<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw.jpg" >Wiesław Saniewski jako dojrzały reżyser (rocznik 1948) uraczył nas ostatnio historią, która niezbyt trzyma się ziemi. Jednak Saniewski jako dojrzały scenarzysta ratuje tę historię dobrymi dialogami. Akcję ratunkową z całych sił wspiera ekipa aktorska (a więc tym razem ukłon dla Saniewskiego - reżysera, choć nie sądzę, by Pszoniaka czy Gajosa trudno było prowadzić na planie), i to zarówno ta z pierwszego szeregu, jak i wyznaczona do ról drugoplanowych.
A ponieważ „Wygrany” nakreślony został przede wszystkim gorącym sercem, może się podobać widzom w bardzo różnym wieku. Zawiązanie akcji pod względem oryginalności nie rzuca na kolana. Ot, kolejna historia o wielce utalentowanym pianiście, który wyrastając z krótkich spodenek, przeżywa załamanie - czuje się zniesmaczony, wypalony i mało wart. Wiesław Saniewski sporo ryzykował, obsadzając w tej roli Pawła Szajdę, niemal trzydziestolatka, syna polskich imigrantów w USA. Szajdę słabo już w Polsce kojarzymy z roli w filmie „Pod słońcem Toskanii” i lepiej z „Tatarakiem” Andrzeja Wajdy, w którym zagrał ważną, lecz niezbyt skomplikowaną rolę Bogusia. Poza tym w aktorskim dorobku Szajdy są przede wszystkim role w nieznanych w Polsce serialach. Jak wypadł w jednej z dwóch kluczowych kreacji w „Wygranym”? Moim zdaniem, nieźle - może nie na poziomie Janusza Gajosa, lecz iluż aktorów może dotrzymać kroku Gajosowi? Na pewno Szajda dobrze prezentuje się w roli cierpiętnika i pięknoducha - taką już ma urodę. Nic dziwnego, że u Saniewskiego udaje mu się podbić serce samej Marty Żmudy Trzebiatowskiej, pojawiającej się na jego drodze w... punkcie bukmacherskim wyścigów konnych. Co omal nie laureat Konkursu Chopinowskiego robi w punkcie bukmacherskim?
<!** reklama>To jest właśnie przykład nie z tej ziemi pomysłów Saniewskiego - scenarzysty. Pianista Oliver, polonus z Chicago, przybywa do Wrocławia, by tam rozpocząć europejskie tournée, mające nadać jego nazwisku świeżego blasku. Przed rozpoczęciem występu rejteruje jednak ze sceny, upija się i wpada w objęcia Franka (to postać grana przez Gajosa) - Polaka urodzonego w Chicago. Frank po II wojnie światowej, którą zaliczył w mundurze US Army, osiedlił się nad Odrą, by wieść skromne życie nauczyciela matematyki, przeplatane odsiadkami „z powodów politycznych” w komunistycznym więzieniu. I właśnie pod okiem Franka, zapalonego koniarza i gracza, Oliver przejdzie przyśpieszony kurs czerpania z życia pełną garścią, zakończony mołojeckim wypadem do Baden-Baden. Opowieść jest mało wiarygodna - jak już uprzedzałem - lecz w tej baśniowej konwencji przykuwająca do ekranu.
Nasza ocena: 2/3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?