Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzydzieści lat temu porwano i zamordowano księdza Popiełuszkę

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Miejsce porwania księdza Jerzego Popiełuszki niemal natychmiast stało się miejscem pamięci
Miejsce porwania księdza Jerzego Popiełuszki niemal natychmiast stało się miejscem pamięci Andrzej Kamiński
Mimo upływu czasu, sprawa zabójstwa księdza Popiełuszki nadal kryje wiele tajemnic. Morderstwo i późniejszy proces bezpośrednio za nie odpowiedzialnych oficerów SB 30 lat temu wstrząsnęło krajem.

„19 bm. ok. godz. 22.00 w okolicach miejscowości Przysiek koło Torunia został uprowadzony przez nieznanych sprawców ks. Jerzy Popiełuszko urodzony 23.09.1947 r., zamieszkały w Warszawie. Według zeznań Waldemara Chrostowskiego, kierowcy samochodu, którym podróżował ksiądz Popiełuszko, nieznani sprawcy, z których jeden przebrany był za milicjanta ruchu drogowego zatrzymali samochód pod pozorem kontroli trzeźwości kierowcy. Następnie ksiądz Popiełuszko został uprowadzony w nieznanym kierunku...” - tak zaczyna się komunikat PAP wydrukowany na pierwszej stronie „Nowości” w poniedziałek, 22 października 1984 roku.
[break]
Pierwsza wzmianka na temat porwania zawiera m.in. rysopisy „nieznanych sprawców”, oraz opis ich, jak wynika z treści komunikatu - kradzionego samochodu. Był nim „fiat 125p koloru jasnego z siedzeniami obitymi czarnym skayem”. Znakiem szczególnym miał być znajdujący się na tablicy rozdzielczej przycisk do dmuchawy z charakterystyczną czerwoną lampką.
Poszukiwania księdza zakończyły się tydzień później, gdy przy zaporze we Włocławku wyłowiono zwłoki kapłana. Kiedy dokładnie i gdzie kapelan Solidarności został zamordowany? Jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie nie znamy do dziś.
Nadal nie wiemy również, kto konkretnie i dlaczego kazał zabić księdza. Jedna z hipotez mówi o tym, że duchowny padł m.in. ofiarą walki o władzę toczonej w PZPR. Jego śmierć i fala zamieszek, które mogła ona wywołać, miały zostać wykorzystane przez partyjny beton. Hipotezę, o której szerzej piszemy na drugiej stronie dzisiejszego wydania „Nowości” wydają się potwierdzać wypadki z procesu zabójców księdza Jerzego, który rozpoczął się w Toruniu 27 grudnia 1984 roku.
- Budynek sądu był twierdzą. Na Piekarach i przy Fosie Staromiejskiej stały zasieki. Na drugim piętrze, gdzie odbywał się proces, w oknach wstawiono grube żółte szyby, aby z zewnątrz nic nie było widać - mówi mecenas Ewa Zalewska, która w latach 80. broniła działaczy antykomunistycznej opozycji. - Zostało wtedy również otwarte przejście podziemne między sądem i aresztem, tędy przeprowadzano Piotrowskiego i jego kolegów. W budynku sądu było pełno funkcjonariuszy bezpieki.
- Na dachach porozstawiani byli snajperzy. Aby wejść na salę rozpraw trzeba było pokonać trzy punkty, w których były kontrolowane przepustki, najpierw na rogu Różanej z Piekarami, później przed wejściem do budynku i jeszcze przy drzwiach samej sali - wspomina nasz redakcyjny kolega Zbigniew Juchniewicz, który razem z innymi dziennikarzami, śledził ten bezprecedensowy proces. - Przez cały czas zastanawialiśmy się, po co ta niezwykła obstawa? Przecież Solidarność nie dysponowała wyrzutniami rakiet, ani kałasznikowami. Sądziliśmy, że środki ostrożności zostały zgromadzone na wypadek, gdyby członkowie jakiegoś odłamu służb próbował swoich sądzonych kolegów odbić, lub zabić, aby nie gadali.
Czy tak miało być? Tego zapewne jeszcze długo się nie dowiemy, o ile w ogóle prawda kiedykolwiek wyjdzie na jaw.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska