Spektakularny, ale też i obraz tego, co dziać się miało na oddziale włocławskiego szpitala, jest przerażający. Media donoszą o ordynatorze, który - według tych relacji - spóźnić się miał dwie godziny na dyżur, a potem prawdopodobnie odsypiał zmęczenie po ciężkiej pracy w prywatnej przychodni, o aparaturze USG, której nie było komu obsługiwać, o elektronicznej dokumentacji badań w tajemniczy sposób wykasowanej po wybuchu afery.
Tak na marginesie, prokuratorzy uspokajali wczoraj, że dane zostaną odtworzone i zajmą się tym specjaliści - to świetnie, tylko dlaczego te nośniki - kluczowe przecież dowody w sprawie - nie zostały zabezpieczone od razu, tylko dopiero teraz, gdy NFZ alarmuje, że mogło dojść do manipulacji? Trwają kontrole, prokuratura prowadzi dochodzenia, ale już potwierdza się, że nieprawidłowości były. Cytowany wczoraj przez Arłukowicza raport krajowego konsultanta wylicza błędy i zaniechania w opiece nad mamą i jej bliźniaczą ciążą.
To straszne, gdy się tego słucha, ale też straszne jest pomyśleć, że przecież pół Polski mówi dziś o włocławskim dramacie tylko dlatego, że dotknięci tragedią rodzice zmarłego rodzeństwa odważnie zdecydowali się sprawę nagłośnić. Bez ich determinacji nie byłoby tych kontroli, postępowań, sprawdzania. I nigdy nie będziemy mieli pewności, czy ich wypadek był w skali kraju jeden, czy tylko jedyny, o którym zrobiło się tak głośno.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
