MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Przecież to moje dziecko!" - mówi ojciec, który próbował „uprowadzić” 9-latka ze szkoły pod Grudziądzem

Daniel Dreyer
W ostatni czwartek Bartosz z dwoma innymi mężczyznami próbował "uprowadzić" 9-letniego syna ze szkoły
W ostatni czwartek Bartosz z dwoma innymi mężczyznami próbował "uprowadzić" 9-letniego syna ze szkoły Łukasz Kaczanowski/zdjęcie ilustracyjne
- Nie popełniłem żadnego błędu - mówi Bartosz, który próbował "uprowadzić" swojego syna ze Szkoły Podstawowej w Mokrem pod Grudziądzem. Na oczach wielu uczniów, kolegów 9-latka, doszło do kłótni i szarpaniny o dziecko z nauczycielami. Docieramy do podstaw tego dramatu.

Próba "rodzicielskiego uprowadzenia" ucznia Szkoły Podstawowej w Mokrem pod Grudziądzem

Wydarzenia, do których doszło w ostatni czwartek w szkole w Mokrem pod Grudziądzem, o których pisaliśmy TUTAJ: Trzech mężczyzn próbowało uprowadzić 9-latka ze szkoły w Mokrem pod Grudziądzem. "To było przerażające!" wstrząsnęły opinią publiczną w całym kraju. Przypomnijmy: 9-letniego chłopca, ze szkoły wyprowadzić próbował jego ojciec w towarzystwie dwóch mężczyzn. Doszło do kłótni, szarpaniny z nauczycielami, a wszystko na oczach uczniów, którzy byli świadkami tego wydarzenia. Co leży u jego podstaw?

Ojciec 9-latka: - Rzucili się na mnie nauczyciele.

- Jestem jedynym prawnym opiekunem syna i powinien być ze mną - uważa Bartosz, ojciec 9-latka. Przekonany o swoich racjach walczy o dziecko w sądzie. Ale walczą też dziadkowie i wujek, u których dziecko mieszka.

Bartosz z matką chłopca rozwiedli się przed laty. Byli skonfliktowani. Kobieta zmarła w listopadzie ubiegłego roku. Od tego czasu dziecko - taka była wola matki - jest pod opieką wujka oraz dziadków. I od tego też czasu Bartosz stara się o odzyskanie 9-letniego syna.

W związku z tym prowadzone są co najmniej trzy sprawy sądowe dotyczące tego kto ma sprawować opiekę nad dzieckiem.

  • W grudniu ub.r. sąd wydał postanowienie nakazujące dziadkom natychmiastowe wydanie dziecka ojcu.
  • Ale już w styczniu postanowienie to zostało uchylone.

Kto ma sprawować opiekę nad dzieckiem nie zostało jeszcze ostatecznie potwierdzone decyzją sądu.

- Próbowałem dziecko odebrać kilka razy, także w obecności policji i kuratora, ale syna nie odzyskałem, bo dziadkowie go bezprawnie przetrzymują - uważa Bartosz. Jak mówi, nie pomogły interwencje policji, czuje się w tej sytuacji bezsilny. O pomoc zwrócił się do Ministerstwa Sprawiedliwości, Rzecznika Praw Dziecka, Rzecznika Praw Obywatelskich.

W ostatni czwartek Bartosz z dwoma innymi mężczyznami próbował zabrać 9-latka ze szkoły. „Gazecie Pomorskiej” opowiedział jak to wydarzenie wyglądało z jego perspektywy.

- Co wydarzyło się w szkole?
- Weszliśmy do szkoły, poszedłem do pani wychowawczyni, zapytałem czy jest mój syn. Pani mi odpowiedziała, że jest, ale zaczęła mi zamykać drzwi. Próbowała je zamknąć wiedząc, że ja prawdopodobnie będę chciał odzyskać dziecko. Wszedłem do sali: powiedziałem do syna „chodź”, wziąłem go na ręce, wyszedłem z sali. Nauczycielka wtedy zaczęła bardzo krzyczeć. Przeszedłem kilka metrów, doszedłem do schodów, nagle zebrała się zgraja nauczycieli. W tym pani dyrektor oraz wuefista, który rzucił się na mnie, zaczął mnie dusić. Mam na to świadków: to dziadek syna i detektyw, którego wynająłem.
- Zdecydował się pan siłą odebrać dziecko w szkole, miejscu publicznym, na oczach wielu innych uczniów!
- Tak samo jak każdy rodzic przyszedłem do swojego dziecka i wyszedłem z nim na korytarz. A to, że się na mnie rzucili, no to... sorry. Tak: rzucili się na mnie nauczyciele. I będzie akt oskarżenia w tej sprawie.
Nauczycielka zgłosiła policji, że była przyciskana do ławki. Ma obdukcję lekarską.
- To jest nieprawda. To jest fikcja. To jest niemożliwe.
- Przemoc była użyta wobec nauczycieli?
- Nie, przemoc była użyta tylko przeciwko mnie. Wuefista rzucił się na mnie od tyłu i zaczął mnie dusić, pani dyrektor stanęła z boku i zaczęła mi wyrywać syna, później także druga pani, która stała z boku.
- Wszystko widziały dzieci: krzyczały, chowały się pod ławki…. Syn przed panem uciekał.
- Mały, oczywiście, nie jest przyjaźnie nastawiony, ze względu na to, że jest manipulowany przez dziadków. Wiadomo, że nie cieszył się. Raczej nie był zadowolony. No, ale tak czy inaczej: ja przyszedłem po mojego syna, zgodnie z prawem.
- Czyli pana zdaniem nie popełnił pan tam żadnego błędu?
- Nie, absolutnie nie popełniłem żadnego błędu.
- Jeden ze świadków nagrywał to zajście. Ma pan to nagranie?
- Mam. Ale było takie zamieszanie, że jest to niepełne nagranie. Najważniejsze rzeczy są nagrane, ale o tym to już będę z prokuratorem rozmawiał.
- Może pan udostępnić albo chociaż pokazać nam to nagranie?
- Nie. Mogę pokazać wszystkie dokumenty.

Dyrektor szkoły - "Chwycili go za nogi i ręce, próbowali wynieść"

Przypomnijmy, że ta relacja diametralnie różni się od tego jak wydarzenie zapamiętali nauczyciele. Dyrektor szkoły w Mokrem Alicja Kozłowska relacjonowała „Gazecie Pomorskiej” w czwartek: - Mężczyźni wtargnęli do klasy, jeden z nich odepchnął nauczycielkę, ta upadła na ławkę. Szarpali chłopca, on wyrywał się, próbował przed nimi uciekać. Chwycili go za nogi i ręce, próbowali wynieść... Inne dzieci przerażone chowały się pod krzesłami, pod ławkami..

Na korytarzu szkoły doszło do szarpaniny, a krzyki i hałasy sprawiły, że widziało to wielu uczniów. Interwencja nauczycieli zakończona zamknięciem chłopca w jednej z sal, doprowadziła do tego, że został on w szkole. Wezwani na miejsce policjanci nie nakazali oddania 9-latka ojcu, ale także nie zatrzymali mężczyzny, który chciał odebrać dziecko.

  • Po czwartkowym zajściu Bartosz złożył do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez dyrektorkę oraz troje nauczycieli szkoły. Zapowiada założenie sprawy o bezprawne przetrzymywanie małoletniego przez dziadków.
  • Wychowawczyni klasy złożyła zawiadomienie o naruszeniu jej nietykalności cielesnej. W szkole przygotowywane są kolejne doniesienia związane z tą sytuacją.

Andrzej Rodziewicz, wójt gminy Grudziądz, prowadzącej szkołę w Mokrem:

- Szkoła nie jest miejscem do rozwiązywania takich problemów, do wszczynania takich awantur! - stanowczo mówi Andrzej Rodziewicz, wójt gminy Grudziądz. - Wczoraj po całym zdarzeniu musieliśmy zamknąć szkołę. Dziś (piątek -dop. red.) wiele dzieci nie przyszło na lekcje, bo wciąż były w szoku po wczorajszych wydarzeniach. Dzieci są zdruzgotane tym co się stało. Jak po tym wszystkim mają sobie poradzić?

W szkole zapewniono dzieciom pierwszą pomoc psychologiczną. Teraz rozpoczynają ferie zimowe.

Są też pierwsze wnioski po tym zajściu. - W połowie lutego zamontowane zostaną zamki elektryczne w drzwiach szkoły. Osoby postronne będą miały wstęp tylko do części obiektu. Bezpieczeństwo dzieci jest najważniejsze - mówi wójt Rodziewicz. - Ustaliliśmy też z komendantem policji, że funkcjonariusze przeszkolą wszystkich pracowników szkół w naszej gminie na wypadek sytuacji kryzysowych.

Trwa głosowanie...

Wesprzesz kwestę WOŚP 2023?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wiemy ile osób zginęło w powodzi

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska