Chcesz zarobić, musisz dać. Niby nic nowego, ale za każdym razem ciekawi, jak ten korupcyjny mechanizm w rzeczywistości działa. A jak działać ma na Podhalu, opisuje właśnie zakopiański „Tygodnik Podhalański”.
Według pisma, dyrektor Centrum Kultury i Promocji Gminy w Czarnym Dunajcu zbierać miał haracz od straganiarzy, robiących swe niewielkie interesy podczas gminnych dożynek. Czy zarzuty się potwierdzą, to już sprawa dla prokuratury, sądów i całej tej machiny wymiaru sprawiedliwości. Na razie potwierdza się to, że w pewnych sytuacjach i w pewnych okolicznościach przyrody stara dobra prowokacja dziennikarska to narzędzie nie do zastąpienia.
<!** reklama>Jerzy Jurecki, wydawca i najbardziej znany reporter „Tygodnika Podhalańskiego”, to człowiek, który dla wiary w sens dziennikarstwa śledczego zrobił o wiele więcej niż cała czereda śledczych gwiazdek z warszawskich redakcji, by przypomnieć chociażby jego klasyczne już dziś teksty o korupcji w zakopiańskim Urzędzie Skarbowym, po których kilku „nietykalnych” ze „skarbówki”, łącznie z wszechwładną wicenaczelnik, wylądowało na ławie oskarżonych.
Tym razem zadziałał kosmicznie. Otóż po tym, jak do redakcji napłynęły informacje o lepkich łapkach, jakimi podobno odznaczać się ma ów pan dyrektor, Jurecki osobiście udał się na dożynki. Osobiście, aczkolwiek przebrany za znanego i lubianego stwora z „Gwiezdnych wojen” o imieniu Chewbacca. Tak, tak, tego właśnie włochatego i małomównego przyjaciela Hana Solo.
Redaktor Jurecki w skórze Chewbaki robił w Czarnym Dunajcu za misia, z którym można się sfotografować. A i on sam filmował co trzeba ukrytą w futrzanym stroju kamerą. I sfilmował, jak podwładna dyrektora bierze od futrzaka pięćdziesiąt złotych, nie zostawiając mu ani paragonu, ani faktury.
Pięćdziesiąt złotych to, oczywiście, drobiazg przy kwotach, o jakich mówi się przy okazji wielkich afer korupcyjnych. Tylko że z masy takich właśnie drobiazgów składa się zwykła polska łapówkarska codzienność, a ujawnianie tego rodzaju przekrętów zawsze jest działaniem społecznie zbożnym.
Właśnie, tylko jak ujawniać? Prowokacja dziennikarska to metoda która budzi dyskusje. Chociażby z tego względu, że stosując ją dziennikarz wychodzi ze swej tradycyjnej pozycji bezstronnego obserwatora, stając się współbohaterem opisywanej przez siebie historii. A o to, czy mu wolno, spierano się już prawie 50 lat temu, gdy Janusz Rolicki opublikował swój głośny zbiór reportaży „Brałem łapówki”.
A zatem prowokować czy nie? Tak, ale tylko wtedy, gdy w żaden inny sposób nie można zebrać materiału i gdy jego publikacja naprawdę jest społecznie użyteczna. I po to, by różni z lepkimi paluszkami mieli się czego bać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?