Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofa niemieckiego napowietrznego pancernika

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Pomnik nagrobny urodzonego w Toruniu kapitana Freyera, dowódcy sterowca L-2, na Nowym Cmentarzu Garnizonowym w Berlinie
Pomnik nagrobny urodzonego w Toruniu kapitana Freyera, dowódcy sterowca L-2, na Nowym Cmentarzu Garnizonowym w Berlinie Arndt Beck
Przekopywanie przeszłości może dostarczyć naprawdę wielkich emocji. Chwile, w których fragmenty pozornie obcych układanek zaczynają tworzyć całość, prowadząc jednocześnie do Torunia, potrafią dodać skrzydeł.

Dodawanie skrzydeł jest może określeniem nieco górnolotnym, jednak w tej sytuacji całkowicie na miejscu. Cofniemy się dziś bowiem o 101 lat, do czasów, gdy człowiek stawiał swoje pierwsze kroki w chmurach. W podróż wyruszymy startując z... cmentarza, który jednak znajduje się tuż obok lotniska, słynnego berlińskiego Tempelhof. Tamtejszą nekropolię garnizonową zwiedzała przewodniczka kilku naszych redakcyjnych wycieczek szlakiem dawnego kordonu między zaborami. Annę Zglińską, która poza badaniami nad lokalną „przeszłością graniczną” zajmuje się również ratowaniem starych cmentarzy, po berlińskiej nekropolii oprowadzał fotografik i autor książki o tym cmentarzu Arndt Beck.
[break]
- Pokazał mi tam między innymi bardzo charakterystyczny pomnik ofiar katastrofy sterowca, do której doszło pod Berlinem w 1913 roku - mówi Anna Zglińska. - Kilka dni później przypomniało mu się jeszcze, że w innej części tego cmentarza znajduje się grób jakiegoś człowieka, który urodził się w Toruniu, co na pomniku zostało odnotowane. Arndt zapomniał o tym, kiedy zwiedzaliśmy nekropolię, przysłał jednak zrobione przez siebie zdjęcie.
Fotografia dwóch różnych nagrobków trafiła do kolekcji wielu innych widoków z ciekawego miejsca. O tym, że są to dwa fragmenty tej samej układanki, dotyczącej jednego z największych powietrznych dramatów z początków lotnictwa, przekonaliśmy się przypadkiem, dzięki tekstowi opublikowanemu na pierwszej stronie „Gazety Toruńskiej” w niedzielę, 19 października 1913 roku.
„Na placu lotniczym Johannisthal pod Berlinem odbywał w piątek przed południem swój lot próbny pancernik napowietrzny L-2 systemu Zeppelina. Na pokładzie, oprócz załogi wojskowej i przedstawiciela fabryki balonów Zeppelina, która sprzedała balon zarządowi armii, znajdowała się komisya lotnicza, która miała zbadać szybkość lotu”.
Pancernik napowietrzny... Trzeba przyznać, że brzmi to bardzo dumnie. Na chwilę przerwiemy więc jego start w drogę ku wieczności, by przyjrzeć się maszynie. Kolos miał 158 metrów długości i ponad 16 metrów średnicy, szybował w powietrzu dzięki 27 tysiącom metrów sześciennych wodoru, które umieszczone były w 18 komorach. Sterowiec napędzany był czterema silnikami Maybacha. Maszyny pochodziły z początku XX wieku, statek powietrzny mógł więc dzięki nim rozpędzić się maksymalnie do 75 kilometrów na godzinę. Jego zasięg wynosił 2100 kilometrów, a maksymalny pułap: 2900 metrów. Pasażerowie podróżowali w trzech aluminiowych gondolach podwieszonych pod balonem i połączonych poprowadzonym wewnątrz przejściem. Był to 18 sterowiec zbudowany w zakładach Zeppelina i drugi, który został zakupiony dla Cesarskiej Marynarki Wojennej. Dlatego właśnie miał on oznaczenia LZ-18 i L-2, a na pomniku ofiar katastrofy znajduje się kotwica.
Cóż, wracamy na berlińskie lotnisko. Znów mamy 17 dzień października 1913 roku, a tamtym tragicznym wydarzeniom przyglądamy się przez „Gazetę Toruńską” wydaną kilka dni później.
„W piątek o godz. pół do 11 przed południem, krótko po wzniesieniu się w powietrze, gdy znajdował się na wysokości 300 metrów, rozległ się ogłuszający wybuch. Powłoka balonu w jednej chwili stanęła w płomieniach i pękła. Okręt napowietrzny zaczął spadać, w pierwszych sekundach powoli, później coraz raźniej, aż wreszcie z całą mocą uderzył o ziemię”.
Dalej dziennik podaje wstrząsające szczegóły. 27 osób miało zginąć na miejscu, trzy zostały w krytycznym stanie odwiedzione do szpitala. Jeden z poparzonych oficerów miał prosić, by śpieszący z pomocą go dobili.
„Pomiędzy zabitymi znajdują się kierownik balonu kapitan Freyer, kapitanowie Benisch, Trenk, Grund, wyższy inżynier Haussmann i inni. (...) Wojskowa żegluga napowietrzna traci w ofiarach katastrofy, kapitanie Freyerze i Trenku jedynych dwóch wyszkolonych kierowników balonów sterowych...”
Tych kilka zdań pozwoliło umieścić na właściwym miejscu kolejny element układanki. Jak nazywał się pochowany na tym samym berlińskim cmentarzu toruńczyk? Erich-Otto Freyer! Inskrypcja na nagrobku, nie pozostawia wątpliwości, a ostatecznie fakt, że z Torunia pochodzi jeden z pierwszych pilotów sterowcowych, potwierdza notatka opublikowana w „Gazecie Toruńskiej”
„Jak pisma niemieckie podają, kapitan porucznik Freyer, który poniósł śmierć podczas ostatniej katastrofy balonowej w Johannistalu, był rodem z Torunia. Urodził on się w 1882 roku, był zatem w nalepszem kwiecie wieku”.
Gazeta nie podaje niestety, gdzie dokładnie lotnik przyszedł na świat. Jak dotąd nie udało nam się też wytropić śladów jego rodziny w księgach adresowych. Nadal jednak przeglądamy różne dokumenty sprzed wieku, historia napowietrznego pancernika i jego kapitana może więc jeszcze na nasze łamy wrócić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska