Ojcowie jezuici, pracujący w ośrodku misyjnym w miejscowości Kasisi w Zambii, zakładają tam farmę, która w przyszłości ma dać zatrudnienie miejscowej ludności. Główną uprawę stanowi bardzo odżywcza roślina - moringa. Cyklicznie w tworzeniu farmy biorą udział polscy wolontariusze. W ich gronie znalazła się mieszkanka osiedla Na Skarpie Malwina Milewicz, studentka UMK.
- Pracę w polu zaczynaliśmy około godziny siódmej. Pracowaliśmy przez 8 godzin - opowiada Malwina. - Uczyło to nas pokory i cierpliwości, ale też trochę wzmacniało - i fizycznie, i psychicznie. Wyjeżdżając, myśleliśmy, że będziemy sadzić moringę, jednak pilniejszym zadaniem okazało się sadzenie czosnku. Rozdzielaliśmy jego główki na ząbki, patykiem robiliśmy w ziemi dołki i delikatnie umieszczaliśmy w nich czosnek. Dzięki temu, że już funkcjonował system nawodnienia, nasza praca była lżejsza niż ekipy ubiegłorocznej, która dołki do sadzenia moringi kopała kilofem w ziemi twardej jak skała. Zajęcie to wykonywaliśmy przez kilka tygodni - na polu moringi pracowaliśmy dopiero w ostatnich dniach pobytu na farmie.
Zobacz także: W Toruniu powstaje kolejny żłobek
Uprawa czosnku to inwestycja, z której dochód ma być przeznaczony na dalszy rozwój farmy. Ojciec Tadeusz, który się nią zajmuje, bardzo tanio kupił ten czosnek. Kiedy wyrośnie, ma zostać sprzedany, a pieniądze wspomóc farmę.
Wolontariusze chodzili też do dzieci mieszkających w sierocińcu i spotykali się z dziećmi z wioski.
- Po powrocie z pola odwiedzaliśmy dzieci w sierocińcu, prowadzonym przez siostry służebniczki - mówi Malwina. - Panowało tam ciepło i dobro. Chyba jeszcze bardziej niż one, naszej obecności potrzebowały dzieci z wioski. Przyjeżdżając do Kasisi, przywieźliśmy dużo piłek dla dzieci i z sierocińca, i z wioski. Zajmujący się farmą ojciec Tadeusz powiedział, byśmy nie dawali do domu piłek dzieciom z wioski, ponieważ ich rodzice sprzedadzą je, aby mieć pieniądze na jedzenie dla rodziny. Dawaliśmy więc piłki do zabawy, ale wieczorem dzieci odnosiły je z powrotem do nas. Wykazywały się dużą świadomością - wiedziały, że nazajutrz znowu będą miały czym się bawić. Idąc do dzieci z wioski, brałam trochę kredek, kolorowanek itp. Przychodziła do mnie piątka dzieci, a już po chwili otaczało mnie ich 25 czy 35 - kontynuuje Malwina.
Polecamy: W Toruniu powstaje kolejny żłobek
- Pogoda w Afryce zdecydowanie różniła się od aury w Polsce. Rano było dość chłodno - trzeba było zakładać polarowe bluzy. Około południa robiło się gorąco - wtedy zdejmowaliśmy wierzchnią odzież.
Łatwo dostrzegaliśmy różnice w warunkach życia mieszkańców Afryki i Europy, a także w hierarchii ważności codziennych spraw. Dla Afrykańczyków bardzo ważny jest kontakt z drugim człowiekiem. Nie spieszą się tak jak mieszkańcy Europy. Kiedy spotkają znajomą osobę na ulicy, zatrzymują się na rozmowę.
Przed wyjazdem do Kasisi znałam tamtejsze realia z opowieści osób, które były wolontariuszami na tworzonej farmie w poprzednich latach. Mówiły o pracy, atmosferze panującej w sierocińcu, tamtejszych potrzebach i troskach. Dzięki temu, po dotarciu na miejsce poznawałam to, o czym wcześniej słyszałam - moje wyobrażenia się potwierdzały.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?