Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żona przy mężu i przy... sobie

Grzegorz Młokosiewicz
Filigranowej postury polonistce MAŁGORZACIE PELC, od lat prowadzącej własną agencję PR, podsuwam schemat ustawienia perkusji, ściągnięty ze strony www jej męża, znanego jazzmana, Jacka Pelca.

<!** Image 2 align=right alt="Image 112311" sub="Fot. Archiwum Małgorzaty Pelc">Filigranowej postury polonistce MAŁGORZACIE PELC, od lat prowadzącej własną agencję PR, podsuwam schemat ustawienia perkusji, ściągnięty ze strony www jej męża, znanego jazzmana, Jacka Pelca. Rozszyfrowuje ten schemat bezbłędnie, do ostatniego talerza. Ba, potrafi wyjaśnić, dlaczego lepszy jest werbel od Ludwiga, a półkocioł od Gretscha. Wie, że w Łodzi przy Piotrkowskiej 86 Zygmunt Szpaderski robił w maleńkim warsztaciku perkusje o niebo lepsze od wyrobów całego peerelowskiego przemysłu muzycznego.

Zna Pani zdanie męża o tych instrumentach?

Mój mąż cenił Szpaderskiego ale już na studiach marzył, żeby kupować instrumenty najlepszych światowych marek i jedna z pierwszych deklaracji, jakie usłyszałam po ślubie, brzmiała: „Kochanie, to teraz musimy sobie kupić bębny”. Podkreślał naturalnie, że my musimy. Przekroczyłam wtedy jakby pierwszy krąg wtajemniczenia. Do tej pory jednak nie ośmielam się zbyt wiele dotykać. Zdarza się, że po koncercie pomagam mężowi wkładać bębny do futerałów. To czynność, na którą zezwolenie mamy tylko córka i ja. Chyba nawet ona bardziej. Bębny bowiem muszą być bezpieczne. Mąż może trochę bałaganić w domu, ale jeśli chodzi o instrumenty i kable, jest bardzo uporządkowany.

Ludzie uporządkowani, perfekcjoniści - a za takiego uchodzi Jacek Pelc - nie należą do łatwych w domowych pieleszach. Jak żona sobie z tym radzi?

<!** reklama>On nie lubi amatorszczyzny. Uważa, że jeżeli już się za coś zabierać, to trzeba się tego porządnie nauczyć, a nie robić byle jak. Na co dzień mi to zupełnie nie przeszkadza.

Pozwala żonie wyrzucać śmieci, obierać ziemniaki?

Jeżeli on się bierze za gotowanie, to całkowicie samodzielnie. Nie ma przy tym nawet potrzeby współpracy ze mną. Kiedy przygotowuje na obiad pieczyste czy rosół, to od zrobienia zakupów, przez obieranie warzyw, aż po podanie na stół.

Często się to zdarza?

Może nawet dwa, trzy razy w tygodniu. Kiedy przed południem widzi pustą lodówkę, to nawet nie pyta, czy robić zakupy, tylko po południu mówi, że zrobił rosół.

To taka podstępna metoda zmuszania męża do domowej aktywności?

Nie! A on przy takiej okazji nie robi garnuszka rosołu, ale wiaderko. Znów wychodzi na jaw perfekcjonizm, którego najlepszym przykładem jest zupa gulaszowa jego autorstwa. Mój mąż zaczyna samodzielnie od podstaw. Robi rosół na warzywach i dopiero do niego dodaje wołowinę, wieprzowinę, boczek, przecier, czosnki i inne dodatki, według recept podpatrywanych w różnych zakątkach, które odwiedzał. Zrobił z tego własny, wysmakowany miks. Dopiero wówczas można dodać kluseczki, które ja robię.

Jest tu więc ważki żoniny udział...

Odwiedził nas kiedyś Skip Hadden, znany perkusista z Bostonu, grający z zespołem Weather Report. Jego żonie bardzo zasmakowały moje kluseczki. Była zdziwiona, że nie prowadzę własnej restauracji tak dobrze gotując. Kiedy powiedziałam, że wystarczy wziąć mąkę, wodę, jajko i śmietanę, to wszystko rozrobić i położyć na gotującą się wodę, to dla niej było niezrozumiałe. Zdumiewało ją, że można coś takiego zrobić własnymi rękami ze zwykłej mąki.

Jak się udaje być żoną aktywnie wspierającą męża artystę i do tego jeszcze udzielać się na różnych polach?

Staram się - podobnie jak on - robić wszystko z pasją.

Sporo tych pasji. Marketing, public relations, ubezpieczenia, wsparte studiami podyplomowymi w poznańskiej Wyższej Szkole Bankowej i Akademii Ekonomicznej. Do tego dyplom ukończenia kursu Ministerstwa Skarbu Państwa dla kandydatów na członków rad nadzorczych...

W tej chwili kształcę się w akademii trenera, aby podwyższyć umiejętności psychologiczne. Prowadzę kursy dla poszukujących pracy osób po pięćdziesiątce. Uczę autoprezentacji, ponieważ ludzie wykształceni w PRL nie wiedzą, że dziś nie wystarczy jak kiedyś - siedzieć w kącie, a znajdą cię. Trzeba umiejętnie pokazywać swoje zalety. Prowadzę nie tylko szkolenia dla pozostających bez pracy, ale też m.in. dla radców prawnych, czyli grupy zawodowej na pozór dobrze przygotowanej do prezentowania swych umiejętności. Jak się okazuje, im też można doradzić, jeśli chodzi o wizerunek zawodowy.

A treningi dla studentów toruńskiej Wyższej Szkoły Bankowej?

Robię je nadal. Pierwszego lutego miałam okazję pokazać im m.in. zdjęcia zrobione dwa tygodnie wcześniej, podczas targów muzycznych w Los Angeles. Tę branżową imprezę odwiedziło 85 tysięcy gości. Skalę i sprawność organizacji trudno porównać z tym, co możemy obserwować w Polsce.

Tyle tych zajęć, a przecież wychowali Państwo dzieci...

Mamy syna na trzecim roku historii i córkę, która zaczęła studiować logopedię i śpiewa. Przez pierwsze lata małżeństwa byłam wyłącznie żoną mojego męża. Po pięciu latach poświęconych dzieciom doszłam do wniosku, że skoro skończyłam Uniwersytet Gdański, to warto też robić coś dla zawodowej satysfakcji.

Nie było takiej refleksji, że oto jakiś bydgoszczanin wyrządził krzywdę zmuszając do opuszczenia pięknego Trójmiasta?

Poczułam coś takiego, kiedy starzy przyjaciele pytali mnie, dokąd to wyjeżdżam, co to za miasto ta Bydgoszcz. Jednak od wielu lat już coś podobnego do głowy mi nie przychodzi. Ale jeśli tylko mam wolny weekend, to jadę do Gdyni, do rodziców. Tam odpoczywam. Spacer po nadmorskiej plaży mnie bardzo relaksuje, ale urlopy spędzam aktywnie, chodząc po górach.

Dla męża już nadeszła pora sumowania półwiecza. Żona ma jeszcze na to ładnych parę lat. Czy czuje się Pani kobietą sukcesu?

Kobietą sukcesu się nie czuję. Nie zamykam rozdziałów, tylko staram się jeszcze rozwijać. Czuję się jednak spełniona. Lubię robić co jakiś czas małe podsumowania i takie rozmowy z mężem prowadzimy. Mogę nawet powiedzieć, że jestem szczęśliwa.

Zatem nie czuje Pani, że jej życie upływa w cieniu artysty z topowego kręgu polskiego jazzu?

Przeciwnie. Bycie żoną artysty sprawia mi satysfakcję. Ponieważ jestem też spełniona w życiu zawodowym, to nie muszę być gwiazdą. Lubię też pracować na rzecz innych. Jest to zresztą specyfika mojej pracy w agencji PR. Kiedy byłam rzeczniczką prasową, prezentowałam na zewnątrz zdanie szefa firmy i występowałam w jej imieniu.

Wzorem starych pism urzędowych, można by zapisać „przy mężu”?

Przy mężu i przy sobie...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska