Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byłam dziwakiem

tekst: Dominika Kucharska, zdjęcia: Tomasz Czachorowski
Nie jestem dinozaurem. Przeszłam w swoim życiu przez wszystkie nośniki muzyczne. Dzięki temu wiem, że dźwięku z winyli nie da się zastąpić - mówi Dominika Pora, właścicielka Lamminamu, pierwszego w Bydgoszczy sklepu z płytami winylowymi.

Nie jestem dinozaurem. Przeszłam w swoim życiu przez wszystkie nośniki muzyczne. Dzięki temu wiem, że dźwięku z winyli nie da się zastąpić - mówi Dominika Pora, właścicielka Lamminamu, pierwszego w Bydgoszczy sklepu z płytami winylowymi.
<!** Image 3 align=none alt="Image 221043" sub="Fot.: Tomasz Czachorowski">
Rynek w bydgoskim Fordonie. Każdego dnia swoje stoisko rozstawiała tam pani handlująca winylami. Wśród straganów z warzywami, owocami, firankami i ubraniami, nie zawsze pierwszej jakości, Dominika Pora dostrzegła wtedy magię zamkniętą w czarnym jak smoła krążku. Panią od winyli odwiedzała zawsze w drodze ze szkoły.

<!** reklama>

Kupowała co popadnie, hurtowo. Te gorsze płyty kosztowały 5 złotych. Za te lepsze trzeba było wyłożyć dwa razy więcej. Przynajmniej piątaka Dominika zostawiała swojej ulubionej handlarce codziennie.

Swój pierwszy gramofon dostała, gdy miała 13, może 14 lat. Teraz ma swój sklep z winylami przy ul. Gimnazjalnej w Bydgoszczy. Teraz ona stała się magiczną handlarką…
Domowe łupy
Pod drzwiami do Lamminamu zjawiamy się jeszcze przed godziną otwarcia. Dziewczyna wbiega, przepraszając za spóźnienie. Utknęła w urzędzie skarbowym - chleb codzienny osoby stawiającej pierwsze kroki we własnym biznesie.

Prowadzenie sklepu z winylami nie zobowiązuje do stawiania się w pracy w garsonce i szpilkach. Do tego miejsca znacznie lepiej pasują jeansy, koszulka i trampki. - Wybaczcie moją fryzurę. Nie mam czasu, żeby podciąć grzywkę - mówi 26-letnia świeżo upieczona bizneswoman.

Dominika otwiera ciężkie drzwi. Wchodzimy do środka. Podłoga wyłożona jest drewnianymi deskami. Po lewej malowniczy kredens znaleziony u babci w piwnicy. Widzę okładkę z młodym Johnem Travoltą. Buty na koturnach i dzwony - kwintesencja „Gorączki sobotniej nocy”. Na stolikach leżą urocze pocztówki z hasłami typu „Powinszowania imienin”. Po prawej dumnie prezentują się dwa fotele wyglądające jak te sprzedawane w sklepach z antykami.

Centralne miejsce zajmują skrzynki z płytami. Siadamy na retro leżaczkach (zdrobnienie jest celowe, bo nigdy nie widziałam mniejszych). W adapterze leniwie obraca się winyl z koncertem Fleetwood Mac. Odpływamy w rozmowę.
Biznes winylem się toczy
Zaczynała od 1000 płyt. W planach ma potrojenie tej liczby. Sam pomysł na winylowy biznes zrodził się… z problemów ze znalezieniem pracy. - Może nie do końca ze znalezieniem jakiejkolwiek pracy. Trudniejsze było trafienie na taką, która by mnie satysfakcjonowała - mówi.

Zawodowym eldorado miała okazać się stolica. Dominika pojechała do Warszawy, ale pobytu tam nie wspomina dobrze. Pracowała jako office menadżer w kancelarii adwokackiej. - Byłam tam nieszczęśliwa i uparłam się, że wrócę do Bydgoszczy. Jednocześnie perspektywa pracy za najniższą krajową nie nastawiała mnie pozytywnie.

Pomyślałam o własnym biznesie. I pomysł przyszedł. Siedzę z tatą na kanapie. Tata spogląda na stojący naprzeciw gramofon i mówi: „a dlaczego nie sklep z winylami?”. No i jest. Ludzie przychodzą tu, żeby posłuchać muzyki, podyskutować, dzielić się wiedzą. Jestem kompromisem między pasją a biznesem. To pozwala mi zachować zdrowy rozsądek.
Niedaleko pada jabłko…
Płyty winylowe były wspólną pasją ojca i córki. Razem je kupowali i razem delektowali się zapisanym na nich dźwiękiem.

Wspomniany pierwszy gramofon Dominika dostała właśnie od taty. Winylowego bakcyla złapała też jej siostra. - Z dala od płyt trzyma się tylko nasza mama. Zdarza się jej sprezentować nam jakąś płytę, ale nie jest to jej pasja.

Z biegiem lat te hurtowe zakupy na fordońskim rynku ustąpiły miejsca świadomemu kupowaniu. Jedną z pierwszych płyt, która szczególnie zapadła Dominice w pamięć, był krążek The Dead Kennedys. Winyl z punkowym graniem kupiła w prezencie dla swojej ówczesnej miłości. - To była jedna z tych droższych płyt, za dychę. Chłopak był zachwycony, a ja niestety nigdy jej nie przesłuchałam.
Nie jestem dinozaurem
- W gimnazjum byłam dziwakiem. Teraz jednak do mojego sklepu przychodzą licealiści,
którzy zaskakują mnie swoim podejściem.

Wiedzą znacznie więcej niż ja, gdy kupowałam pierwsze płyty. Zwracają uwagę na tłoczenia. Ja w ich wieku kierowałam się przede wszystkim tym, czy lubię dany zespół, czy nie. Nie jestem jednak dinozaurem. Przeszłam przez wszystkie nośniki muzyczne. Dzięki temu wiem, że dźwięku z winyli nie da się zastąpić.

Teraz, gdy wracam z pracy, nawet nie włączam radia w samochodzie. Muzyka, której słucham w sklepie, tak mi odpowiada, że nie chce jej psuć niczym innymi - mówi Dominika.

Podchodzimy do skrzynek z alfabetycznie ułożonymi płytami. Dominika delikatnie przesuwa palcami po grzbietach kwadratowych kopert. - Jest wśród nich taka, której nie sprzedasz? - pytam się. - Tak. Singiel i longplay Black „Wonderful Life”. Płyta powstała w roku, w którym się urodziłam. Mam do niej sentyment, a poza tym uwielbiam tę piosenkę, jej tekst.

Te krążki wystawię na sprzedaż tylko wtedy, gdy znajdę je w lepszej jakości.
W garniaku i w trampkach
Spoglądam na zegarek. Wskazówka pokazuje godzinę 10 rano. O tej porze Dominika otwiera. Co zaskakujące, punktualnie o 10 do sklepu wchodzi pierwszy zainteresowany. Dziś przyszedł głównie po to, żeby wybadać teren.

Przez kilkanaście minut dokładnie przegląda zbiory. W międzyczasie przychodzi kolejny pan, który nieśmiało proponuje Dominice kupno płyt ze swojej kolekcji.

Kto przychodzi do Lamminamu? Od wspomnianych licealistów, przez pasjonatów, kończąc na eleganckich mężczyznach w krawatach.

Gdy biznes wystartował, okazało się, że mnóstwo ludzi kręci klimat muzyki puszczanej z gramofonu lub patefonu. - Na pogawędki o płytach winylowych przychodzi do mnie pan, który pracuje w urzędzie.

Ma ogromną wiedzę. Pierwszy raz w sklepie pojawił się z kartką, na której miał wypisane wątki, które chciałby ze mną poruszyć. Tacy ludzie inspirują.

Mówił nie tylko o muzyce, ale także o tym, jak prowadzić biznes. To było bardzo cenne spotkanie - przyznaje Dominika.
Znak stopu
W ofercie sklepu jest także czyszczenie płyt. Stan sprzedawanych w Lamminamie winyli jest różny. - To krążki z drugiej ręki i zawsze mówię o tym wprost. Są tu winyle, których nie da się słuchać, ale zjawiają się klienci, którzy je kupują tak po prostu, żeby je mieć w domu.

Może się za późno urodziłaś? - pytam. - Nieraz tak myślę, ale nie chodzi tu o muzykę. Bardziej żałuję tego, że obecnie relacje międzyludzkie wyglądają inaczej, że tak pędzimy. A jeśli chodzi o winyle, to wiem, że teraz jest mój czas.

Te płyty ciągle gdzieś krążą. Są na strychach, piwnicach. Cierpliwie leżą w szafach starych mieszkań czekając, aż ktoś po nie sięgnie. Dziś wszyscy gdzieś biegniemy, a jednocześnie za wszelką cenę chcemy się zatrzymać.

Mój znak stopu to celebracja muzyki.**

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiał oryginalny: Byłam dziwakiem - Express Bydgoski

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska