Napad albo happening

Czy w czwartek wieczorem przed Cafe Draże w Toruniu doszło do brutalnego napadu na obrońców tej likwidowanej alternatywnej kafejki, czy był to ich happening, będący kolejną formą protestu?

- To nie był nasz happening - mówi Magda Kazimierczak z Cafe Draże.
- Kiedy ok. godz. 20 siedzieliśmy przed lokalem, pojawiła się grupa zakapturzonych napastników, którzy zaczęli demolować ogródek przed kafejką. Zaczęto w nas rzucać butelkami, które były na stolikach. Fruwały krzesła i leżaki. <!** reklama>
Nikt nie został bezpośrednio uderzony, np. pięścią w twarz czy kopnięty, tylko w nas rzucano tym, co było w pobliżu. Zaczęliśmy zbierać sprzęt muzyczny, który był przed lokalem i uciekliśmy do środka. Na szczęście nikt poważnie nie ucierpiał. Jednej osobie leciała krew z ust, ale obrażenia nie były na tyle poważne, by wzywać pogotowie czy jechać do szpitala.
Mamy apteczkę. To wszystko trwało 5-7 minut. Potem napastnicy uciekli. Ktoś wszedł na górę lokalu i z okna robił zdjęcia. Nigdy wcześniej takiego czegoś nie przeżyłam. Do dziś jestem w szoku.
Według obrońców Cafe Draże napastnikami byli neofaszyści, gdyż na bluzach mieli znaki świadczące o takich zapatrywaniach. Natomiast w policyjnych zgłoszeniach z czwartkowego wieczoru nie ma informacji o zdarzeniu z ul. Przedzamcze, gdzie znajduje się Cafe Draże. Zawiadomienia o napadzie nie złożono też w piątkowe przedpołudnie.
- Musimy się na spokojnie spotkać i podjąć decyzję, jakie kroki trzeba podjąć. Nie wiem, czy będzie to powiadomienie policji. Co do czwartkowego wieczoru, to byłam pewna, że ktoś zadzwonił pod numer alarmowy - dodaje Magda Kazimierczak.
Obrońcy Cafe Draże na policję w czwartek wieczorem nie zadzwonili, ale 40 minut po napaści wysłali do mediów maila o tym zdarzeniu. Wraz ze zdjęciami i sporym tekstem o charakterze PR-owskim. Użyte w nim sformułowania daleko odbiegają od pisanego w emocjach komunikatu o brutalnej napaści. Wygląda on na wcześniej przygotowany.

- Oczywiście, że nikt go w tamtym momencie nie redagował do takiej formy. Zawarta w nim część stwierdzeń dotyczących naszej działalności i uzasadniających potrzebę istnienia kafejki została zaczerpnięta z maili, które powstały znacznie wcześniej - mówi Magdalena Kazimierczak.

Spór o istnienie tej kafejki wybuchł, gdy miasto na 27 czerwca wyznaczyło termin wydania mu budynku, w którym działa Cafe Draże. W czwartek zamiast pakowania i przekazania kluczy likwidatorowi Fundacji Odnowy Zabytków Torunia im. Remera prowadzące placówkę dały Rafałowi Rojkowi, upoważnionemu do przejęcia lokalu, pismo, w którym stwierdzają, że nie zgadzają się na opuszczenie budynku.

Aleksandra Iżycka, rzeczniczka  prezydenta Torunia: - Miasto czeka na przejęcie pustego budynku od likwidatora. Nie możemy dłużej sankcjonować bezprawnego zajmowania gminnej nieruchomości, bo jako miasto jesteśmy odpowiedzialni za racjonalne gospodarowanie mieniem publicznym. Fundacja Magazyn Zmian, prowadząca Cafe Draże, może ubiegać się o inny lokal gminny na takich zasadach, jak pozostałe organizacje pozarządowe. Poza tym dziwi nas to, że coś, co budzi powszechną dezaprobatę społeczną (nielegalne zajmowanie lokali) w tym wypadku wywołuje odwrotne emocje. Przecież wszystkie organizacje pozarządowe dążą do tego, żeby funkcjonować na równych prawach i w oparciu o równorzędne zasady wynajmować lokale od miasta. A tu nagle Cafe Draże ma być równiejsze? Może prowadzić komercyjną działalność pod przykrywką fundacji? Nie ma na to zgody - kończy rzeczniczka.