Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzinna zbrodnia po latach łez

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
- Tragedia w tej rodzinie wisiała w powietrzu od lat - mówią rodzice Sylwii. 37-letnia włocławianka i jej nastoletnie dzieci odpowiedzą przed sądem za zlecenie zabójstwa męża i ojca. Co popchnęło ich do zbrodni?

- Tragedia w tej rodzinie wisiała w powietrzu od lat - mówią rodzice Sylwii. 37-letnia włocławianka i jej nastoletnie dzieci odpowiedzą przed sądem za zlecenie zabójstwa męża i ojca. Co popchnęło ich do zbrodni?

<!** Image 2 align=right alt="Image 128865" sub="W tym domu przy ul. Brzozowej we Włocławku zamordowano Arkadiusza P. Zginął od kilkudziesięciu ran zadanych nożem i maczetą przez opłaconych zabójców. Otwarte drzwi zostawiła im Aleksandra, córka ofiary. Dziś, podobnie jak matka i brat, za kratami czeka na sądowy proces. / Fot. Miłosz Sałaciński">Echa tego morderstwa we Włocławku wciąż są głośne. Bo za zabójstwem Arkadiusza P. (wszyscy zwracali się do niego „Jarek”) stoi nie tylko żona Sylwia, ale córka Aleksandra i syn Sebastian. O tym, że ojciec latami znęcał się nad rodziną, mówi się od samego początku, ale enigmatycznie. Dziś dramatyczną historię córki i wnuków zdecydowali się opowiedzieć Barbara i Stefan Oblasowie. - Bicie, gwałty i terror psychiczny. To wszystko ciągnęło się przez 16 lat - wyjawiają. Nocami zadręczają się, że nie zrobili wszystkiego, co możliwe, by dramat przerwać.

Zapłacili 15 tysięcy

Wróćmy jednak do prokuratorskich ustaleń. 2 grudnia 2008 r. 25-letni Daniel Ś. i jego nastoletni wspólnik Maciej W. weszli do domu przy ul. Brzozowej we Włocławku. Furtka i drzwi wejściowe do domu były otwarte, za sprawą Aleksandry. To ona wskazała im miejsce pobytu ojca i czekała przed domem, aż dojdzie do zabójstwa. Ona też przekazała Danielowi Ś. pieniądze.

<!** reklama>Mordercy uderzali nożem i maczetą. Bili długo, zadali kilkadziesiąt ran. Ofiara wykrwawiła się na śmierć. Jak ustalili śledczy, do morderstwa nakłaniali także żona, Sylwia i syn, Sebastian. Stawka za śmierć męża i ojca wyniosła 15 tys. zł.

Proces sądowy ma zacząć się we wrześniu. Płatni bandyci odpowiedzą za zabójstwo, Ola - za działanie wspólnie i w porozumieniu z nimi, Sylwia i Sebastian - za nakłonienie do morderstwa. Nastolatkowie będą sądzeni jak dorośli. Pytanie zasadnicze brzmi, czy i jakie znaczenie będzie miało dla sądu 16 lat, które poprzedziły dzień zbrodni?

<!** Image 3 align=left alt="Image 128865" sub="37-letnia Sylwia P. przez lata żyła
jak więzień we własnym domu,
zastraszana
i bita">Bita już w ciąży

- Żałuję, że 4 listopada (miesiąc przed morderstwem - red.), gdy Sylwia przyszła do nas z ciuchami, nie przywiązałam jej łańcuchem do kaloryfera - płacze Barbara Oblas. Tego dnia jednak po raz kolejny powtórzył się znany im już scenariusz. Wystarczył telefon od Jarka i po kilku godzinach córka zbierała się do powrotu. - Mamuś, inaczej on zabije najpierw was, a potem mnie i dzieci - mówiła.

Sylwia i Jarek poznali się, gdy ona nie miała jeszcze 18 lat. Już początki tej znajomości bardzo się rodzinie dziewczyny nie podobały. Ojciec, Stefan, zapamiętał, jak wyrzucił narzeczonego z mieszkania po tym, gdy ten uderzył córkę w twarz. Bił ją też, gdy była w ciąży, ale o tym rodzice Sylwii dowiedzieli się po czasie.

Na weselnym kobiercu stanęła niepełnoletnia, z Sebastianem pod sercem. Zamieszkali u Jarka rodziców - ci mieli przeszłość kryminalną.

<!** Image 4 align=right alt="Image 128865" sub="„16 lat
w męczarniach” - tak o swoim życiu mówi Aleksandra P. Była nie tylko świadkiem, ale
i ofiarą przemocy ze strony ojca.">Do Oblasów, wierzących początkowo, że „wszystko jakoś się ułoży”, powoli zaczęło docierać, komu oddali starszą córkę. - Oni w rodzinie nie tylko wyzywali się, ale i tłukli. Przemoc tam była na porządku dziennym - mówi Stefan Oblas. - Znajomy policjant jasno dał mi jednak do zrozumienia, z kim mam do czynienia. „Stefan, zaczynasz prywatną działalność. A stary P. (ojciec Jarka - red.) to nasz człowiek. Jak zechce, może ci mocno zaszkodzić” - usłyszałem. Coraz częściej pytałem sam siebie, co się naprawdę dzieje...

Próby interwencji Oblasów szybko skończyły się dla Sylwii zakazem kontaktowania się z rodziną , pod groźbą lania od męża. Spotkania były rzadkie, najczęściej kończyły się źle. - Pamiętam, jak jednym ciosem powalił przy nas psa. Wcześniej trenował kick-boxing, ale w sekcji go pożegnali, ze względu na agresję - wspomina ojciec.

O biciu Sylwii dowiadywali się najczęściej z przecieków. Od sąsiadów, znajomych, od bratowej Jarka. Sama Sylwia była przerażona, nawet wizją rozmowy o tym, jak traktuje ją mąż. Kładła palec na ustach i dawała znaki, by milczeć. - Była szantażowana. Później dowiedzieliśmy się, że w ten sposób chciała bronić także nas - dodaje matka. - W 1991 roku, po pobiciu przez męża, poroniła. Działo się to u jego rodziny w Płocku. Dziś ta rodzina „sobie tego nie przypomina”.

<!** Image 5 align=left alt="Image 128865" sub="- Nasza córka była bita
i gwałcona przez męża. Bite były nasze wnuki, z którymi przez lata nie mogliśmy się normalnie spotykać
- mówią Barbara i Stefan Oblasowie, rodzice Sylwii. Czy zrobili wszystko, co możliwe, by zapobiec tragedii?
Z tym pytaniem muszą żyć.">„Rodzice mamy nie żyją”

Po dwóch stronach barykady rodziny ostatecznie stanęły w 1993 roku. Po tym, gdy Jarek rzucił się na Stefana Oblasa podczas rodzinnego spotkania. Ten zrobił sobie obdukcję i zgłosił się do prokuratury. Włocławski sąd uznał zięcia winnym, m.in., nieumyślnego spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, ale postępowanie karne umorzył warunkowo na 2 lata.

Stefan Oblas dostał pozwolenie na broń. Bo wiedział już, że musi być gotowy na wszystko.

„Nigdy sobie nie wybaczę, że pozwoliłam na to, by (Jarek) nas rozdzielił, ale wierzcie mi - przynajmniej byliście bezpieczni. Sami doskonale wiecie, do czego był zdolny. Tatuś doświadczył tego na własnej skórze. Nie mogłam pozwolić, żeby to się powtórzyło” - pisze dziś Sylwia zza krat.

Ola i Sebastian byli wychowywani w przekonaniu, że mają tylko jednych dziadków. Barbara Oblas wspomina, że zięć wyrzucił ją z mieszkania w 1992 roku. Od tej pory wnuki widywała rzadko. Na ulicy, przy przypadkowych okazjach. Stefan Oblas mówi, że cierpliwie czekał, aż podrosną. Nie chcieli zaogniać sytuacji, wkładać kija w mrowisko. Wydawało im się, że to najlepsze rozwiązanie. W końcu wiedzieli, co grozi Sylwii za złamanie zakazu kontaktowania się.

<!** Image 6 align=right alt="Image 128865" sub="Rozpacz, przerażenie, wstyd, złość na niego i samych siebie - te uczucia nie przemijają">- Nie zapomnę dnia, gdy z budki z lodami i goframi, którą prowadziłem, dojrzałem 12-letnią już Olę z koleżanką. Przywołałem ją, obdarowałem słodyczami i 20 złotymi. Powiedziałem, kim jestem - wspomina z mokrymi oczami sześćdziesięciolatek. - Po jakimś czasie Ola wróciła i oddała mi pieniądze. „Rodzice mamy nie żyją” - powiedziała.

Skąd mama miała siły?

Sąsiedzi i znajomi potwierdzają, że w teoretycznie wspólnie prowadzonym barze tak naprawdę harowała Sylwia. Nieraz podawała klientom piwo trzęsącymi się rękoma, z sińcami na ciele.

- Nie tylko ją bił, ale i gwałcił - mówi jej siostra, Ewa. Potwierdzają to także rodzice Sylwii, zaufana koleżanka i córka. „Ciągle myślę: skąd moja mama miała tyle siły? Chyba od Boga! Kobiety zostają raz zgwałcone i popełniają samobójstwo. A tu tyle lat...” - pisze Ola z aresztu dla kobiet w Grudziądzu.

Według relacji Oblasów, Jarek najczęściej siedział w domu albo jechał na ryby. Nie znosił sprzeciwu nawet w najdrobniejszych sprawach.

<!** Image 7 align=left alt="Image 128871" sub="Czy sąd weźmie pod uwagę, co przeżywała rodzina P. przez kilkanaście lat?">Sebastian, syn, bity był od dziecka, co w końcu dotarło też do szkoły. Córkę natomiast ojciec coraz wyraźniej faworyzował. - Kryło się za tym nachodzenie ją wieczorami, na golasa. Niby, że pomylił pokoje” - Ewie ze zdenerwowania zaciskają się ręcę.

Cztery lata temu Stefan Oblas, wbrew błaganiom córki, zdecydował się pójść na policję. To był czas, gdy Sylwia i Jarek przeprowadzili się wreszcie do wybudowanego domu przy ul. Brzozowej.

Sylwia zadzwoniła do matki prosząc o pożyczenie pieniędzy. Ta od razu wyczuła, że coś jest nie tak. - Znów cię pobił? - spytała.

- Tak, jestem czarna, a on gości zaprosił. Ma być parapetówka.

- To nie rób - powiedziała matka.

- Nie mogę...

Ojciec zdecydował, że musi działać. „Błagam, niech nie idzie na policję, bo on nas wszystkich pozabija” - prosiła Sylwia. Ale ojciec decyzji nie zmienił. Chciał to zrobić jakoś delikatnie, żeby nie narażać córki. Od dzielnicowego usłyszał, że potrzebne jest imienne zgłoszenie. Takiego nie złożył, ale usłyszał zapewnienie, że policjant „się rozpatrzy”. W trakcie tego rozpatrywania nic niepokojącego się nie działo. Sylwuniu, Jareczku - słyszał policjant - pełna zgoda.

- A ona za Jarku zamiast Jareczku potrafiła dostać w twarz - płacze matka.

Psychoza strachu

Siostra wielokrotnie proponowała Sylwii, że zrobi jej zdjęcia, gdy została pobita. - Najpierw się zgadzała, potem wycofywała. Bała się. Nie przekonywały ją moje zapewnienia, że zdjęcia będą przechowywane u mnie - wspomina Ewa. - Dziś obwiniam się o to, że jej ulegałam. Widziałam ją przecież sino-czarną od stóp po szyję. Bez śladów na twarzy, bo on katował cwanie...

Dwa lata temu pani Ewa pędziła samochodem do Siemian nad Jeziorkiem. Tam Jarek z Sylwią, Olą i znajomymi mieli wypoczywać. Pamięta, że telefon od siostry odebrała około godz. 16: „Ratuj, przyjedź po nas” - prosiła. Okazało się, że on dostał furii po alkoholu. Sylwia za córką uciekały przez las. Kilka godzin koczowały w chaszczach. - Brudne, głodne i wymęczone zabrałam do Włocławka - mówi Ewa.

Nikt z rodziny nie wie, ile razy dokładnie Sylwia próbowała odebrać sobie życie. Wiedzą, że miała szufladę pełną środków uspokajających i przeciwbólowych. Wspominają, że coraz częściej zachowywała się dziwnie.

- To było coś jak psychoza. Spotykałem ją na przykład na ulicy, a ona nerwowo się rozglądała, wypatrując spojrzeń innych. Mówiła: „No idź już tato, idź, bo mnie zobaczy” - taka scena stoi ojcu przed oczyma.

Jeden przypadek zatrucia lekami skończył się dla Sylwii hospitalizacją. To był rok 2001. „Zatrzymanie akcji serca” - zapisano w karcie. Do szpitala trafiła w czwartek, a w piątek rano mąż już wynosił ją z niego na rękach. Wypis na własne żądanie. W sobotę w ogródku piwnym podawała trunki.

- O wszystkim dowiedzieliśmy się od sąsiadki, która jest pielęgniarką na oddziale wewnętrznym, czyli, jak zawsze, od obcych. W piątek, około godz. 8 rano byliśmy w szpitalu. „Za późno” - usłyszeliśmy - wspomina matka.

Nic nie chcemy!

Na życzenie Sylwii, domem przy ul. Brzozowej opiekuje się siostra Ewa. Ona też, wspólnie z ojcem, prowadzi bar. Możliwe, że roszczenia wobec majątku będzie miała rodzina zamordowanego. Zmarli już jego rodzice, ale żyje przyrodni brat, Wiesław. Co prawda, przez wiele lat bracia nie utrzymywali kontaktów, ale łączą ich więzy krwi poprzez ojca. - Nie mamy nic przeciwko temu, by wziął część majątku po bracie. Nic - podkreśla matka.

Barbara i Stefan Oblasowie za rodzinny dramat płacą zdrowiem. Matka przeszła silne załamanie nerwowe; nie jest już w stanie prowadzić zakładu fryzjerskiego. Ojcu w lutym posłuszeństwa odmówiło serce, po raz kolejny trafił do szpitala. Nie tracą jednak nadziei, że kiedyś doczekają spotkania z córką i wnukami. Na wolności.

Listy z więzienia

„Modlę się o zrozumienie...”

Aleksandra i Sebastian przez lata byli wychowywani w przekonaniu, że mają tylko jednych dziadków. „Rodzice mamy nie żyją” - słyszeli. Paradoksalnie, dopiero tragedia i izolacja sprawiły, że Barbara i Stefan Oblasowie odzyskali wnuki. Odwiedzają je, piszą i dostają listy.

„Kocham Was i tęsknię” - pisze w każdym liście Ola. Rysuje serca. „Nienawidzę tego świata i tego mojego życia. Bo co to za życie, 16 lat w męczarniach i teraz kolejne mi lecą tu, w tych okropnych miejscach. (...) Tam (w ośrodku w Koronowie - red.) chociaż mogłam kontynuować naukę i żyć z rówieśniczkami, jak normalna nastolatka. Miałam chociaż możliwość wykonywania mojego zawodu fryzjera. A tu co? Nie będę się uczyć! Jestem traktowana jak jakaś cholerna kryminalistka...” (Grudziądz, 30.05.2009 r.) „Jezu, ile ja lat w kłamstwie żyłam, to jest nie do pomyślenia. Ciągle myślę: skąd moja mama miała tyle siły? Chyba od Boga! Kobiety zostają raz zgwałcone i popełniają samobójstwo. A tu tyle lat... To siła od Boga!” (Grudziądz, 12.07.2009 r.) „Modlę się o zrozumienie sądu. Tylko to mi zostało. Bo Bóg jeden wie, jak było”. (Grudziądz, 03.08.2009 r.)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska