Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chorobę wszyscy znają

Redakcja
W dyskusji o przyszłości starówki w Toruniu otrzymaliśmy głos torunianina mieszkającego w Niemczech.

W dyskusji o przyszłości starówki w Toruniu otrzymaliśmy głos torunianina mieszkającego w Niemczech.

<!** Image 2 align=none alt="Image 194129" sub="Przykładem biznesu, który istnieje od wielu lat na starówce, jest księgarnia Hobbit państwa Chudzińskich [Fot.: Grzegorz Olkowski]">Jestem od 30 lat mieszkającym za granicą toruńczykiem. W Toruniu przebywam wielokrotnie w ciągu roku. Sam jestem właścicielem kamienicy na starówce, którą z mozołem, wkładając prywatne środki i zachodnie pomysły, próbuję remontować i utrzymywać.

Z przytoczonego wcześniej powodu, interesuje mnie sytuacja starych centrów miast na zachodzie. Przyglądam się im, jak i dlaczego zmienia się ich oblicze oraz ich przeznaczenie. Czytam w prasie doniesienia o planach zmian, przeznaczenia budynków i lokali na starówkach, ogłaszanych przez miejscowych włodarzy miast. Także o rewitalizacji i wspieraniu tych dzielnic.

<!** reklama>W sprawie toruńskiej starówki rację mają po troszkę wszyscy, zabierający głos w Waszej Gazecie, ale tylko po troszkę. Pomysły na uzdrowienie starówki, również po troszkę są dobre, ale też pod pewnymi warunkami. By zrozumieć dlaczego starówki na zachodzie tętnią życiem, trzeba znać zachodnie społeczeństwa z autopsji, z bycia wśród nich, a nie tylko z krótkich wizyt służbowych bądź turystycznych.

To, co dzisiaj obserwujemy na Zachodzie, zmieniało się na moich oczach wielokrotnie w ciągu 30 lat mego pobytu. W tym miejscu spróbuję wytłumaczyć, jak i dlaczego, zachodziły te zmiany, gdzie Państwo macie rację, a gdzie się mylą. Zaznaczę jednak, że walka z tymi zmianami jest już od początku przegrana, a można jedynie zmniejszyć negatywne skutki tych zmian.

Chodzi mianowicie o wielki kapitał, z którym nikt nie jest w stanie wygrać i o mniejszych i większych urzędników, którzy jemu „sprzyjają”, wykorzystując swój czas na poprawienie domowego budżetu. Również na Zachodzie po latach wychodzi na jaw, że nie były to tylko mylne decyzje, a zwykła korupcja.

Pierwszymi objawami zmian było powstawanie sklepów wielkopowierzchniowych, które zaczęły niszczyć małe sklepiki za rogiem, kiedyś w Toruniu zwane kolonialkami, a na zachodzie będące interesami rodzinnymi. Te duże zniszczyły małe sklepiki, pozostały nieliczne, we własnych lokalach, pracujące po kosztach i wspierane rodzinnie, przez tych, którzy pracują na etatach w innych firmach, po pracy wspomagając często związane z tradycją rodzinną sklepy.

Są też sklepy azjatyckie, tureckie, chińskie, afrykańskie, rosyjskie też polskie, ale oparte na specyficznej rodzimej klienteli, zapewniające prawie po kosztach miejsce pracy. Przy znikomych zyskach dające zadowolenie ludziom, przywykłym do niższego standardu życia i unikających tzw. zbędnych wydatków, jak ubezpieczenia, urlopy z biur podróży, kolacji i obiadów w lokalach, co czynią miejscowi oraz wielu innych rzeczy jak to się na Zachodzie mówi: należących do życia.

Drugim i zasadniczym powodem niszczenia starówek było budowanie na tanich terenach, na obrzeżach miast, na terenach poprzemysłowych, centrów handlowych, zadaszonych, skupiających wszystkie możliwe branże pod dachem, dające rozrywkę i jedzenie odwiedzającym. Budowane są szybko i tanio, choć dużo kosztują, buduje się przy nich kina, aby ściągać masy ludzkie, potencjalnych klientów i żądnych optycznych wrażeń konsumentów. Budują te centra ci sami udziałowcy w całej Europie, mający wielkie możliwości finansowe, pomnażają schematy i wprowadzają te same sklepy sieciowe, mające potężne kapitały, do centrów.

W ten sposób, szczycąc się tym, że i u nas są też centra handlowe, upajamy się z zadowolenia tymi samymi produktami, jakie można kupić wszędzie, bo często są masowe i chińskie. Cóż zatem robiono, aby ratować owe starówki? Dofinasowywano z miejscowych budżetów ich utrzymanie, uatrakcyjniano, budując szklane dachy nad ulicami handlowymi.

Robiono festyny i organizowano jarmarki, święta ulic, placów i skwerów. Tętniące życiem w oczach turystów , nie mających pojęcia o tym, że ci ludzie pracują bardzo często po kosztach. Obserwując handel na starówkach na Zachodzie, można stwierdzić, że sklepy zmieniają często właścicieli, co jest oznaką niepowodzenia i bankructwa oraz w miejscach ekskluzywnych powstają tandetne sklepy i komisy - ciucholandy, outlety, sklepy firmowe oferujące odrzuty i produkty drugiej i trzeciej jakości.

Mylą się wszyscy zabierający głos w dyskusji, każdy z uczestników publicznej debaty zabierający głos. Nie uzdrowi starówki ani Pan Szmak, którego znam i cenię, nie uzdrowi Pan Karczewski, choć jest fachowcem w czymś innym, ani Pani Dowgiałło, także Pan ekspert od etnografii. Wszyscy ci, którzy zabierali głos na łamach gazety. Każdy z ich pomysłów jest trochę dobry, ale aby wypełnić jakąś lukę w całości planu uzdrowienia starówki. Chorobę wszyscy znają, a będzie jeszcze gorzej po wybudowaniu centrum przy Uniwersamie.

Wówczas na starówce będą tylko knajpy, niekoniecznie te ładne, ciucholandy, drobne punkty usługowe, sex shopy, meliny i grupy ludzi z tzw. alternatywy politycznej, zieloni, pomarańczowi, okupujący, popadające z braku finansów ruiny domów mieszczańskich. To wszystko przeżywały duże i średnie miasta na Zachodzie. Turyści nie widzą tego zjawiska, odwiedzając Zachód, tak dobrze jak tubylcy, bo bieda i margines społeczny mają inny wygląd w bogatych krajach niż w Polsce. Tak, nawet bieda ma inny standard, choć nadal jest biedą i ciężko uwiera psychikę ludzką.

Diagnozę znamy, wiemy jaka jest choroba, a lekarstwem są małe osiedlowe i dzielnicowe centra handlowe. Rozwiązaniem jest zamknięcie i wyrzucenie molochów handlowych, ograniczenie ich wielkości, mimo demokracji i liberalizacji. Tylko takie rozwiązanie ożywi dzielnice, nie robiąc z nich sypialni, z tzw. kolonialką za rogiem jak kiedyś, da nowe miejsca pracy, uchroni miejscowych drobnych handlowców i całe ich rodziny, a także wzmocni szeroko rozumiany polski przemysł spożywczy.

Wówczas też starówka będzie wizytówką handlową miasta, kipiącą życiem i turystami, dającą miłe doznanie żyjącego miasta, pełnej atrakcji i rozrywki. Drugiej drogi nie ma, nie ma też kompromisów. Sprawa jest prosta i każdy o tym wie, że gdy do konkurencyjności staje wielki światowy, GLOBALNY KAPITAŁ z małym biednym polskim czy europejskim handlowcem, wygrywa zawsze KAPITAŁ. Jak zatrzymać proces degradacji miast i ich starych, bardzo atrakcyjnych centrów? Ano tak, jak się ogranicza i wiąże ręce polskim obywatelom, przepisami o zagospodarowaniu przestrzennym, ograniczeniami urbanistycznymi, ekologicznymi, konserwatorskimi, postanowieniami rady miasta, a także interesami trzecich.

Wszyscy urzędnicy znają te metody. Można przeciągać decyzje przez całe lata. Musi być tylko i w tej sprawie dobra wola, lokalny patriotyzm w oku, w głowie i w sercu, najpierw dobro nas wszystkich, naszych rodzin, naszego regionu, ojczyzny. Wszyscy siedzimy na tej samej gałęzi, którą podcinają decydenci. Jeśli będzie się tak działo dalej, będziemy odwiedzać wysłane przez Premiera dzieci w Irlandii i na końcach świata, a nami na starość opiekować się będą Chińczycy, Hindusi i inni obywatele globalnego świata.

Z szacunkiem dla wszystkich zabierających głos w dyskusji.

Ryszard z Torunia

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska