Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Partia radziła, a ludzie wołali: "žPić!"

Krzysztof Błażejewski
Brak napojów chłodzących był jednym z najbardziej dotkliwych węzłów gordyjskich PRL-u. Czy u władzy był Gomułka, Gierek, czy też Jaruzelski, to i tak było pewne, że latem zabraknie w sklepach piwa, oranżady, a nawet zwykłej wody.

Brak napojów chłodzących był jednym z najbardziej dotkliwych węzłów gordyjskich PRL-u. Czy u władzy był Gomułka, Gierek, czy też Jaruzelski, to i tak było pewne, że latem zabraknie w sklepach piwa, oranżady, a nawet zwykłej wody.

<!** Image 2 align=none alt="Image 192330" sub="Saturatory ustawiane były na chodnikach, z reguły w miejscach, gdzie panował największy ruch. Często „gruźliczanka”, jaką oferowały, była jedyną możliwą ochłodą w promieniu wieluset metrów, nawet w centrum miast, gdzie w upalne letnie dni na drzwiach sklepów pojawiały się napisy „Napoje wyprzedane”. FOT. forum.dawnygdansk.pl">

Dla tych, którzy dziś o każdej porze dnia na każdym rogu ulicy, w każdym sklepiku albo automacie nabyć mogą jeden z wielu napojów, w dodatku do wyboru: chłodzony z lodówki czy letni z półki, może to być trudne do wyobrażenia.<!** reklama>

Sytuacja ta stała się powszechna krótko po II wojnie i, choć czyniono wiele, by temu zapobiec, każda rządząca PRL-em ekipa ponosiła „na tym odcinku” porażkę. Podobnie jak z zaopatrzeniem sklepów mięsnych.

Na przykład już w końcu czerwca 1957 roku pomorska prasa pisała: „A więc mamy lato, proszę państwa. Postrzegamy tę porę roku nie tylko po upałach, ślicznych ciepłych dniach, zapełnionych basenach, ale i po braku piwa i limoniady w naszych kioskach”.

<!** Image 3 align=none alt="Image 192330" sub="Pod koniec lat 80. ub. wieku, kiedy nasz rynek był stopniowo uwalniany, Polacy mogli zetknąć się z różnymi wynalazkami, o których wcześniej dane im było jedynie słyszeć. Na zdjęciu - urządzenie do mieszania soku z wodą, które zaczęło w końcowym okresie PRL-u wypierać saturatory. Fot. archiwum">

11 lipca „Ilustrowany Kurier Polski” próbował dodać otuchy czytelnikom: „Popyt na chłodzące napoje nie zmniejsza się, a istniejące wytwórnie wód gazowanych i browary nie są w stanie zaopatrzyć rynku w te sezonowe artykuły. Z uznaniem z pewnością przyjęliby mieszkańcy Bydgoszczy uruchomienie produkcji kwasu chlebowego. Projekt taki istnieje. Naszym zdaniem nie należy z jego realizacją zwlekać”.

Nie trzeba chyba dodawać, że nic z tego nie wyszło. Jeśli były surowce, to brakowało butelek, gdy te ostatnie się znalazły, to nie było rąk do pracy, a gdy były ręce, to brakowało kapsli, etc., etc.

Dwaj byli pracownicy Wojewódzkiego Zarządu Przemysłu, Kazimierz Eckert i Henryk Błażuk, założyli w Bydgoszczy przy Grunwaldzkiej prywatną, a więć źle postrzeganą przez władze Wytwórnię Wód Gazowych „Aquavit”. „Cóż z tego jednak - pisał IKP - kiedy mikroskopijne po prostu przydziały cukru, kwasku cytrynowego, dwutlenku węgla nie pozwalają na uruchomienie produkcji popularnego murzynka, który mógłby zaspokoić choć część napojowych potrzeb bydgoszczan”.

Kolejki do saturatorów

7 lat później, 4 czerwca 1964 roku, reporter IKP-a udał się w poszukiwaniu napojów chłodzących na rajd po bydgoskich sklepach. Oto fragmenty jego relacji: „Kiosk u zbiegu ul. Chodkiewicza i Sportowej - nic do picia. Tylko stojące obok skrzynie z pustymi butelkami mówią przechodniom, że i tu napoje bywają. Podobna sytuacja jest w kiosku przy ul. Markwarta. Z tą różnicą, że - aby nie było wątpliwości - wywieszono kartkę: „Napoje wyprzedane”. (...) Już ok. godz. 17 na palcach jednej ręki można policzyć w centrum miasta placówki, w których byłyby napoje”.

Dwa tygodnie później ten sam dziennik pisał o weekendowym zaopatrzeniu na kąpielisku w Chmielnikach, gdzie było ono fatalne. Po napoje stały długie kolejki, wiele osób korzystało ze studni wiejskiej.

Wiosną 1968 roku „Nowości” pisały: „Praktyka dowodzi, że nie wystarczą woda sodowa z saturatora i piwo w budkach. Ogromnym powodzeniem cieszą się nektary i płynny owoc. Jak zapewnia Woj. Przedsiębiorstwo Hurtu Spożywczego, w tym roku już na pewno chłodzących napojów nie zabraknie”.

Ani zapewnienia, ani zaklinanie rzeczywistości nie zdały się na nic. 14 czerwca, w piątek, pojawiły się „podzwrotnikowe upały”, temperatura w naszym regionie przekroczyła 32 st. C. W wielu mieszkaniach w Toruniu zabrakło już od rana wody na wyższych piętrach. W peryferyjnych kioskach i sklepach spożywczych napojów chłodzących nie było już ok. godz. 15. Do niektórych punktów Wytwórnia Wód Gazowanych nie dowoziła napojów przez cały następny tydzień. Maślanka i kefir znikały ze sklepów przed południem. Tym razem wygrały dzięki zgromadzonemu wcześniej zapasowi w chłodne dni lokale gastronomiczne, które do wieczora sprzedawały soki, oranżady, nektary i wodę mineralną. Przez cały dzień tłumy plażowiczów oblegały baseny i tereny nad Wisłą. Oczywiście i tutaj nie było stoisk z napojami chłodzącymi. Za to na basenie przy Kujawskiej było tylko piwo. W mieście widać było długie kolejki do punktów napełniania syfonów i ulicznych saturatorów.

Własna zakładowa wytwórnia

W tym czasie nawet do 55 tys. dziennie butelek piwa, oranżady i mandarynki wytwarzała Wytwórnia Wód Gazowanych w Toruniu przy ul. Browarnej. Załoga przedłużyła pracę do godz. 20. Z powodu braku rąk do pracy przy maszynach stanęli nawet pracownicy administracji i kierownictwo wytwórni. Mimo to napojów jednak brakowało już po południu. Dostawy do sklepów zaspakajały potrzeby klientów jedynie przez parę godzin. W Merinoteksie pracownikom serwowano wodę z saturatorów, herbatę miętową i 4500 butelek wody mineralnej dziennie. W PZWANN uruchomiono własną wytwórnię wody mineralnej. Nie nadążała ona jednak za potrzebami 2,5-tysięcznej załogi. Syfony napełniano całą noc. W Elanie z powodu braku wody stanęła cała produkcja.

Na naradzie Prezydium Miejskiej Rady Narodowej podjęto decyzję o rozbudowie ujęcia źródła wody mineralnej w Czerniewicach i przyspieszeniu budowy nowej wytwórni wód gazowanych.

Minął czas Gomułki, rozpoczęła się dekada Gierka. Od jesieni 1972 roku w Polsce dostępne stały się pepsi i coca-cola.

10 maja Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Bydgoszczy zorganizowało konferencję prasową poświęconą „handlowi i gastronomii 5 minut przed sezonem”. 7 czerwca 1973 r. z kolei obradowało w Bydgoszczy plenum Komitetu Miejskiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Pochylono się nad letnim zaopatrzeniem placówek handlowych, gastronomicznych i usługowych. Jak zwykle niczego konkretnego nie uradzono, podjęto jedynie uchwałę „wytyczającą kierunki działań na dalsze lata”.

Co te narady przyniosły, pokazały już najbliższe dni.

„Nareszcie prawdziwe lato” - obwieszczał duży tytuł w „Ilustrowanym Kurierze Polskim” 29 czerwca 1973 roku - „Upał. Termometry w słońcu wskazywały przeszło 40 st. C. Na kąpielisku w Borównie napojów chłodzących zabrakło już o godz. 11. W sobotnie południe w Chmielnikach do picia były tylko maślanka i kefir. A i tak na plaży ustawiały się tasiemcowe kolejki do nielicznych kiosków z tymi napojami. W Grudziądzu na plaży nad Wisłą nie uruchomiono ani jednego kiosku z napojami”.

Wtorek, 17 lipca, był z kolei w Bydgoszczy dniem... bez piwa. Po prostu go nie dowieziono. Ani jednej butelki. Napoju zabrakło nie tylko w sklepach, ale i w lokalach.

Potem w epoce dętego triumfalizmu późnego Gierka złe zaopatrzenie zaczęto ukrywać. Już nie pisano tak szeroko o rynkowych brakach, ale sytuacja nie ulegała zmianie nawet o jotę.

W 1976 roku fala upałów dotarła na Kujawy i Pomorze tradycyjnie pod koniec czerwca. Zakłady WSS „Społem” w Toruniu posiadające dwie rozlewnie przy Browarnej i w Czerniewicach były w stanie wyprodukować już 90 tys. butelek dziennie. Pracowały na dwie zmiany. Napojów i tak nie wystarczało. Ludzie nie chcieli jakoś rozumieć trudnej sytuacji kraju i nieustannie wołali: „Pić!”. Kierownictwo zakładów natomiast zapowiedziało, że w Czerniewicach lada dzień ruszy automatyczna linia rozlewcza, która trzykrotnie zwiększy wydajność wytwórczą zakładu.

Szczęściarz z butelką

Tym optymistycznym zapowiedziom towarzyszyły jednak i złe wieści. „Społem” zostało zobowiązane przez „czynniki wyższe” do zwiększenia dostaw napojów chłodzących do zakładów pracy oraz ośrodków rekreacyjnych w mieście i okolicach kosztem zwykłych sklepów. Władza bała się już wtedy „głosu ludu”, zwłaszcza załóg wielkich zakładów, pomna doświadczeń z 1970 i 1976 r.

„Ilustrowany Kurier Polski” 7 czerwca 1982 r. pisał w tytule „W halach produkcyjnych łatwiej o napoje niż w sklepach”. Bydgoskie zakłady „Stomil” zapobiegawczo zbudowały własną wytwórnię „wód mineralnych” z własnym ujęciem ze studni głębinowej.

„Gdyby było pod dostatkiem kapsli i dwutlenku węgla...” - wzdychał kierownik działu socjalno-bytowego „Stomilu”, Tadeusz Miński. Z kolei „Budopol”, pomny doświadczeń z poprzednich lat, gromadził Kujawiankę i soki Herbavit i Sorbovit już od stycznia. Fatalne było - jak pisali reporterzy IKP-a - zaopatrzenie sklepów i gastronomii. „Zdobywcy butelki oranżady czy wody mineralnej uchodzą za szczęściarzy”.

Kłopoty nie omijały także „WARS-u”, który na bydgoskim dworcu otrzymywał tylko 1000 butelek napojów, co wystarczało na maksymalnie 2 godziny sprzedaży. Prośby o zwiększenie przydziału kończyły się żądaniem dostarczenia butelek. „WARS” zamówił więc w hucie szkła w Ujściu 50 tys. butelek. Wagon z butelkami spodziewany był jednak najwcześniej w październiku...

Piwne dylematy

25 sierpnia 1982 r. zaopatrzeniem bydgoskich sklepów w piwo zajął się... Wojewódzki Komitet Obrony. Jak stwierdzono, 95 proc. trunku przeznaczonego dla miasta przechwytywali ajenci, którzy zarabiali na tym krocie, śrubując ceny tego napoju. Zarząd BSS „Społem” obiecał, że 1 września nastąpi koniec tego rodzaju praktyk, a placówki prowadzone przez ajentów zostaną wykreślone z rozdzielnika. Zaapelowano za to do władz, by zezwoliły na sprzedaż piwa już od 8 rano, a nie od godz. 13.

Handel długo jeszcze nie był zainteresowany rozprowadzaniem piwa, bo w myśl antyalkoholowej ustawy PRL-owskiej nie otrzymywał prowizji od sprzedaży. Zgodnie z tą ustawą w 1986 roku piwo można było kupić w godz. od 13 do 24 tylko w niewielu wyznaczonych sklepach. Tymczasem producenci kupowali zagraniczne linie, ale handel się bronił przed piwem, urządzenia więc rdzewiały. W dodatku tylko 15 proc. ilości piwa na rynku wolno było sprzedawać „z kija”, reszta musiała być w butelkach.

Pod koniec maja 1986 „Nowości” apelowały: „Pij oranżadę, bo latem może nie będzie”. Trudno uwierzyć - dodawały - „Społem” narzeka na brak butelek.

Toruńska Wytwórnia Wód Gazowanych przy Browanej codziennie wytwarzała 40 tys. butelek z „soczkami” typu oranżada, tonik, cytroneta. Nie była w stanie dać rynkowi więcej, choć wiadomo było, że w upały napojów zabraknie, bo jedna linia miała 11 lat, druga - 9, a powinny pracować tylko 7. Można by uruchomić trzecią linię w zakładzie, ale nie było rąk do pracy.

„Z początkiem maja ruszyła wytwórnia w Czerniewicach z nową linią - informowały „Nowości”. Na razie da 15 tys. butelek dziennie, a 21 tys. dopiero jesienią. Wreszcie producenci napojów mogą przestać tłumaczyć się brakiem kapsli. W tym roku ma ich być pod dostatkiem. Za to pojawił się nowy problem. Zamówienia złożone u producentów dwutlenku węgla zostały potwierdzone tylko w 50 proc. Może nie będzie z kolei problemów z kwaskiem cytrynowym, którego każdego roku brakowało. „Społem” zrobiło zapasy przez zimę, jest nadzieja, że wystarczy tego środka na lato. Krucho za to może być z butelkami. Huty szkła milczą jak zaklęte...”

Warto wiedzieć

Krótki PRL-owski słowniczek na lato

Syfon to grubościenna butla (najczęściej szklana) o pojemności zwykle 2 l do napojów gazowanych (zwłaszcza popularnej kiedyś wody sodowej). Syfon ma urządzenie zamykające, po którego otwarciu ciśnienie gazu wewnątrz butli wypycha płyn na zewnątrz. W PRL-u syfony były w każdym domu. Nabijano je w specjalnych punktach, do których w upalne dni ustawiały sie długie kolejki.

Autosyfon - metalowa butla do samodzielnego sporządzania wody sodowej. Używano do tego zwykłej wody pitnej i specjalnych, wymiennych, niewielkich nabojów, napełnionych sprężonym dwutlenkiem węgla. W Polsce pojawił się na początku lat 70. przywożony przez indywidualnych turystów z Węgier i NRD. Z czasem autosyfony upowszechniły się, jednak wiele do życzenia pozostawiała jakość nabojów, które często były puste.

Saturator - wózek do produkcji wody sodowej (przez nasycanie wody dwutlenkiem węgla), popularny element krajobrazu ulicznego w czasach PRL-u. W ten sposób oferowano czystą wodę sodową albo z domieszką syropu owocowego. Saturator z oprzyrządowaniem składał się z: wózka z aparatem do saturacji i szafką na dwóch kołach motorowerowych, butli ze sprężonym gazem (najczęściej dużych, przemysłowych), pojemnika z dozownikiem na syrop owocowy i węży do podłączenia wody. W upalne dni na saturatory zawsze można było liczyć, choć z powodu niedokładnego płukania szklanek wodę z saturatora nazywano czasem „gruźliczanką”.

Woreczki foliowe z napojami - w czasach kryzysu butelkowego prywatni wytwórcy napojów oferowali napoje w torebkach foliowych z dołączoną słomką. Największym problemem było umiejętne przedziurawienie woreczka...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska