[break]
A wszystko to, by media były uczciwe i mówiły prawdę. Niewątpliwie. Jedynie słuszną prawdę. Jeśli ktoś wierzy, że gdy Lisa zastąpią bracia Karnowscy, Tadlę - Anita Gargas a Kraśkę - dajmy na to - Krzysztof Skowroński, telewizja zyska dzięki temu na obiektywizmie i bezstronności, to już jego sprawa. W każdą bajkę można uwierzyć. Poseł Czabański zapewnia, a ja mu absolutnie wierzę. Dlatego nie mam złudzeń, że media publiczne czeka czystka. I szczerze mówiąc, rozpaczać nie będę. Chciałbym telewizji publicznej, w której w poniedziałek byłby Lis, we worek Skowroński, a w środę, żeby np. profesor Sadurski polemizował z prof. Zybertowiczem - takiej bardziej byłoby mi żal.
I pewnie będzie się o tym mówiło dużo: kto kogo sczyści, kto kogo namaści. Obawiam się, że cała dyskusja o statusie polskich mediów publicznych zginie gdzieś pomiędzy triumfalizmem tych, którzy cieszyć się będą, że wreszcie „nasi biorą media” a lamentami tych z drugiej strony, grzmiących, że „PIS zawłaszcza państwo i zwija wolność słowa”.
Szkoda, bo akurat pomysł na media publiczne nowej ekipy - jeśli tylko oddzielić go o politycznych kontekstów - choć mało nowatorski, generalnie jest niegłupi. Tysiąc razy pisałem w tym miejscu o absurdzie, jakim jest to, że media publiczne mają powinności publiczne, a jednocześnie są one - TVP SA, Polskie Radio SA plus siedemnaście rozgłośni regionalnych - spółkami prawa handlowego, z definicji swej powołanych do generowania zysku.
PiS planuje przekształcić je ze spółek w instytucje użyteczności publicznej. Byłyby one finansowane w 75 procentach z opłaty audiowizualnej, której PO nie miało odwagi wprowadzić, niższej niż obecny abonament, ale ściąganej sprytniej, bo razem z fakturą za prąd lub rozliczanej wraz z podatkami.
Pozostałe 25 procent to, jak rozumiem, wpływy z reklam. W programie PiS zapisane jest, że dotacja publiczna wynosiłaby ok. 1,5 mld zł, czyli 1 promil PKB. W warstwie programowej media publiczne miałyby się koncentrować na prezentacji „kultury wysokiej” i „pogłębionej debaty publicznej” oraz funkcjach edukacyjnych.
Media wyjęte z degenerującego je wyścigu o jak najwyższą oglądalność - bo to właśnie maksymalizuje zyski z reklam - mogą sobie na taki ambitny program pozwolić. I to miałoby sens, gdyby przyjąć, że naprawdę chodzi tu o uzdrowienie mediów publicznych, a nie ich trywialne przejęcie, a potem sprawniejszą kontrolę.
I jeszcze ciekawostka. Jeśli 3/4 budżetu mediów publicznych miałoby pochodzić z opłaty audiowizualnej, a jedynie 1/4 z reklam, to jeśli mnie rachunki nie mylą, przy 1,5 mld z opłaty audiowizualnej wszystkie media publiczne mogłyby dorobić na reklamach najwyżej 500 mln. Tymczasem sama tylko TVP SA miała w 2014 roku ponad 900 mln przychodów reklamowych (dane TVP). Tą górką kilkuset milionów, które media publiczne zostawiłyby na rynku, chętnie podzieliłyby się media komercyjne na czele z gigantami: grupami TVN i Polsat. Tak więc najlepiej na pomysłach PiS zarobi Solorz i Amerykanie od TVN. Taki układ.
Idzie nowe
Według propozycji PiS, media publiczne mają być utrzymywane głównie z obowiązkowej opłaty audiowizualnej, płaconej z rachunkiem za prąd lub PIT-em. Zródło to miałoby zasilić publiczną telewizję i radio kwotą ok. 1,5 miliarda złotych.
Trwa stare
Mimo szumnych i wielokrotnych zapowiedzi PO, że finansowanie mediów publicznych zmieni się, do dziś mamy stary, nieefektywny system abonamentowy. W zeszłym roku KRRiT zebrała z abonamentu 750 mln zł (100 mln zł więcej niż w 2013 r.). 444 mln zł trafiły do TVP, reszta do Polskiego Radia i stacji regionalnych radia publicznego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?