Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tytuł Mastera już blisko

Piotr Bednarczyk
Torunianin Włodzimierz Krych jest o krok od zdobycia tytułu Mastera w biegach narciarskich. Właśnie wrócił z wyprawy do Kanady i USA.

Torunianin Włodzimierz Krych jest o krok od zdobycia tytułu Mastera w biegach narciarskich. Właśnie wrócił z wyprawy do Kanady i USA.

<!** Image 2 align=right alt="Image 186547" sub="Włodzimierz Krych na trasie w Kanadzie... / Fot.: Archiwum prywatne">Śledzimy postępy pana Włodzimierza od kilku lat. Przypomnijmy, że zapałał miłością do biegów narciarskich stosunkowo niedawno. Wcześniej uprawiał sport, ale tylko amatorsko. Jak sam twierdził - nie umiałby prawdopodobnie współpracować z trenerem, wykonywać jego poleceń. Krych to bowiem typ indywidualisty. Na szczęście sam potrafi narzucić sobie reżim treningowy.

Do biegów narciarskich 51-letni emerytowany policjant zapalił się w 2007 roku, gdy po raz pierwszy zobaczył na własne oczy Bieg Piastów w Jakuszycach. Od tego momentu jego marzeniem było uzyskanie tytułu Mastera. To honorowe wyróżnienie. Aby je mieć, trzeba wziąć udział w 10 długich biegach z oficjalnej listy, przy czym przynajmniej jeden z nich musi być organizowany na innym kontynencie.

Do tej pory pan Włodzimierz wziął udział w biegach w Polsce, Czechach, Włoszech, Szwecji, Niemczech i Austrii. Najdłuższy z nich - jeden z towarzyszących wyścigów Biegu Wazów, liczył 90 kilometrów.

<!** reklama>Wyprawa za ocean

W tym roku przyszła pora na zrealizowanie planu występu poza Europą. Pan Włodzimierz właśnie wrócił z Kanady i USA.

- Przyznam szczerze, że cieszyłem się na ten wyjazd nie tylko dlatego, że wezmę udział w biegach, ale też i zobaczę piękne miejsca - mówi pan Włodzimierz. - Pod tym względem jestem zawiedziony. Patrzyłem na brud, jaki jest na tamtejszych farmach i stwierdziłem, że pod tym względem Kanadyjczycy czy Amerykanie dużo mogliby się nauczyć od polskich rolników. Natomiast jestem zafascynowany architekturą, zwłaszcza wysokim budownictwem.

Fantastyczne przyjęcie

Nie o zwiedzanie jednak w tym wyjeździe chodziło.

- Jeszcze w zeszłym roku wszedłem dzięki ambasadzie w Ottawie w kontakt z Jerzym Czartoryskim, prezesem Polonii w tym mieście. On z kolei skontaktował mnie z panem Tomaszem Sową, prezesem polonijnego narciarstwa zjazdowego, a jednocześnie członkiem rządu. Zapewnił nam mieszkanie w Kanadzie - zostaliśmy przyjęci fantastycznie, mieliśmy do dyspozycji 12-pokojowy dom, pięć łazienek, jego żona gotowała nam jedzenie. A dodam, że na wyprawę wybrałem się z trzema kolegami z Rzeszowa.

Pierwszy bieg w Kanadzie, w miejscowości Gatineau niedaleko Ottawy, liczył 51 kilometrów.

<!** Image 3 align=none alt="Image 186547" sub="... i na mecie w Stanach Zjednoczonych / Fot.: Archiwum prywatne">- To był bardzo trudny bieg - mówi torunianin. - Trasa była wąska, szybka i niebezpieczna, z kilkoma bardzo długimi podbiegami. W dodatku śnieg był zmrożony, bo za dnia temperatura była lekko plusowa, a w nocy mroziło. Zaliczyłem jedną wywrotkę, i to taką, że ratownicy musieli mi pomóc wyjść z zaspy. Ale, na szczęście, udało mi się ukończyć ten bieg, z czasem 4 godziny 27 minut. Następnego dnia chcieliśmy też pobiec 51 km, lecz skróciliśmy sobie dystans do 31 km. Ten wyścig dał nam punkty do klasyfikacji tzw. „Srebrnego Mastera”. Warunki były podobne do poprzednich, ale wszyscy ukończyliśmy ten wyścig bez żadnych problemów. Uzyskałem czas 2 godziny 14 minut.

Potem przyszedł czas na podróż do USA. Tam czwórka Polaków miała zaplanowany start w stanie Wisconsin, w miejscowości Hayward. Zawodnicy mieszkali 160 km od miejsca startu, w domu u kolegi ze szkolnych lat jednego z rzeszowian. Też czekało ich fantastyczne przyjęcie. Dzień przed wyścigiem wynajęli samochód i udali się na miejsce startu.

Trasa - wyzwanie

- Wstaliśmy o 4.30, każdy z nas ze sporą dawką adrenaliny - wspomina Włodzimierz Krych. - Mówiono nam, że trasa będzie trudna, techniczna, ciągle pod górę, albo na dół, ale nie spodziewałem się, że będzie aż tak ciężko. Na trasie było 60-70 zjazdów i tyle samo 50-metrowych podbiegów. Ukończyłem dystans 54 km w 4 godz. 27 minut. Gorzej chyba było tylko podczas styczniowego biegu w Austrii, w Obertwillach, gdzie fatalnie oznakowano trasę, a w dodatku źle nasmarowano mi narty. Myśłem, że jestem już na mecie (dystans wynosił 41 km), a jak okazało się, że mam do przejechania jeszcze dziewięć kilometrów, to miałem łzy w oczach. Albo w niemieckim Oberammergau, gdzie musiałem biec w 26-stopniowym mrozie. W takich warunkach racjonalnie się nie myśli.

Żałuje, że tak krótko

Po powrocie z Kanady i USA Włodzimierz Krych udał się z dziewięcioosobową ekipą z Torunia do Jakuszyc.

- Zmiana czasowa spowodowała to, że chodziłem osowiały. Postanowiłem skrócić sobie trasę z 50 na 26 km. Teraz żałuję, bo okazało się że miałem świetnie nasmarowane narty przez Tomka Kałużnego i spokojnie pokonałbym większy dystans. Byłem 111 na ponad 1500 zawodników. Zrobiliśmy sobie „nieoficjalne” mistrzostwa Torunia, udało mi się być najlepszym z naszego miasta.

Aby pokonać tak długie dystanse Włodzimierz Krych musi się przygotowywać przez cały rok. Latem na nartorolkach, w siłowni, na rowerze.

- W grudniu myślałem, że będę mógł pojeździć na nartach, ale nie było śniegu - mówi nasz biegacz. - Ćwiczyłem więc na urządzeniu nonordic track, imitującym jazdę na nartach.

Włodzimierz Krych ma już zaliczonych osiem biegów do klasyfikacji Mastera. O tytuł powalczy w przyszłym roku.

- Mam już zaplanowany wyjazd na biegi do Estonii i Finlandii. Wtedy, mam nadzieję, zrealizuję swoje marzenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska