Nielegalni mieszkańcy działek starają się pomóc panu Markowi - mężczyźnie, w którego altance doszło do pożaru i zginął tam jego kolega.
<!** Image 3 align=none alt="Image 213057" sub="Pożar zniszczył część wyposażenia altanki. Na zdjęciu Marek Jankowski i Dorota Rometcz. [fot. Jacek Smarz]">
- Pana Marka nie zostawimy samemu sobie - mówi Dorota, jedna ze mieszkanek działek na Rudaku, która szuka dla niego pomocy w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie. Myśli też o zwróceniu się do Caritasu.
Ugaszono przed strażakami
Przypomnijmy, że do pożaru w altance na Rudaku doszło dziesięć dni temu. Mieszkali tam od jakiegoś czasu dwaj mężczyźni.
To pan Marek przygarnął tego drugiego.
- I to on się praktycznie nim opiekował -dodaje mieszkanka działek na Rudaku.
<!** reklama>W dniu pożaru wieczorem pan Marek poszedł oddać innemu działkowiczowi kosiarkę do trawy. Kiedy wrócił, w altance był już dym. Zaczął jako pierwszy gasić pożar. Pobiegł też po pomoc do najbliższych sąsiadów, też stałych mieszkańców działek. Wspólnymi siłami ugaszono pożar, nim pojawili się strażacy. Niestety, potem w środku znaleziono zwłoki drugiego z lokatorów altanki. Były częściowo nadpalone. Zniszczone zostało też łóżko i pościel.
Prawdopodobnie mężczyzna umarł, nim pożar rozwinął się na dobre. Palił papierosa, gdy dostał zatoru płucnego. Tlący się niedopałek upadł na pościel i to było przyczyną pożaru w altance.
Toruńska prokuratura takiej przyczyny pożaru nie wyklucza. Pewna jest natomiast tego, że rzeczywiście mężczyzna nie zginął z powodu ognia lub dymu. Zmarł w sposób naturalny spowodowany chorobą, zanim doszło do pożaru. Z tego powodu postępowanie w tej sprawie zostanie najprawdpodobniej umorzone.
Wózek zamieni na łożko
Właściciel altanki, w której wydarzyła się ta tragedia, bardzo ją przeżył. Sam ma poważne kłopoty ze zdrowiem. Przez kilka dni mieszkał u sąsiadów. Oni pomagali mu również w uprzątnięciu altanki po pożarze.
Teraz już wrócił do siebie, choć ta tragedia ma cały czas wpływ na jego stan. Do tego doszły
nowe kłopoty. Nie ma całego łóżka i dobrej pościeli, po koledze pozostał mu wózek inwalidzki, który chętnie zamieniłby na potrzebne rzeczy.
- To co, że mieszkamy tam nielegalnie. Są wśród nas różni ludzie, nawet dobrze wykształceni, których często do takiej sytuacji zmusiło po prostu życie, ale potrafimy sobie pomagać. Trudności nas niejako jednoczą - dodaje Dorota, która, co rzadko się chyba dziś zdarza, chwali policję, a konkretnie dzielnicowego z tamtego terenu.
- Zna nas dobrze, często odwiedza, nie utrudnia życia, wręcz przeciwnie, stara się w miarę swoich możliwości też pomagać - ocenia kobieta.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?