Wszystko zaczęło się trzy lata temu od reportażu w radiowej „Trójce” o opłacalności hodowli ślimaków jadalnych.
[break]
- Byłam wtedy w ciąży, niestety mój kontrakt menedżerski w dużej firmie na południu kraju takiego scenariusza nie przewidywał, a ja poczułam, że potrzebuję radykalnej zmiany - opowiada Agnieszka Rachubik, od trzech lat stojąca na czele toruńskiej firmy hodowlanej Snails BIO Farm.
Odprawa na inwestycję
Z pracodawcą się rozstała, przeniosła za mężem do Torunia, a część pieniędzy z odprawy, ok. 30 tys. zł, zainwestowała w hodowlę gatunku Helix aspersa Müller, niewielkiego (w porównaniu choćby z krajowym winniczkiem) afrykańskiego ślimaka jadalnego, który jest przysmakiem w Hiszpanii, we Włoszech i Francji.
- Popełniłam wiele błędów. I przetrwałam - mówi Agnieszka Rachubik, inżynier budownictwa z wykształcenia, i częstuje nas ślimakami po burgundzku z własnej hodowli. W kuchni pachnie masłem czosnkowym i ziołami. Gospodyni opowiada o trudnych początkach w tym biznesie.
- Przepłaciłam za reproduktory, czyli ślimaki mateczne do rozrodu, zamiast profesjonalnych szkoleń dostałam książkę hodowcy, a gdy myślałam, że najgorsze za mną, człowiek, któremu miałam pomóc rozwinąć biznes, okradł mnie - przyznaje.
Dużym wsparciem dla torunianki jest wujostwo. To w ich gospodarstwie na obrzeżach Kujawsko-Pomorskiego stworzyła farmę.
- Metodą prób i błędów, wspólnie uczyliśmy się trudnej sztuki chowu ślimaka - mówi i przyznaje, że pierwszy kontakt z oślizgłym mięczakiem skończył się dla niej w łazience nad sedesem.
- Szybko jednak przywykłam.
Bez pomocy bez szans
Kluczowe są reproduktory do rozrodu, ekstraklasa wśród ślimaków.
- Przygotowujemy się właśnie do ich wybudzenia, od połowy lutego w ciepłym, wilgotnym środowisku, w klimacie podobnym do śródziemnomorskiego będą nabierać wigoru i masy, żeby dać dorodne potomstwo.
Oseski, czyli młode ślimaki przychodzą na świat na „porodówce” - w donicach z ziemią. Na przełomie maja i czerwca trafiają na poletko z ich ulubioną sałatą i rzodkiewką. Są intensywnie karmione paszą, zraszane regularnie wodą, sporo wędrują.
Tylko „wysportowane” sztuki osiągną dojrzałość i zostaną zaliczone do najdroższej klasy, dlatego tak ważna jest zapewnienie im odpowiedniego „wybiegu”.
- W porównaniu z trudami chowu, sprzedaż ślimaków okazała się pestką - opowiada Agnieszka Rachubik.
Dzięki dobrej znajomości języka hiszpańskiego potrzebowała raptem jednego dnia na znalezienie kontrahenta w Hiszpanii. - Moje kilka ton okazało się niewystarczające, trzeba było skrzyknąć hodowców i zorganizować transport.
Z satysfakcją mówi o zysku: - Blisko 4 euro za kilogram pozwolił wyrównać straty i w końcu zarobić - zdradza też, że nie zwlekała ze sprzedażą. Ślimak z każdym dniem wysycha, a więc traci na wadze.
Rodzina właśnie przygotowuje się do kolejnego sezonu. Ambitnie chce podwoić produkcję. Agnieszka Rachubik prowadzi też rozmowy z toruńskimi restauratorami o włączeniu do menu ślimaka z jej hodowli.
Biznes dla wytrwałych
W Kujawsko-Pomorskiem jest raptem kilka podobnych farm, głównie drobnych hodowców.
- Biznes jest ryzykowny. Hodowla trudna, a sprzedaż niepewna. Towar klasyfikuje, a więc i wycenia odbiorca, który chce zapłacić jak najmniej - studzi entuzjazm Janusz Wojciechowski z Kujawsko-Pomorskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Minikowie. - Temat ślimaków powraca od 25 lat, wszyscy, którzy dotychczas rozpoczynali hodowlę, nie istnieją już na rynku. Udaje się naprawdę niewielu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?