Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Promem na igrzyska w Helsinkach. Olimpijska opowieść Tadeusza Tulidzińskiego

Daniel Ludwiński
Daniel Ludwiński
archiwum Tadeusza Tulidzińskiego
Tadeusz Tulidziński skończył 90 lat. W 1952 roku najstarszy toruński olimpijczyk brał udział w igrzyskach w Helsinkach jako bramkarz reprezentacji Polski w hokeju na trawie. Wielką przygodą była już sama podróż do Finlandii.

Pan Tadeusz do dziś jest w doskonałej formie i chętnie dzieli się swoimi wspomnieniami sprzed lat. A trzeba przyznać, że są one bardzo ciekawe i pokazują, jak zmienił się sport od okresu powojennego do dziś. Nasz bohater rozpoczął bowiem występy w roli hokejowego bramkarza dość przypadkowo, a niewiele później… był już olimpijczykiem. Zaczęło się jednak nie od hokeja na trawie, a od piłki nożnej. Starsi kibice z Torunia doskonale pamiętają stary stadion Pomorzanina przy ulicy Bema, z bardzo charakterystyczną drewnianą trybuną. Obiekt znajdował się tam do przełomu lat 60. i 70. ub. wieku, gdy ustąpił miejsca osiedlu mieszkaniowemu i istniejącym do dziś wieżowcom. Przez długie lata był jednak domem toruńskich sportowców - oprócz lekkoatletów i piłkarzy swoich sił próbowali tam nawet… pionierzy powojennego żużla.

- Na to boisko chodziliśmy razem z kolegami jeszcze w trakcie wojny i graliśmy różnymi piłkami-szmaciankami, oglądaliśmy też organizowane wówczas mecze - wspomina Tadeusz Tulidziński. - Okupacja wreszcie się skończyła, a Pomorzanin dopiero się organizował. Mieszkałem na ulicy Małachowskiego i razem z kolegami mieliśmy swoją dziką drużynę, tak samo jak miało ją Stare Miasto, jak miała ulica Grunwaldzka. Z tych dzikich drużyn trener Konrad Kamiński, który później trafił do Bydgoszczy, wybierał najlepszych do sekcji piłki nożnej w Pomorzaninie. Wybrał również mnie i w ten sposób zostałem zawodnikiem. Grałem jako obrońca, nawet w II lidze. Na starym stadionie na Bema trenowaliśmy jednak wszyscy razem. Po którymś treningu piłkarskim schodziłem z boiska, a obok koledzy trenowali hokej na trawie. Brakowało im akurat bramkarza, bo Henryk Norkowski przeszedł do Bydgoszczy. Dla żartu powiedzieli, żebym spróbował. Zgodziłem się i okazało się, że jestem dobry. Już po jednym treningu zostałem zgłoszony do drużyny na turniej. A po tym turnieju, w Gliwicach, od razu zostałem powołany do kadry narodowej, na rok przed igrzyskami w Helsinkach. W piłce nożnej nie byłem na tyle dobry, żeby trafić do reprezentacji, a tu udało się tak szybko. Zrezygnowałem więc z grania w piłkę i skupiłem się na hokeju na trawie.

Polecamy

„MS Batorym” na igrzyska

Jeszcze przed II wojną światową na igrzyskach Toruń trzykrotnie reprezentował hokeista Józef Stogowski, z kolei w 1948 roku oszczepem rzucała w Londynie Melania Sinoracka. W 1952 do Helsinek pojechał Tadeusz Tulidziński. Polski sport powoli odbudowywał swoją pozycję - cztery lata wcześniej całym bardzo skromnym dorobkiem był jeden brązowy medal, a teraz medale były już cztery, w tym jeden złoty. Do Helsinek udała się, z toruńskim bramkarzem w składzie, także nasza reprezentacja hokeistów na trawie, która do tej pory miała okazję rywalizować głównie z innymi drużynami z bloku wschodniego - m.in. z DDR, czy Czechosłowacją. Przed podróżą do Finlandii kadrowicze zmierzyli się za to z Austrią, wygrali 1:0, a w bramce stał właśnie Tulidziński.

- Do Helsinek jechaliśmy dwa dni. Najpierw pociągiem, potem w Leningradzie był nocleg i dalej płynęliśmy „MS Batorym” przez Zatokę Fińską. Dla mnie to było coś wyjątkowego. Na statku można było spotkać wielkich sportowców. Razem z nami płynęła złota jedenastka węgierskich piłkarzy z Ferencem Puskásem na czele. Pamiętam zapalenie znicza olimpijskiego, którego dokonał Paavo Nurmi, słynny fiński długodystansowiec. Staliśmy wszyscy w szyku, ale gdy się pokazał na stadionie, szeregi się rozsypały. Wszyscy się tłoczyli bliżej bieżni, żeby go tylko lepiej zobaczyć. Później próbowaliśmy odtworzyć całe ustawienie na nowo. Dla nas to był pierwszy taki zagraniczny wyjazd, a poziom turnieju hokejowego był wysoki. Wygrali Hindusi, którzy w większości grali boso. Mieli już nowoczesne laski do hokeja na trawie. Tymczasem nasze „fajki” nie były jeszcze takie, by nimi odpowiednio uderzać. O medal było więc nam trudno. W Helsinkach byliśmy jednak prawie miesiąc. Nasze rozgrywki już się skończyły, ale wszyscy przyjechaliśmy na igrzyska razem i również razem z nich wracaliśmy. Wsiadaliśmy więc w autobus i jechaliśmy oglądać starty innych Polaków. Bokserzy Chychła i Antkiewicz zdobyli medale, złoty i srebrny. Widziałem też wszystkie biegi słynnego Emila Zatopka.

Igrzyska w Finlandii zapisały się w historii jako pierwsze, na których wystąpiła reprezentacja ZSRR. Radzieckich sportowców nie było w ogóle na zawodach przedwojennych, nie przyjechali do Londynu, zabrakło ich także na zimowych igrzyskach w Oslo. Kilka miesięcy później w Helsinkach wystąpili w roli olimpijskich debiutantów i natychmiast pokazali, że będą jedną z potęg - wywalczyli 71 medali, w tym 22 złote. Radzieccy sportowcy trzymali się jednak - a raczej musieli się trzymać - z dala od zawodników z innych państw.

- Byli osobno - wspomina Tadeusz Tulidziński. - Nie mogli nigdzie chodzić indywidualnie, a jedynie trójkami. Nie mieliśmy więc z nimi żadnego kontaktu, absolutnie. W hokeja na trawie nie grali. Mieli u siebie jakąś inną swoją odmianę, ale z piłkami. U nas też nie było łatwo, jeśli chodzi o sprawy polityczne i realia tamtych czasów. Przed wyjazdem każdego sprawdzano, wypytywano sąsiadów. Jeśli ktoś miał rodzinę poza Polską, to ciężko mu było o wyjazd na Zachód. Nie pojechał przez to na igrzyska jeden z zawodników naszej drużyny pochodzący ze Śląska, zresztą dobry gracz, bo miał ojca w Austrii. W Helsinkach tego ojca spotkaliśmy, bo przyleciał na igrzyska. Rozmawiałem z nim w wiosce olimpijskiej, a on mówił, że jest mi w stanie załatwić miejsce w Austrii. Miałem jednak 19 lat, nie znałem języka, więc się nie zdecydowałem. Inni też wrócili do Polski.

Z trawy na lód

Po powrocie z igrzysk olimpijskich rozpoczął się kolejny etap w karierze Tadeusza Tulidzńskiego. Był już piłkarzem, był hokeistą występującym na trawie, przyszła więc pora na grę na lodzie.

- Przyjechałem z igrzysk, a wojsko potrzebowało bramkarzy na lód. Dla nich hokej to był hokej, nie odróżniali jednej wersji od drugiej. Zostałem dokooptowany jako bramkarz do OWKS Bydgoszcz na wojskowe mistrzostwa międzyokręgowe. W pierwszym meczu graliśmy jako OWKS z Legią Warszawa, która, tak jak GKS Katowice, była złożona przede wszystkim z zawodników kadry. U nas był zespół-zbieranina. Po paru minutach kazano mi wejść i zagrać. Byłem stremowany, bo dopiero co zacząłem trenować. W ten sposób, przypadkowo, zacząłem występy na lodzie. Jak wszystko ubrałem, to ktoś musiał mnie asekurować. Łapałem się bramki, żeby nie mieć problemów z odwróceniem się. Co innego zwykłe jeżdżenie na łyżwach, a co innego na gładkiej tafli hokejowej. Byłem jednak dobrym bramkarzem, bo nie myślałem, że mogę oberwać. Kasków nie było, a ja i tak byłem ryzykantem. Odtąd przez kilka lat łączyłem hokej na trawie z hokejem na lodzie. To był jeden klub, więc kończył się jeden sezon, zdawało się zimowy sprzęt, i wiosną brało się sprzęt do hokeja. Wielu innych, np. Radek Brzeski, łączyło hokej z piłką nożną, a u mnie był hokej na lodzie i hokej na trawie. Wyliczyłem, że na lodzie grałem od 1952 do 1960 roku, wliczając te dwa pierwsze lata w wojsku. W 1960 roku urodził mi się syn i zacząłem już grać ostrożniej. Były nieprzespane noce, do tego chodziło się do pracy i trenowało. Na mecze wszędzie jeździliśmy pociągiem, trzeba było dźwigać cały sprzęt. Przeważnie wracaliśmy w nocy, bo na mecz jechało się dzień wcześniej, żeby móc się przespać na miejscu. Byliśmy w klubie kolejowym, więc mieliśmy bilety na pierwszą klasę. Jak poznałem moją żonę, to też mogłem ją zabierać pociągiem na mecze. Ponadto klub ufundował mi tabliczkę na skrzynkowym aparcie fotograficznym „za godne reprezentowanie barw Polski Ludowej”, do tego dostałem spodnie i buty narciarskie. Jak jechałem na narty, to już coś miałem.

W Pomorzaninie Tulidziński stał się następnym w sztafecie pokoleń, jeśli chodzi o znanych bramkarzy. O Józefie Stogowskim wspomnieliśmy już wyżej - panowie nie zdążyli się spotkać, gdyż „Stoga” zmarł w 1940 roku, jednak jego następca korzystał z wyposażenia po dawnym mistrzu.

- Dostałem sprzęt po Wiktorze Trenku, a on z kolei miał go jeszcze po Stogowskim. Później po mnie dostał go też Józef Wiśniewski, ale ten strój już się pruł, już wszystko z niego wylatywało. Jak byłem w Warszawie, to też coś się wysypywało i aż tamtejsza sprzątaczka była z tego powodu niezadowolona. Dla bramkarzy były odrębne łyżwy, solidniejsze, niższe. Buty były zwykłe, a płozy mocowało się na nitach. A o Stogowskim opowiadał mi Leon Zieliński, mój trener z czasów wojska. Grał w Pomorzaninie i jednocześnie trenował nas w wojsku w Bydgoszczy, był bardzo dobrym obrońcą i grał w kadrze. Zieliński mówił, że byłem już na olimpiadzie letniej, to teraz czas na zimową. Kandydowałem do wyjazdu, ale na lodzie byli lepsi ode mnie. Byłem powoływany na obozy kadry, raz na trzy miesiące dostawałem kadrowe 1320 złotych, a to już było coś i mogłem zaprosić kolegów na kawę. Zawsze był jednak lepszy ktoś z Warszawy, albo z Katowic. Najwięcej zawodników było właśnie z tych miast. Ja byłem trzeci lub czwarty, więc w końcu na zimowe igrzyska nie pojechałem. Z Torunia jako kolejny bramkarz pojechał dopiero Wiśniewski. Miał dobre przygotowanie gimnastyczne, bo chodził na gimnastykę od dzieciństwa, a potem w bramce było mu to przydatne przy różnych szpagatach. Jak przyszedł do klubu, to było wiadomo, że mnie zastąpi.

Tadeusz Tulidziński dopiero na koniec kariery zdążył wystąpić na dopiero co wybudowanym sztucznym lodowisku Tor-Tor. Wcześniej hokeiści grali na lodowisku Pod Grzybem, czyli na skraju Bydgoskiego Przedmieścia, nieopodal istniejącego tam do dziś drewnianego obiektu faktycznie przypominającego kształtem grzyb, z ławką naokoło, niegdyś pełniącego też funkcję przystanku tramwajowego. Zawodnicy byli oczywiście zależni od panujących warunków atmosferycznych.

- Pod Grzybem trenowaliśmy, jak była odpowiednia zimowa pogoda. Na lodowisku była drewniana trybuna, a kibice przychodzili już na dwie godziny przed meczem, żeby zająć dobre miejsce. Było słychać stukot, bo tupali w drewno, żeby rozgrzać nogi. Trybuna była od strony grzyba i miasta. Z drugiej strony można było tylko stać. Latem grało się tam np. w koszykówkę, trenowali tam też lekkoatleci i sztangiści. Obok był barak, gdzie mieliśmy szatnie. Nie było jeszcze pryszniców. Osobny budynek, parę metrów dalej, mieli zapaśnicy. Ponadto ćwiczyliśmy też na ulicy Warszawskiej, przy kinie, z tyłu, gdzie wojsko przygotowywało taflę na placu na zapleczu. Dopiero na koniec kariery zdążyłem jeszcze zagrać na Tor-Torze. Chciałem kończyć wcześniej, buntowałem się, mówiłem, że już pora rezygnować, ale Kazimierz Osmański przyjeżdżał do mojego mieszkania i mówił, że muszę jeszcze grać.

I właśnie z Osmańskim, wszechstronnym sportowcem, a następnie trenerem i znanym działaczem, wiąże się historia nazwy, którą otrzymała hala sportowa w Toruniu przy ul. Słowackiego. Tadeusz Tulidziński pracował nieopodal, a Osmański zwykł mówić, że obiekt powstaje „tam, gdzie pracuje olimpijczyk”. Nazwa została nadana oficjalnie i do dziś w Toruniu istnieje hala „Olimpijczyk”.

Z okazji przypadającej w ubiegłym roku 90. rocznicy urodzin Tadeusz Tulidziński został zaproszony do Urzędu Miasta przez Michała Zaleskiego, prezydenta Torunia. To jednak nie wszystko - ostatnio podczas gali w Centrum Kulturalno-Kongresowym Jordanki, na której wręczono nagrody w miejskim plebiscycie na sportowca roku, otrzymał specjalne wyróżnienie za całokształt sportowej kariery. Nadal śledzi wyniki swojej dawnej drużyny i trzyma za nią kciuki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska