[break]
W 1998 roku, w jednym z numerów „Spotkań z Zabytkami” pojawił się dwustronicowy artykuł poświęcony toruńskim przedmieściom. Tekst ilustrowało kilka zdjęć wykonanych głównie na pograniczu Mokrego oraz „Chełmionki”. Od tego czasu minęło 18 lat, nie mieliśmy żadnej wojny, jednak połowa uznanych wtedy za ciekawe i uwiecznionych obiektów, już nie istnieje.
Wraz z ostatnimi świadkami umrze pamięć o ceglanych domach i rozległych ogrodach, z których jeszcze kilkadziesiąt lat temu słynęły tereny położone na północ od centrum Torunia. Mieszkańcy wzniesionych na gruzach tego świata nowych bloków będą się poruszali w obcym sobie terenie nieświadomi tego, że do domu wchodzi się tryftą, kapotę wiesza się na dyblu, drzwi trzeba zakietować, a zakupy robi się w kolonialce, gdzie można np. kupić dziecku bumsy. Dziecko będzie je frygać aż miło.
Domy pachniały czystością
Korzenie, które wrastały w piaski Mokrego i „Chełmionki” od średniowiecza, są dziś brutalnie wyrywane. Na szczęście w księgarniach pojawiło się właśnie lekarstwo, jakie skutki tego wyrywania może złagodzić. To książka Mieczysława Wilczewskiego „Mój Toruń. Wspomnienia chłopaka z Mokrego”. W zasadzie chłopaka z pogranicza, autor urodził się bowiem w połowie XX wieku w kamienicy przy ulicy Podgórnej 28 (jeszcze stoi, ale jest przeznaczona do rozbiórki), pierwsze lata spędził w domu przy ulicy Głowackiego (już go nie ma), drugie w kamienicy przy Podgórnej 20 (zburzonej 20 lat temu), by wreszcie na dłużej osiąść ponownie w mieszkaniu numer 9 przy Podgórnej 28. Swoje wspomnienia stamtąd opisał z sumiennością godną etnografa, do tego obdarzonego doskonałym piórem. Drobiazgowo i w bardzo barwny sposób przedstawił świat swojego dzieciństwa, poczynając od mieszkania, przez kamienicę, dzielnicę, na odległych punktach na mapie Torunia kończąc. Dzięki temu można się dowiedzieć chociażby, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu dewastowane dziś domy z pruskiego muru pachniały czystością.
Wystarczyła chwila nieuwagi, by dało się słyszeć przekleństwa zjeżdżającego na tyłku sąsiada. - Mieczysław Wilczewski
„W sobotę przywracało się świeży wygląd nie tylko podłogom w mieszkaniu, ale również wedle obowiązującego grafiku - schodom wiodącym w dół i korytarzowi wspólnemu dla dwóch rodzin mieszkających po jego przeciwnych stronach - wspomina w swojej książce Mieczysław Wilczewski. - Zwijało się więc dywany, dokładnie omiatało powierzchnię, a następnie sięgało się po okrągłe pudełka z rdzawoczerwoną pastą. Pokryta tym smarowidłem podłoga musiała przez jakiś czas przeschnąć. Froterowanie czy też glansowanie do połysku polegało na tym, że na stopy zakładało się specjalne kapcie pokryte od spodu grubym filcem i, wykonując krótkie ruchy nogami, przesuwało się nimi po podłodze. O ile można tak było postąpić na równej powierzchni, to schody należało glansować posługując się rękoma, schodząc po stopniach tyłem w dół. Dobrze wyfroterowane schody lśniły jak lakierowane. Zdarzało się że ktoś w porę nie spostrzegł, że schodzi schodami dopiero co potraktowanymi mazidłem i wystarczyła chwila nieuwagi, by dały się słyszeć przekleństwa zjeżdżającego na tyłku sąsiada”.
Kto piecze lepiej?
Przed wojną przy ulicy Podgórnej i w jej okolicach działało 19 piekarni. W czasach opisywanych przez Mieczysława Wilczewskiego było już ich znacznie mniej, dość jednak, aby praktycznie nie wychodząc z domu, stawać przed dylematem, czy lepsze pieczywo piecze Szczygieł, czy też pochodzi ono z piekarni Kopysteckich. No właśnie, kiedyś miejsca zamieszkania nie były tak anonimowe jak dziś, nie można więc o nich opowiadać nie wspominając o związanych z nimi ludziach. Autor sypie zatem nazwiskami lub inicjałami różnych barwnych postaci, co czyni książkę jeszcze ciekawszą.
Życie nie toczyło się również przed ekranem telewizora lub komputera, ale na podwórkach i w ich okolicach. Bardzo ciekawych.
„Po drugiej stronie wzgórza rozdzielonego płynącą w dole strugą, a więc przez miedzę będącej jednocześnie ogródkiem warzywnym i sadem, znajdował się niezwykły dom, wówczas mieszkalny, lecz wcześniej chyba mający zupełnie inne przeznaczenie” - pisze Mieczysław Wilczewski o okolicach skrzyżowania ulicy Legionów, wtedy Zjednoczenia oraz Grudziądzkiej.
Tą strugą był ciek wodny zwany Postolcem, jedne z ostatnich pozostałości jego koryta znikają właśnie na placu bu przy ul. PCK. Niezwykły dom rzeczywiście ma niezwykłą historię. Przed wojną mieściła się tam restauracja „Pod Kominkiem”, podczas okupacji znajdował się tu m.in. punkt, z którego wysyłane były do Niemiec zrabowane na Pomorzu dzieła sztuki. Dziś swoją siedzibę ma tu firma ubezpieczeniowa.
Mieczysław Wilczewski opowiada również o swojej szkole przy ulicy Łąkowej, wszystko ilustrują ciekawymi zdjęciami z rodzinnego archiwum.
Kto ciekawy, niech książki szuka w księgarniach, a my, wspólnie z Towarzystwem Opieki nad Zabytkami, niebawem zaprosimy Państwa na spotkanie z autorem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?