czeladniczy, musiał własnoręcznie wykonać jedną parę obuwia. - Sześć lat uczyłem się tego zawodu siedząc na stołku naprzeciwko mistrza. Tego nie można się nauczyć w kilka miesięcy - mówi.

W warsztacie Patryka Kamińskiego na półce czekają na odbiór białe sandałki o małym rozmiarze 33. Zamówiła je 80-letnia klientka, która przyniosła własną skórę. Cholewki wykonał mistrz Jodkiewicz. Kobieta zapłaci za wszystko 150 złotych. Obok stoją czarne męskie pantofle (błędnie nazywane półbutami), na dość wysokim jak dla mężczyzny obcasie. Koszt wykonania: 200 złotych. Cholewa ze skóry, obcas syntetyczny. Przyjdzie po nie starszy, niewysoki pan.

<!** Image 6 align=none alt="Image 213069" sub="Józef Michalski (71 lat) z pracowni Opery Nova w Bydgoszczy pokazuje zabytkową prasę do klejenia spodów [Fot. Dariusz Bloch]">- Przychodzą do nas ludzie w różnym wieku i z różnymi sprawami. Maturzystka, która ma stopę numer 48. Niski mężczyzna, który chce mieć obcas sześciocentymetrowy. Jedni nie mogą dostać dla siebie gotowych butów w sklepie, bo mają nietypową albo zdeformowaną stopę, inni chcieliby mieć buty, jakie nosili w czasach swojej młodości. Kowbojki, sztifle, nawet zwykłe laczki, ale ze skóry - mówi Patryk Kamiński.

Zeszyty pełne stóp

Nie ma człowieka, który miałby obie stopy identyczne. Zazwyczaj jedna z nich jest szersza, bo to na niej częściej opieramy ciężar ciała. W pracowni szewskiej bydgoskiej Opery Nova wiedzą o tym doskonale. Rocznie wykonuje się tu około 1000 par pantofli, trzewików, kozaków, butów baletowych, historycznych i jakich tylko zażyczą sobie scenografka czy scenograf, a ich życzenia nie są łatwe do spełnienia.

Kierownik pracowni Józef Michalski (od ponad 30 lat szyje dla artystów sceny), mężczyzna o siwych włosach i niezwykle silnym uścisku dłoni, sięga po duże bruliony w sztywnych okładkach. Każdy ma inny tytuł: chór, balet damski, balet męski, statyści, soliści, itp. Na kartkach jest wszystko: nazwisko, rozmiar i oczywiście rysunek stopy. Niektóre rysunki są przerażające.

- Najbardziej zdeformowane stopy mają baletnice. Niektóre to młode dziewczyny. Od tańczenia na pointach. Proszę spojrzeć, jakie szerokie - pokazują Janusz Kapka i Zbigniew Najdowski. Pracuje z nimi jeszcze cholewkarz Stanisław Szramski, ale dzisiaj musiał pójść do lekarza. Średnia wieku w pracowni - powyżej 60 roku życia.

- Jakoś to jeszcze ciągniemy, ale przykro mówić, jesteśmy chyba ostatnim pokoleniem - wyznaje Józef Michalski. Prowadzona przez niego pracownia jest jedyną w regionie i jedną z nielicznych w Polsce. Kiedy zbliża się czas premiery nowej sztuki, szyje się buty bez wytchnienia, od rana do wieczora.

Następców brak

- Dobry artysta najmniej grymasi. Przymierzy, pochwali i już. A słaby będzie wybrzydzał, każe poprawiać, a potem i tak nie wystąpi. Ale buty mu trzeba zrobić, bo w każdej obsadzie są rezerwowi - mówią szewcy z opery.

Kiedyś do drugiej w nocy zwężali cholewy wysokich butów, prawie 30 par, bo pracownia w Łodzi, której z nadmiaru pracy wyjątkowo zlecono część roboty, źle wywiązała się z zadania.

- Następców nie mamy. Jak przyjdzie młody, posłucha, jak my tu harujemy, to kręci nosem, powie coś niecenzuralnego i znika szybciej niż się pojawił - nie ukrywa Józef Michalski.

W toruńskiej pracowni „Jakub & Kacper”, działającej od półtora roku, tak szaleńczego tempa pracy nie ma, bo jednoosobowy zakład Sebastiana Suchańskiego nie ugina się od nadmiaru zleceń. Ponad 20 par rocznie to wszystko, co zamawiają klienci, dla których szyje się na miarę. - To trochę mało. Otwierając zakład liczyłem na to, że będzie więcej zleceń. Na początku nie szło najgorzej - mówi Suchański. Ma 34 lata i o produkcji butów wie bardzo dużo. Ukończył w Częstochowie Technikum Obuwnicze, pracował w znanych polskich firmach jako konstruktor kopyt i projektant podeszew. W Londynie przez 7 lat zajmował się, m.in., naprawą ekskluzywnego obuwia takich marek jak Crockett&Jones, Armani, Gucci, Labattini. Klientki powierzały mu buty, których ceny zaczynały się od tysiąca funtów.

Smutna polska ulica

- Nasza ulica z perspektywy buta, w porównaniu do angielskiej czy francuskiej, wygląda bradzo smutno. Dominuje chińszczyzna. Szkoda, bo gdyby przeciętnego Polaka, tak jak Francuza czy Anglika, stać było na skórzane, porządne buty, my szewcy też mielibyśmy więcej pracy - mówi Sebastian Suchański.

Na jednej z półek w warsztacie ambitnego szewca widać rząd kopyt i woreczki z szablonami cholewek. Mężczyzna projektuje je, wycina i szyje własnoręcznie. Wszystko robi na miejscu w niewielkim warsztacie na starówce. Wykonanie pary butów zajmuje mu od jednego do dwóch tygodni. Ceny jego rękodzieł niewiele różnią się od cen markowych butów, jakie można dostać w sklepie.

- Kocham to robić. Nie ma dla mnie piękniejszej chwili niż ta, kiedy klient przymierza gotowe buty i mówi: „Jak ten but pięknie na mnie leży” - mówi Suchański.


Fakty

But butowi nierówny

W Londynie jest John Lobb, w Rzymie Gatto, w Paryżu Corthay, a w Warszawie Jan Kielman i Jacek Kamiński. Szyją dla papieży, rodzin królewskich, gwiazd kina i osobistości świata polityki. Buty od Lobba to wydatek kilku tysięcy funtów.

W Bydgoszczy i Toruniu za buty szyte na miarę trzeba zapłacić kilkaset złotych, co nie jest ceną wygórowaną. W Warszawie rozmowa zaczyna się od ok. 2 tysięcy złotych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska