Majtki i opozycja z kafeterii [MINĄŁ TYDZIEŃ]

[break]
On sam starł się znów zaś ze swoim niedawnym przybocznym Jarosławem Chmielewskim, który jest PiS-owskim przewodniczącym Rady Miasta Włocławka. Ten z kolei niedawno oświadczył publicznie, że jest gotowy się poświęcić i wystartuje na prezydenta tego miasta. Drogi jego i posła Zbonikowskiego rozeszły się ogromnie, choć nadal należą do tej samej partii. Poseł tydzień temu wezwał swego byłego kumpla, by sprostował zniesławiające go wypowiedzi i postraszył odpowiednim artykułem Kodeksu karnego. Przewodniczący miał bowiem stwierdzić, że parlamentarzysta albo jego środowisko mają związek z niestosownymi SMS-ami, które dostaje. To podobno SMS-y o treści: „zaczynam zabierać się za ciebie”. Tyle że ponoć miał je rozsyłać nie poseł, a niejaki Arkadiusz Horonziak. I obaj twierdzą, że nic ich ze sobą nie łączy. Niezłe jaja. W Toruniu o takich nawet nie mamy co marzyć. Bo niby kto i niby z jakiego powodu miałby na przykład zabierać się za przewodniczącego Marcina Czyżniewskiego???

A Arkadiusz Horonziak to jedna z najbardziej zadziwiających postaci w kujawsko-pomorskiej polityce. W czasach rządów SLD był wicewojewodą, przez wiele kadencji radnym we Włocławku. Chciał być prezydentem tego miasta, ale był tylko wiceprezydentem. Zaliczył też stołek wiceburmistrza upadającej Niesza-wy. Widział się także w Sejmie jako poseł lewicy, ale, mimo kilku startów w wyborach, nie dostał się tam. A wracając do panów Zbonikowskiego i Chmielewskiego, to cudne są takie wojny między ludźmi z tej samej partii. Bo to, że platfus uważa pisiora za oszołoma, a pisior platfusa za zdrajcę, to w polskiej polityce nudny standard.

Bo niby kto i z jakiego powodu miałby zabierać się za przewodniczącego Marcina Czyżniewskiego???

W opozycyjnej PO też mamy wojnę, kolejny już tydzień i to na samym szczycie. W jej trakcie m.in. w prawach - za przeproszeniem - członka klubu PO zawieszony został Michał „Misiek” Kamiński. Bo za dużo biegał po telewizjach. Można było sądzić, że w efekcie więcej w „okienku” zobaczymy toruńskich posłów, choćby Arkadiusza Myrchę czy Tomasza Lenza. W przypadku tego drugiego bycie rzecznikiem klubu PO chyba zobowiązuje. Nic z tego - wzrost aktywności toruńskich posłów w telewizji jednak jakoś trudno dostrzec. A poseł Lenz jako sierota po nieboszczce Unii Wolności mógłby w niej wyjaśnić, że trzymanie się Komitetu Obrony Demokracji i zamieszania wokół Trybunału Konstytucyjnego z podrzuconym przez Agnieszkę Holland hasłem „Żeby było, tak jak było”, bez próby przebicia socjalnych pomysłów PiS-u, to droga do kolejnych zwycięstw tej partii.

Jeden z pomysłów PO to kluby obywatelskie. Wzorem są kluby stworzone kilka lat temu przez pewną gazetę zblatowaną ideologicznie z PiS-em. PO pewnie też by chciała takiej inicjatywy oddolnej. Może dlatego na plakatach zapowiadających pierwsze spotkanie klubu w Toruniu prawie nie było śladu tej partii. Tylko podany na nim numer kontaktowy jakoś przypominał numery telefonów ludzi PO.

A to pierwsze spotkanie klubu wyznaczono na miniony wtorek na godz. 16.30. Czyli porę, gdy wielu nie zdążyło jeszcze wrócić z pracy. Później tego dnia jednak się nie dało, bo Polska grała z Ukrainą. Frekwencja więc głowy nie urywała, ale na niewielką kafeterię w Dworze Artusa wystarczyło.