Tragedia rozegrała się w nocy z niedzieli na poniedziałek. Mieszkańców zbudził przeraźliwy krzyk. Okazało się, że w budynku szaleje pożar. Pochłonął jedną ofiarę.
<!** Image 2 align=none alt="Image 173797" sub="Tragedia rozegrała się w tym bloku. Niektórzy mieszkańcy najwyższych pięter musieli w śnocy ewakuować się przez dach. / Fot. Paweł Kędzia">- Obudził nas krzyk - mówią mieszkańcy. Przeraźliwy wrzask dochodził z mieszkania pięćdziesięcioletniej kobiety. - To był czarny, gryzący, gorący dym - dodaje inny z mieszkańców. - Próbowałem zbiec po schodach, ale zacząłem się dusić.
Najwcześniej na miejscu pojawiła się policja.
- Patrol skierowany w miejsce zdarzenia z daleka zauważył dym i ogień wydobywający się z mieszkania na parterze. Natychmiast wezwał posiłki. Funkcjonariusze, którzy jako pierwsi byli na miejscu, przystąpili do akcji ratunkowej - relacjonuje sierż. Agnieszka Szczucka, oficer prasowy policji w Brodnicy. - Sierż. Sławomir Gołębiewski i st.sierż. Monika Fodrowska oraz sierż. Marcin Szczepański i st. sierż. Wojciech Żołnowski wyciągali ranne osoby przez okna płonącego budynku.
<!** reklama>Do czasu przyjazdu strażaków funkcjonariusze pomogli czternastu osobom. Ogień rozprzestrzenił się na klatkę schodową, co w połączeniu z silnym zadymieniem uniemożliwiało ucieczkę z wyższych pięter.
- Przechodziłam po rynnach do sąsiadów. Mąż wciągnął mnie przez okno - opowiada jedna z kobiet.
- Na przyjazd straży pożarnej czekaliśmy 40 minut - skarżą się lokatorzy.
- Zgłoszenie z policji otrzymaliśmy 39 minut po północy. Po pięciu minutach jednostki były na miejscu - zapewnia st. kpt. Piotr Rutkowski, zastępca komendanta straży pożarnej w Brodnicy.
Po dotarciu strażacy przystąpili do gaszenia pożaru i ewakuacji mieszkańców.
- Osiem osób, w tym troje dzieci, wyprowadziliśmy od frontu po drabinach, trzy z tyłu przy pomocy skokochronu i trzy przez klatkę schodową - wylicza strażak.
- Strażacy, osłaniając przed ogniem własnym ciałem, wyprowadzili płonącą klatką schodową troje lokatorów - mówi Agnieszka Szczucka.
Od gorących, toksycznych gazów zajęła się już rynna. Równolegle do działania przystąpiły służby miejskie.
- Zobaczyłem ludzi przed blokiem w piżamach, bez butów. Ściągnąłem z PGK ogrzewany autobus, w którym umieściliśmy wszystkich - mówi Marian Chwiałkowski, szef zarządzania kryzysowego w mieście. - Kiedy straż przestała lać wodę, każdy po kolei w asyście strażaka wchodził do swojego mieszkania po rzeczy osobiste, pieniądze, koce i jakąś odzież. Postawiłem strażników miejskich, żeby nie dochodziło do ewentualnych kradzieży. Zapewniliśmy ludziom kawę, herbatę i śniadanie. Nad ranem część mieszkańców poszła do rodzin, inni do pracy. BTBS przygotował malarzy, murarzy i ekipy do podłączenia prądu. Już w nocy agregat chcieliśmy ściągnąć, żeby nie popsuła się żywność w lodówkach, ale prokurator zabronił.
W poniedziałek wszyscy mieli wrócić do swoich wyremontowanych już mieszkań.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?