Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak kiedyś bawiono się w sylwestra?

Roman Such
Dziś cofamy się pamięcią do Torunia sprzed  80 lat, aby powspominać, jak wtedy bawiono się w sylwestra
Dziś cofamy się pamięcią do Torunia sprzed 80 lat, aby powspominać, jak wtedy bawiono się w sylwestra nadesłana
Dziś cofamy się pamięcią do Torunia sprzed 80 lat, aby powspominać, jak wtedy bawiono się w sylwestra.

Takim ogłoszeniem prasowym na powitanie 1937 roku zapraszał gospodarz Dworu Artusa w Toruniu Lucjan Witek.

Jak wynika z relacji zamieszczanych w „Słowie Pomorskim”, w Toruniu w tego sylwestra bawiono się jak rzadko kiedy - nie tyle drogo, ile ochoczo, ze staropolskim rozmachem.

Zabawy sylwestrowe, jak przede wszystkim zabawa policji, na której trudno było znaleźć miejsce, zabawa Białego Krzyża, zabawa „Dzwonu”, zabawa w Konfraterni Artystów i inne miały wyjątkowe powodzenie - relacjonował nasz kolega po piórze sprzed osiemdziesięciu lat. - W lokalach publicznych bawiono się w najlepsze do późnej godziny. Wesoła farsa „Pan minister na inspekcji” w Teatrze Ziemi Pomorskiej wystawiana była dwukrotnie (o godz. 20 i 23) przy wyprzedanych biletach. Kina oczywiście również były przepełnione.

W godzinach wieczornych tłumy wiernych brały udział w nabożeństwach dziękczynnych, które odprawiano we wszystkich toruńskich świątyniach. O godzinie 12 w nocy dzwony kościelne zwiastowały chwile zmiany roku w kalendarzu. W ślad za tym rozlegały się wiwaty na powitanie Nowego Roku. Raz wraz słychać było powitalne wybuchy petard. Tłumy ludzi do późnej nocy defilowały na ulicach, tym bardziej że noc była wtedy ciepła, wcale nie zimowa.

Polecamy! Życzenia noworoczne, na Nowy Rok 2017 - śmieszne wierszyki, smsy, życzenia

Ale co tam prasowe doniesienia, nie bylibyśmy Albumem, gdybyśmy nie mieli relacji z pierwszej ręki. W sylwestrowym balu na powitanie 1937 roku w „Parku Wenecja” uczestniczyła nasza Czytelniczka, Janina Styranowska. Oto jej wspomnienia:

Miałam wówczas sześć lat. Mój ojciec Wiktor Skierski był adiunktem kolejowym, pracował w Okręgowej Dyrekcji Kolei, która wówczas zajmowała gmach obecnego Urzędu Marszałkowskiego. Rodzice posiadali służbowe mieszkanie, właśnie nad salą widowiskową „Wenecji”, którą przed tym przez wiele lat nazywano „Wiktorią”.

Pamiętam, że był to bardzo obszerny, wysoki budynek z dużą salą. Urządzano w niej przedstawienie teatralne, bale, zebrania różnych stowarzyszeń. W tej sali urzędowała też komisja przeprowadzająca pobór rekrutów do wojska. Ojciec trochę był komikiem, udzielał się w grupie teatralnej, przygotowywał przedstawienia, a nawet mi przydzielał niewielkie role. Miałam wejść na scenę, zatrzymać się, czasami powiedzieć jakieś słówko.

Nasze mieszkanie składało się z dużego przedpokoju, dwóch pokojów, kuchni. Był też ogromny taras, tak ogromny, że można było jeździć rowerem. Mieliśmy dwa psy: Azę i Luksa. Luks był bardzo ostry i dlatego był zamknięty.

„Park Wenecja” to nie tylko sala widowiskowa, ale - jak byśmy dzisiaj powiedzieli - cały kompleks wypoczynkowy przy ulicy Grudziądzkiej, między ulicą Legionów a Szosą Chełmińską. Niektórzy mieli tutaj działeczki, płynęła rzeczka, a na niej stał mostek. Grano w tenisa, zimą urządzano lodowisko.

Całością opiekował się pan Groszek, którego imienia nie pamiętam, a który przyjaźnił się z moimi rodzicami. Ja go nazywałam wujkiem. Zajmował on jakieś ważne stanowisko w kolejowej dyrekcji.

Czytaj też: Sprawca brutalnego gwałtu w Rogówku

Pan Groszek był prawdziwą „złotą rączką”. Na terenie parku urządził piękną altankę, w której wypoczywaliśmy, robił ozdobne skrzyneczki, pudełka.

Pochodził ze Lwowa, gdzie mieszkała jego żona i dzieci. Raz nas zaprosił na wakacje do siebie. Przesiadkę mieliśmy we Lwowie, a potem na wypoczynek pojechaliśmy do miejscowości Rozłocz, w pobliżu granicy.

Pamiętam, że z tej „Wenecji” chodziłam do prywatnej szkoły im. Marii Konopnickiej, która mieściła się przy ulicy Warszawskiej. Było na tyle blisko, że często sama chodziłam na lekcje, nikt mnie nie odprowadzał.

Skończyłam trzecią klasę, kiedy wybuchła wojna. Przed samym wybuchem wojny już nie mieszkaliśmy w „Wenecji”, bo chyba ją rozebrano.

W sylwestrową noc na powitanie 1937 roku, słysząc dźwięki muzyki dochodzącej z dołu, w przedpokoju po swojemu tańczyłam walca. Bardzo nalegałam na rodziców, żeby zabrali mnie na zabawę, bo chciałam zobaczyć ten nowy rok. W końcu się zgodzili. Zabrali mnie na dół ubraną w piżamkę, zrobili zdjęcie, unosili wysoko pod sufit.

A potem… Potem zanieśli mnie do łóżeczka. I dla mnie było już po balu - wspomina pani Janina, od kilka lat mieszkająca w Inowrocławiu.

Czytelnikom i Autorom naszego Albumu Rodzinnego życzymy samych dobrych wiadomości na nowe 365 dni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska