Klasy branżowe w toruńskim Zespole Szkół Technicznych są najlepsze w Polsce. Czemu tak niewielu chętnych chce się tam uczyć?
- W trakcie naboru zgłaszają się pojedynczy chętni, ale jest ich zbyt mało na utworzenie oddziału. Sytuacji nie poprawiła też ubiegłoroczna kumulacja roczników – kandydatów do szkoły branżowej nie mieliśmy tylu, by powstała klasa – tłumaczy Agnieszka Jankowska. - W tym roku będziemy prosić miasto o to, by nie zamykało rekrutacji do naszej szkoły branżowej z końcem lipca. Trzeba dać szansę tym absolwentom podstawówek, którzy w sierpniu zdawać będą egzaminy poprawkowe.
Zobacz także:
Wraca Toruński Rower Miejski
Kara dla firmy za naciąganie seniorów
Żużlowe Grand Prix nadal w Toruniu
Odczarowanie szkolnictwa zawodowego nie jest proste. Mimo szeroko zakrojonych działań promocyjnych prowadzonych przez miasto, samych szkół oraz żywo zainteresowanych sprawą lokalnych przedsiębiorców, wyniki rekrutacji wciąż są marne. Co ciekawe, największy opór w tej kwestii przejawiają rodzice kandydatów. Naukę w trzyletniej szkole branżowej postrzegają w kategoriach własnej porażki. Nie chcą też, by ich dzieci pracowały tak ciężko, jak niejednokrotnie im przychodzi pracować.
- To takie stereotypowe spojrzenie na zawód budowlańca: brudnego, zmarzniętego albo palonego słońcem. Warunki atmosferyczne w tej pracy mają duże znaczenie, ale przecież i technologia poszła do przodu – mówi Agnieszka Jankowska. - Problem leży również w tym, że w poprzednich latach absolwenci gimnazjów, a obecnie podstawówek mają bardzo nikłe zdolności manualne. Nie są one wykształcone anie w szkole, ani w domu. Chłopcy nie potrafią wbić gwoździa, nie wiedzą jak używać młotka, a o pile czy wiertarce już nie wspomnę. Kiedyś te umiejętności wyrabiane były na zajęciach technicznych, teraz takie się nie odbywają.
Tu warto dodać, że uczeń ostatniej klasy szkoły branżowej w specjalności murarskiej czy dekarskiej tylko pracując w wolne od szkoły weekendy potrafi zarobić tyle samo, co jego nauczyciel w miesiąc.