Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ZoSIA przewietrzy nasze archiwa

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Wiek XX doczekał się miana stulecia wielkich wojen i... papieru. Liczba wytworzonych dokumentów stała się ogromna, dla przeciętnego człowieka wręcz trudna do wyobrażenia. Znaczną część tych dokumentów trzeba będzie przechować dla przyszłych pokoleń. W archiwach.

Wiek XX doczekał się miana stulecia wielkich wojen i... papieru. Liczba wytworzonych dokumentów stała się ogromna, dla przeciętnego człowieka wręcz trudna do wyobrażenia. Znaczną część tych dokumentów trzeba będzie przechować dla przyszłych pokoleń. W archiwach.

<!** Image 3 align=none alt="Image 204792" sub="Krzysztof Klapka skanuje kolejną porcję dokumentów w Archiwum Państwowym w Bydgoszczy. Część skanów trafi do Internetu, gdzie będzie dostępna online bez żadnych opłat dla wszystkich zainteresowanych. [FOT. Tymon Markowski]">

Fachowcy dokumenty liczą długością półek niezbędnych do ich uporządkowanego przechowania. W Polsce mamy obecnie 300 kilometrów takich półek z archiwaliami. To mało w stosunku do innych krajów europejskich, większe od nas zasoby mają nawet niektóre mniejsze państwa, jak choćby Czechy czy Dania. To m.in. efekt strat wojennych. Jednak w ciągu ostatnich 10 lat wskaźnik ten wzrósł u nas o 100 kilometrów. Wytwarzamy coraz więcej dokumentów. W ciągu kolejnych kilkunastu lat „grozi” nam nawet podwojenie zasobów.

Archiwistyka ma przyszłość?

Kiedyś był to zawód lekceważony. Archiwista kojarzył się z twarzą ukrytą za grubymi szkłami okularów, człowiekiem w fartuchu, zaglądającym do zakurzonych teczek ze stosami dokumentów, ustawionych na ciągnących się długimi metrami regałach. Dziś, kiedy na uczelniach w całej Polsce widać brak zainteresowania studiowaniem historii, na archiwistyce są komplety chętnych. Wielu absolwentów wchłonął Instytut Pamięci Narodowej, ale i w archiwach przybyło etatów. I przybywać będzie. Mimo iż trudno liczyć w najbliższych latach na znaczącą poprawę warunków lokalowych.

<!** reklama>

Ta zmiana zaszła głównie dzięki prowadzonej na dużą skalę akcji digitalizacji zbiorów i ich udostępniania, od 2008 roku w ramach m.in. projektu pod nazwą Zintegrowany System Informacji Archiwalnej, w znaczący sposób ułatwiający przeszukiwanie zasobów, na który ludzie ze środowiska nie mówią inaczej niż ZoSIA.

Władysław Stępniak, dyrektor naczelny archiwów państwowych, absolwent archiwistyki na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika, a obecnie profesor tej uczelni, jest optymistą.

- Papier jako główna forma utrwalenia dokumentów jeszcze przez 20-30 lat będzie dominował, ale co potem? Tworzona dziś coraz powszechniej dokumentacja w formie elektronicznej będzie musiała być w sposób wieczysty przechowywana, a to wymagać będzie ogromnych nakładów na odpowiednie systemy informatyczne, chroniące w sposób pewny i trwały nośniki danych i same dane - mówi Władysław Stępniak. - Planowanie dziś wielkich inwestycji w postaci budynków dla lokalnych archiwów jest bardzo spóźnione. Europa wkroczyła w trzeci etap budownictwa archiwalnego. Nastał czas na powstanie kilku dużych centrów przechowywania dokumentacji papierowej, choć, jak przewiduję, będzie spory kłopot z ewentualną likwidacją małych archiwów.

Zdaniem dyrektora Stępniaka, mamy ambicje, by w najbliższych latach stać się czołowym krajem Europy pod względem funkcjonowania najbardziej liberalnych zasad dostępu do archiwalnych zasobów. - Przykładem jest moja decyzja, zezwalająca użytkownikom na samodzielne kopiowanie dokumentów przy użyciu aparatów cyfrowych - wskazuje Władysław Stępniak. - Przygotowujemy się do zakupu urządzeń, które będą pozwalały na bezpośrednie kopiowanie z pracowni na nośniki cyfrowe albo przesyłanie kopii na swój adres mejlowy bez pytania kogokolwiek o zgodę. Nasze archiwa mają mieć wizerunek przyjaznych i otwartych. Dziś jeszcze do tego jest daleko, bo wieloletnie zaniedbania narosły do tego stopnia, że w wielu ośrodkach akademickich miejsce w czytelni trzeba... wystać w kolejce.

Skanowaniu na wielką skalę towarzyszy niemal całkowicie zapomniana już dziś czynność, specjalność zapewne tylko archiwów, czyli mikrofilmowanie. Skanów w zasobach każdego roku przybywa w postępie niemal geometrycznym, ich liczba idzie już w miliony. Ale z pewnością nigdy wszystko to, co znajduje się w archiwach, do Internetu nie trafi, i to z bardzo różnych względów.

Kariera mikrofilmu

Od wielu lat akta były mikrofilmowane i nadal będą w ten sposób kopiowane, gdyż, jak twierdzą archiwiści, te nośniki są trwalsze niż elektroniczne. Można dowieść, że mikrofilmy przetrwają bez problemu 50 i więcej lat, natomiast co do „wiecznej” trwałości materiału elektronicznego nadal będą obawy. Zatem - wbrew obiegowym twierdzeniom - mikrofilm w archiwach ma się dobrze.

Wielkim problemem, budzącym często kontrowersje, jest kwalifikacja materiałów archiwalnych do digitalizacji. Archiwiści stanęli przed problemem, co skanować najpierw?

Przyjęto zasadę, że w pierwszej kolejności zdigitalizowane będą księgi metrykalne, akta stanu cywilnego, spisy mieszkańców, wszystko to, co od lat znajduje masowego czytelnika z racji niezwykłego rozbudzenia zainteresowania współczesnych Polaków prowadzeniem własnych badań genealogicznych.

- Dylemat zrodził się dlatego - dodaje dyrektor Stępniak - że są w naszych zasobach zbiory akt o fundamentalnym znaczeniu dla dziejów Polski, z których w roku korzysta najwyżej kilka osób. Ze względu na znaczenie tych dokumentów to one powinny otwierać listę zasobów dostępnych online, jednak zdecydowaliśmy inaczej. Digitalizacja i utrzymywanie w systemie teleinformatycznym skanów kosztuje niewyobrażalnie dużo. Stąd pomysł, by użytkownicy sami kopiowali w czytelniach.

Polaków poszukujących swoich korzeni interesuje dostępność online archiwów na Wschodzie, gdzie pozostały stosy akt, wytworzonych przez naszych przodków. Kłopoty z dostępem, bariera językowa, wysokie ceny pobytu zniechęcają do badań prowadzonych osobiście.

- To rzeczywiście jest poważny problem - uważa Władysław Stępniak. - Zawarliśmy porozumienie z archiwum we Lwowie i digitalizujemy tamtejsze zbiory. Idzie to jednak powoli, opornie i za ogromne pieniądze. Nieraz wysyłaliśmy tam nawet ludzi do kopiowania, by proces ten przyspieszyć. Prawdziwym dramatem są ceny, żądane przez archiwa w Rosji za udostępnianie dokumentów. Specyficzna jest z kolei Białoruś. Instytucjonalne kontakty z archiwami białoruskimi są zamrożone, natomiast ten, kto chce tam szukać prywatnie, ma ponoć bardzo ułatwiony dostęp. Z Litwą archiwalia wymieniamy, ale w mikroskali i głównie są to mikrofilmy. Proces ten obliczony jest na kilkadziesiąt lat.

Rosja mówi „Niet!”

Niezałatwiona pozostaje sprawa rewindykacji zasobów archiwalnych. Największy problem to dokumenty ukryte w archiwach Federacji Rosyjskiej. Są tam na przykład przypadkowo odkryte przed paru laty akta wywiezione w 1945 roku z... Bydgoszczy.

- W Rosji stało się coś bardzo złego - wyjaśnia dyrektor Stępniak. - Przyjęto tam mianowicie w 1997 roku ustawę, która w rzeczywistości oznaczała nacjonalizację dóbr kultury, zabezpieczonych w 1944 i 1945 roku przez Armię Czerwoną w Europie. Na przykład dokumentów francuskich jest tam 7 kilometrów półek, dużo więcej niż naszych. Potem to zmieniono, stworzono furtkę do zwrotu akt krajom, które były sojusznikami w czasie wojny, ale wraz z obwarowaniem zapłacenia krociowych sum jako... rekompensaty za zabezpieczenie akt, ich konserwację, przechowywanie i opiekę nad nimi przez Rosjan. Jeszcze w lutym wyjeżdżam do Moskwy na rozmowy w sprawie ewentualnego zwrotu archiwów wywiezionych wówczas z terenów Polski.

<!** reklama>

Duży problem mamy też z Niemcami. Chodzi zwłaszcza o te archiwalia, które przemieszczono bezprawnie w czasie II wojny z naszych ziem zachodnich i północnych. Niemcy twierdzą, że wysiedlenia powojenne zdezaktualizowały zasadę powrotu akt do miejsca ich wytworzenia, albowiem ludność wysiedlana miała prawo zabrać ze sobą dokumenty. Powstał w tej sytuacji wielki galimatias. Na ziemiach przyłączonych do Polski po 1945 roku przejęliśmy mniej więcej połowę akt. Reszta jest w Niemczech, którzy nie wykazują gotowości do ich zwrotu. Twierdzą, iż znalazły się one w powierniczym zarządzie pruskich dóbr kultury, któremu, jako instytucji pozarządowej, niczego rząd nakazać nie może...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska