Chora sprawa z L-4

Mamy środek chorobowego sezonu. Obroty w aptekach rosną, kolejki w przychodniach się wydłużają, a w niejednej firmie kadrowcy włosy sobie rwą z głowy z powodu wysypu L-4.

Bardzo to ciekawy druk. Radosław Milczarski, rzecznik Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, przyznał „Rzeczpospolitej”, że według szacunków jego firmy aż co dziesiąte zwolnienie lekarskie jest „lewe”. I jest tak od lat. Przy milionach wydawanych każdego roku zwolnień skala tego przekrętu jest gigantyczna. Część tych oszustw jest ujawniana. Tylko w pierwszej połowie zeszłego roku, po kontrolach, ZUS obniżył lub wstrzymał świadczenia na ponad 102 miliony zł! A ile takich zwolnień przeszło niezauważonych? Skala zjawiska lewych zwolnień to dobry symbol chorób trawiących i społeczeństwo, i państwo. Dziesiątki tysięcy ludzi - lekko licząc - prawych zapewne i zacnych obywateli nie widzi problemu w kombinacjach z L-4. Kombinują, bo są lekarze, którzy łączą jakoś etykę zawodową z wystawieniem zwolnienia dla chorego na niby. Na dodatek państwo od lat nie potrafi sobie z tym poradzić. To jest chore.