MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Doktorze, proszę o łaskotki!

Redakcja
Śmierć i cierpienie wciąż ukrywają się w szpitalach i hospicjach. Niechętnie mówi się o nich w domu i broń Boże przy dzieciach. Wolontariusze z Fundacji Dr Clown oswajają przemijanie balonami i wytykaniem języka. Nie wypada?

Śmierć i cierpienie wciąż ukrywają się w szpitalach i hospicjach. Niechętnie mówi się o nich w domu i broń Boże przy dzieciach. Wolontariusze z Fundacji Dr Clown oswajają przemijanie balonami i wytykaniem języka. Nie wypada?

<!** Image 2 align=none alt="Image 199899" sub="Pytania dotyczące śmierci są rzadkie, ale się zdarzają. Chore dzieci zwykle martwią się o rodziców, bywa, że obwiniają siebie o to, że nie zdrowieją. Psycholodzy i wolontariusze mają bardzo ważne zadanie: zdjąć ciężar winy, wywołać uśmiech na twarzy małego pacjenta, uspokoić... [Fot. archiwum P. Grzybowskiego]">Szara świnka ma kilkadziesiąt centymetrów, obły kształt i czasami jest prowadzona na czerwonej smyczy. Z ryjka wydobywa się ni to pierdzenie, ni to kwik. Wyobraźmy sobie to gumowe zwierzątko na poważnym oddziale onkologicznym szpitala. Chrumkanie nie wszystkim się podoba. Wolontariusze zauważyli, że jedni pracownicy udają, że go nie słyszą, inni naprawdę nie słyszą. Czasem ktoś się zaśmieje półgębkiem i nareszcie jest - wybuch szczerej radości. Najczęściej bardziej skore do żartowania są pielęgniarki niż lekarze. A pacjenci? Są zachwyceni i proszą o więcej! <!** reklama>

Śmierć w tytule

Gumowa świnka jest jednym z rekwizytów doktorów klaunów z bydgoskiego oddziału Fundacji Dr Clown. Zdarzyło się jej pracować nie tylko w Polsce, ale, m.in. w Peru, Rumunii, Włoszech. - Pod każdą szerokością geograficzną ludzie reagują podobnie - szczerym śmiechem - na puszczanie bąków, zwłaszcza na niby.

<!** Image 3 align=none alt="Image 199899" sub="Takie przebranie nie jest obowiązkowe. Uśmiech - tak. [Fot. archiwum P. Grzybowskiego]">To udowodnione! - zapewnia dr Przemysław Grzybowski, naukowiec z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, bydgoski doktor klaun, który w tym roku wydał książkę o terapii śmiechem. Jego praca pt. „Doktor klaun! Terapia śmiechem, wolontariat, edukacja międzykulturowa” zdobyła nagrodę jury i internautów na 16. Targach Książki w Krakowie. Zwyciężyła w zorganizowanym przez portal granice.pl plebiscycie „Najlepsza książka psychologiczna” w kategorii „Książka popularnonaukowa” oraz (wskazana przez internatów) w plebiscycie „Najlepsza książka na jesień” w kategorii „Poradniki”. O tym, że temat poruszony w tych publikacjach jest ważny, świadczy zainteresowanie wykładami, poruszającymi temat oswajania cierpienia i śmierci.

W piątkowy wieczór czytelnicy filii nr 23 Wojewódzkiej i Miejskiej Bibiblioteki Publicznej w Bydgoszczy usłyszeli prelekcję dr. Grzybowskiego o wyprawie międzynarodowej grupy doktorów klaunów do Peru. - W mieście Iquitos, ukrytym w dorzeczu Amazonki, otoczonym przez dżunglę, kompletnie niedostępnym drogą lądową, ludzie mają naprawdę poważne problemy. Gdy więc słyszę, że ktoś się martwi, że od 2 lat nie zmienił telefonu komórkowego, od razu łapię się za głowę - śmieje się wykładowca. - W Iquitos doktorzy klauni mają za przeciwników biedę, niszczycielskie powodzie, brak dostępu do edukacji, dziecięcą prostytucję i powszechny brak nadziei, czego podłoże tkwi w tragicznej historii tego miejsca...

Luz na żądanie

W tamtym rejonie świata temat umierania nie jest tabu, nie ukrywa się go w zakamarkach szpitalnych, jak najdalej od domu. Ponadto w Ameryce Południowej istnieje ponad tysiąc grup wolontariuszy doktorów klaunów! Działalności śmiechoterapeutów bardzo sprzyja styl bycia Latynosów, ich otwartość, częste przytulanie się, dotykanie i całowanie. W Polsce trudniej o taki luz.

- W ramach warsztatów dla wolontariuszy zaproponowałem kiedyś studentom pewne ćwiczenie - opowiada Przemysław Grzybowski. - Jedna z osób w parze miała usiąść albo uklęknąć, a drugą poprosiłem, by położyła głowę na kolanach partnera. Zadanie polegało na głaskaniu głowy kolegi/koleżanki i na trzymaniu za rękę. I tu zaczęły się schody. Zrobiło się nieswojo, pojawił się nerwowy śmiech i oglądanie się speszonych ludzi na siebie. Tymczasem to właśnie jedno z zadań wolontariusza - wziąć umierającą osobę za rękę, przytulić! Dlaczego tak trudno się przełamać? - zastanawia się dr Grzybowski. - Przecież w edukacji jest specjalny nurt poświęcony zagadnieniu wychowania do cierpienia i śmierci - tanatopedagogika. Specjaliści w tej dziedzinie, liderzy ruchu hospicyjnego, m.in. profesor Józef Binnebesel, księża Jan Kaczkowski i Piotr Krakowiak, postulują zainteresowanie się cierpieniem i umieraniem jako naturalnymi składnikami życia ludzkiego. Brzmi to dość rewolucyjnie, zwłaszcza, że dziś śmierć jest ukrywana. Pogrzeb robi się jak najszybciej, ciało zmarłego jedzie ze szpitala prosto do zakładu pogrzebowego, a trumna jest zwykle zamknięta. Z drugiej strony są gry komputerowe, w których śmierć jest, a za chwilę już jej nie ma, bo dostaje się kolejne życie.

Doktor w gorsecie

Czy idee tanatopedagogiki widoczne są w pracy szpitali? - Nie wolno wszystkich lekarzy wrzucać do jednego worka, ale są tacy, których ciasny gorset zawodowy zbyt szczelnie oddziela od zwykłych ludzi - mówi Martyna Kowalska, studentka psychologii, bydgoska wolontariuszka z kilkuletnim stażem. - To jest problem medycyny europejskiej. U nas lekarze budują dystans, żeby w przypadku śmierci pacjenta nie przeżyć traumy. To oczywiście ma sens, ale czy dla pacjenta na pewno jest to dobre, gdy lekarz funkcjonuje na oddziale jak guru, gdy jest traktowany jak bóg i z takim przekonaniem znika w swoim gabinecie.

Wolontariusze są w zgoła innej sytuacji. - My nie wykonujemy zabiegów, nie podajemy leków - zaznacza Martyna. - Naszym zadaniem jest poprawianie jakości życia pacjenta i mamy tę przewagę nad lekarzami, że możemy się z chorym zaprzyjaźnić, możemy go zabawiać, przytulać, trzymać za rękę. Robimy to nawet w szpitalach psychiatrycznych. Do dyspozycji mamy śmiech, własne ręce, głowę pełną pomysłów i zabawkę. Ktoś pomyśli, że to zwykła gumowa świnka, ale dla mnie jest to wykrywacz czystych uszu albo puszczonych przez pacjenta bąków. Tak sprowadzamy szpitalną sytuację do absurdu, żeby można ją było łatwiej znieść.

Obraza majestatu?

Reakcji na czasem szalone zabawy doktorów klaunów jest tyle, ilu jest ludzi. Pewien ordynator zdębiał, gdy do jego gabinetu wpadł rozbawiony klaun i usiadł mu na kolanach. Pielęgniarka siedząca w dyżurce dostała znienacka całusa w policzek. Zareagowała wstydem, może nawet zażenowaniem, ale później wyznała, że potrzebowała takiego odreagowania, bo tego dnia na oddziale zmarł pacjent... Ktoś inny oburzył się, gdy wolontariusz przebrany za klauna jechał środkiem korytarza na wózku inwalidzkim: „To nie wypada, to obraża majestat cierpienia!” - słychać było krytykę.

- Są różni lekarze - mówi Martyna. - Podziwiam tych, którzy są po kilkanaście godzin na nogach i jeszcze mają czas, by podejść do dziecka, opowiedzieć kawał, połaskotać. Nie można wszystkich mierzyć jedną miarą. Wśród doktorów klaunów mamy identyczną sytuację. Nie każdy nadaje się do opowiadania żarcików, ale na przykład ktoś genialnie skręca jamniki z balonów i w ten sposób pomaga. I to wystarczy.


Fakty

Śmiechoterapia

W latach 60. amerykański lekarz Hunter Cambell Adams, zwany również Patchem Adamsem, zaczął wprowadzać w życie oryginalną ideę „leczenia śmiechem”. W przebraniu klauna rozweselał pacjentów w szpitalu. Głęboko wierzył, że zadaniem lekarza nie jest jedynie leczyć pacjenta, lecz również podnosić jakość życia w każdej sytuacji zdrowotnej. Od tego czasu na całym świecie powstała ogromna liczba organizacji wspierających i realizujących program terapii śmiechem.

Od 1999 roku prowadzi się terapię śmiechem w Polsce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska