Czasy PRL-u obfitowały w akcje i kampanie. Latem każdego roku trwała kampania szkolna. Prasa informowała co jakiś czas o kłopotach, związanych z budową szkół, i opóźnieniach w przeprowadzaniu remontów z powodu braku materiałów albo pracowników. Często okazywało się, że właśnie dlatego początek roku szkolnego był w poszczególnych placówkach opóźniany. Drugą sprawą były nieregularne, zbyt małe bądź spóźnione dostawy do sklepów odzieży szkolnej; wymaganego zmiennego obuwia, strojów gimnastycznych czy teczek i tornistrów.
Zobacz także: Na tropie pierwszego krzyżackiego Chełmna
Osobną rzeczą były podręczniki i przybory szkolne. Abstrahując od tego, że wszystko, a szczególnie zeszyty, było szare i brzydkie, to jeszcze zawsze czegoś brakowało. A jak już „rzucili”, to przeważnie papier w zeszytach był tak podłej jakości, że atrament (długopisy do lat 70. były rarytasem) nie zasychał równomiernie, rozlewając się. Dlatego prawdziwą furorę robiły sprowadzane z Chin, Węgier czy NRD piórniki, pióra wieczne, długopisy (np. słynne zenithy albo dwu- i trzykolorowe), suwaki, ekierki, kredki, ołówki z gumką. Nikt nie potrafił rozwiązać kwestii sprzedaży i skupu podręczników używanych. W końcu lat 60., aby poprawić choć częściowo sytuację na rynku, zakazano np. używania zeszytów w biurach i urzędach.
Dzień spędzony w kolejce
- Kiedy byłem w starszych klasach podstawówki i sam chodziłem po szkolne zakupy do sklepu papierniczego, mama wysyłała mnie tam już w lipcu - wspomina Jan Cichocki, dziś emeryt. - Wtedy była szansa, że uda się kupić bez kolejki, oczywiście nie wszystko, czego potrzebowałem, bo zawsze czegoś brakowało: a to cyrkli, a to okładek na podręczniki, a to liniuszków do gładkich zeszytów, a to bloków rysunkowych czy technicznych, wycinanek albo zeszytów w trzy linie czy do nut. To jednak było już mniej uciążliwe, po 10 września znów można było w miarę normalnie kupować i wtedy przeważnie do sklepów coś, czego wcześniej brakowało, „rzucali”. Kiedyś w lipcu nie chciało mi się iść po szkolne zakupy, w sierpniu pojechałem na kolonie i wróciłem pod koniec miesiąca. Mama zaraz rano wysłała mnie do sklepu po szkolne zakupy, ale przed każdym papierniczym w mieście stał długi „ogonek”. Skończyło się tak, że zamiast na obiad, do domu wróciłem na kolację i obiecałem sobie solennie, że nigdy więcej nie będę odkładał zakupów na przełom sierpnia i września...
Zobacz także: Zwierzyny nie widać, ptaki nie śpiewają. Jeszcze wczoraj tu był las...
Największe braki w brulionach
W 1963 roku pomorska prasa pisała: „Nalot na sklepy papiernicze zaczął się już w lipcu. Największe braki wystąpią w brulionach, protokolarzach, blokach i kalkach technicznych, wycinankach i akwarelkach. Niewystarczająca będzie ilość ekierek i liniałów.”
Dekadę później „Ilustrowany Kurier Polski” pisał o długich kolejkach, stojących na ulicach. Ekspedientki zamykały drzwi sklepów papierniczych o godz. 18, ale obsługa trwała zwykle do 19 i dłużej, brakowało wszędzie okładek na podręczniki dla pierwszaków, dzienniczków ucznia i... pędzelków.
W erze Edwarda Gierka sytuacja zaopatrzeniowa stopniowo poprawiała się. Aby zmniejszyć kolejki przed sklepami zróżnicowano nawet termin rozpoczęcia roku szkolnego - podstawówki zaczynały 20 sierpnia, szkoły ponadpodstawowe tradycyjnie 1 września. Niewiele pomogło.
Zobacz także: SOS dla zielonej energii! Elektrownie wodne stają się nierentowne
Jedna z kierowniczek sklepu papierniczego w naszym regionie tak oceniała zaopatrzenie pod koniec sierpnia 1979 roku: „Sytuacja jest beznadziejna. Szczególnie niepokoi brak pomocy niezbędnych pierwszym klasom: piórników, klejów, plasteliny, kredek itp. Mimo wielokrotnych interwencji ze strony Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Handlu Wewnętrznego nie doczekaliśmy się niezbędnych dostaw”.
Prawdziwą klęskę w kwestii szkolnego zaopatrzenia przyniosły lata 80. To był wyjątkowo trudny czas. W sklepach brakowało praktycznie wszystkiego. Wprowadzono talony na książki, rozprowadzane przez szkoły, ale tylko nieliczne zrealizowane zostały do końca czerwca, zanim rozpoczęły się wakacje.
Sprzątaczki pilnie poszukiwane
W czasach PRL-u brakowało nie tylko szkolnych pomocy. Nowo wybudowana szkoła na bydgoskich Bartodziejach w latach 80. była zamknięta jeszcze po rozpoczęciu roku szkolnego. Budopol nie zdążył obiektu przekazać oświacie. Nauka w klasach miała zacząć się dopiero 7 września. Sala gimnastyczna służyć miała od połowy października, podobnie stołówka, a boisko szkolne miało być gotowe dopiero na wiosnę. Były kłopoty z personelem, do chwili rozpoczęcia nauki brakowało 10 sprzątaczek i kilku kucharek.
W Toruniu - dzięki prasowej inicjatywie - produkcji szkolnych pomocy w ograniczonym zakresie podjęła się miejscowa spółdzielczość - jej wyroby - m.in. tornistry i zeszyty - trochę poprawiły sytuację.
W 1982 roku wprowadzono dla niektórych klas bezpłatne podręczniki - z obowiązkiem ich zwrotu po zakończeniu roku szkolnego. W Bydgoszczy z kolei wprowadzono - jako ewenement - talony na artykuły szkolne. Protestowali przeciw temu m.in. studenci, którzy talonów nie dostali, a zeszytów, ołówków, bloków technicznych etc. w wolnej sprzedaży nie było wcale.
Zobacz także: Komu grozi szybka eksmisja na bruk?
W 1983 roku na stoisku papierniczym w starym domu towarowym na Rynku Staromiejskim w Toruniu - jak informowała prasa - brakowało bloków technicznych, okładek na książki i zeszyty, kredek, piórników. Z zeszytów dostępne były tylko 60-kartkowe w kratkę i gładkie. W sklepie papierniczym przy ul. Dzierżyńskiego (dziś Chełmińskiej) nie było zeszytów 16-kartkowych w kratkę, dzienniczków i okładek, brakowało nawet papieru do obłożenia książek. Kredki były tylko woskowe. Towaru z dostaw wystarczało na kilka godzin, bloki techniczne sprzedawano po 2 sztuki na osobę, kredki ołówkowe - po 1 pudełku. Od tygodnia nie było wycinanek i zeszytów do nut, od roku brakowało piórników. W sklepie nie było też ani jednego długopisu!
Kupić za małe czy za duże?
Także w 1985 roku pomorska prasa zrobiła „przegląd” stanu zaopatrzenia w artykuły odzieżowo-obuwnicze dla uczniów: „Z odzieży skończyły się już białe bluzki dziewczęce i do 1 września żadnych dostaw nie będzie. Kłopoty lada dzień mogą się zacząć ze spódniczkami. Przy ubiorach dla chłopców brakuje określonych rozmiarów, więc wielu rodziców staje przed wyborem - kupić za małe czy za duże? Nie ma w ogóle dresów, tanich trampek czy tenisówek”.
Dwa lata później to 1 września odnotowano jako dzień rekordowych kolejek. „Uczniowie, po otrzymaniu informacji, co będzie potrzebne, jeszcze w biało-granatowych strojach, gremialnie ruszyli do sklepów papierniczych i księgarń. Takiego oblężenia do godzin wieczornych nie pamiętali najstarsi sprzedawcy”.
Kłopoty uczniów i ich rodziców skończyły się dopiero z nadejściem wolnego rynku w 1989 roku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?