Minął tydzień. Piotrowska awansuje, Rulewski apeluje

Radosława Sikorskiego na marszałka Sejmu oraz Teresy Piotrowskiej, która została pierwszą kobietą szefową wyjątkowo męskiego resortu, jakim jest Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. I jak już w „Nowościach” pisaliśmy, od razu posypała się litania pobożnych życzeń do pani minister. Piotr Król, bydgoski poseł Prawa i Sprawiedliwości, liczy, że - cytuję za „Expressem Bydgoskim” - „To Teresa Piotrowska, pełniąc funkcję ministra, będzie odpowiadać za straż pożarną. Jej komenda wojewódzka powinna znaleźć się w Bydgoszczy...”. Wyprowadzenie strażackiej komendy z Torunia marzy się także zasłużonemu w biciu piany Stowarzyszeniu Metropolia Bydgoska. Metropolici żalą się w liście do nowej minister, że to w Bydgoszczy powinna być ulokowana Izba Celna i Biuro Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, choć to akurat administracje podlegające zupełnie innym ministrom. Jan Rulewski, bydgoski senator Platformy Obywatelskiej, jest sceptyczny wobec pomysłów wyprowadzenia z Torunia komendy PSP, ale za to ma nadzieję, że nowa minister pomoże w korekcie granic Bydgoszczy. To też ciekawostka, bo korektę zrobiono by dawno, gdyby tylko Bydgoszcz potrafiła dogadać się z gminami Sicienko i Białe Błota, ale idzie to opornie i jest pat. To już na szczęście nie
te czasy, gdy jeden towarzysz z drugim mogli na jednej egzekutywie zadecydować na przykład o włączeniu Fordonu do Bydgoszczy i nikt nikogo o zdanie nie pytał.
Bardzo jestem ciekaw, jak w sprawie granic pomóc może szefowa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, bo to akurat nie jej działka, tylko Andrzeja Halickiego, ministra administracji i cyfryzacji.

Nic z tego chciejstwa nie będzie. Nie tylko dlatego, że wyrywanie tej czy innej instytucji jest marnowaniem pieniędzy, nie rozwiązuje absolutnie żadnego problemu tego województwa, ale rozpętuje za to kolejną bydgosko-toruńską wojnę. Nic z tego nie będzie także dlatego, że zanim minister Piotrowska na dobre rozejrzy się w biurokratycznym molochu, jakim jest MSW, oswoi się ze specyfiką tego urzędu, a specyfikę to ten resort ma szczególną, przyjdzie się powoli pakować. W końcu to rząd na rok. I nie sądzę, żeby miała czas i ochotę działać pod dyktando swej polityczne konkurencji z Twojego Ruchu, PiS i SMB. W końcu szef stowarzyszenia zmierzy się z prezydentem Bruskim, partyjnym kolegą minister Piotrowskiej.

Jak widać, spełniają się niestety nasze przewidywania, że w tegorocznej kampanii samorządowej zbijanie punktów na pretensjach do Torunia będzie u sąsiadów popularnym trikiem. I przyjdzie nam pewnie jeszcze wysłuchiwać niejednej bzdury o tym, co należy Toruniowi zabrać, żeby było lepiej.

Doczekaliśmy się przejścia dla pieszych przez średnicówkę na wysokości cmentarza przy Wybickiego. To, że jest ono potrzebne, było wiadomo od razu. I nie trzeba do tego jakiejś wybitnej wiedzy z zakresu inżynierii miejskiego ruchu. Jeżeli czteropasmowa trasa odcina dostęp do jednej z dwóch głównych bram jednego z większych w mieście cmentarzy, to nie ma siły - ludzie i tak będą przechodzić, tylko że na dziko. A konsekwencje tego mogą być takie bardziej cmentarne. Wyobraźmy sobie, co by się tam działo przed 1 listopada? Ale OK, przejście jest. Teraz sprawdźmy czas: pierwszy odcinek średnicowej zostaje otwarty pod koniec maja, a ścieżka na cmentarz zaczęła powstawać, zanim jeszcze pojawiły się tam pierwsze auta. W połowie czerwca, po masie publikacji prasowych i żałosnych próbach rozwiązania problemu za pomocą barierek, prezydent Zaleski w rozmowie z „Nowościami” przyznaje, że przejście musi tam być. I po czterech miesiącach chodnik plus zebry w końcu powstają. Cztery miesiące! A to tylko prowizorka, do czasu oddania kolejnego odcinka trasy. Wtedy trzeba tu będzie zbudować kładkę albo tunel. W takim tempie doczekamy się tego za jakieś trzydzieści lat. Jak dobrze pójdzie.