Kontrole PIP bez zapowiedzi [ZA I PRZECIW]

[break]

Wystarczyła zapowiedź, by zrobić porządek

Krajowe władze Lewiatana w oficjalnym stanowisku nazywają kontrole PIP bez zapowiedzi niezgodnymi z prawem. Twierdzą, że stoją w sprzeczności z zasadami wolności gospodarczej...

W pełni zgadzam się z tym stanowiskiem. Od siebie mogę dodać, że w większości znanych mi przypadków już sama zapowiedź przeprowadzenia kontroli przez PIP powodowała u pracodawców zmiany. Kiedy jako przedsiębiorca wiem, że za kilka dni odwiedzą mnie inspektorzy, zdążę uporządkować dokumenty i przygotować zakład do ich wizyty. Jeśli trzeba, zdążę także dokonać zmian organizacyjnych. Czy jest w tym coś złego? Przecież w tym momencie robię jako pracodawca to, czego oczekuje ode mnie prawo pracy i inspekcja pracy.
Nieuczciwy pracodawca zaraz po kontroli, którą z pozytywnym wynikiem przeszedł, mógł wracać do złych praktyk.
Zapewniam, że to wyjątkowe, jednostkowe sytuacje. Podstawowe pytanie w tej materii brzmi: po co odwiedza zakład inspekcja pracy? Po to, by karać przedsiębiorcę, czy po to, by zabezpieczyć interesy pracowników? Jeśli w tym drugim celu, a mam nadzieję, że jest to dla wszystkich jasne, to uporządkowanie zakładu na skutek zapowiedzi kontroli PIP przybliża osiągnięcie celu.
Padły już zapowiedzi dalszego zaostrzania kursu inspekcji pracy. Mowa o wyższych karach finansowych dla łamiących przepisy pracodawców.
Osobiście jestem zdecydowana zwolenniczką działań prewencyjnych, a przeciwniczką karania. Zresztą, naprawdę nieuczciwego pracodawcy żadna kara nie skłoni do poprawy. Jakimś trafem najczęściej karze się płotki.

Pracodawcy śmiali się z takich kontroli...

Czy zapowiadane 7 dni wcześniej kontrole inspekcji pracy dawały oczekiwane rezultaty?

Bardzo rzadko. Rzeczywiście, porządnemu pracodawcy wystarczyła sama zapowiedź, by zmobilizować się do zmian w organizacji pracy. Niestety, w większości przypadków jednak, które znamy jako związkowcy z regionu toruńsko-włocławskiego, takie zapowiedziane kontrole były mało sensowne. Szczególnie w zakładach, które sprawdzano pod kątem szkodliwych warunków pracy. Ludzie skarżyli się, że ledwo żyją. Inspektor zapowiadał kontrolę i... zaczynało się! Wietrzenie, malowanie, sprzątanie, przesuwanie pracowników na bezpieczne stanowiska pracy. Przyjeżdżali inspektorzy, mierzyli stężenie szkodliwych substancji, kontrolowali pomieszczenia i dochodzili do wniosku, że nie jest źle.
W jakich zakładach tak się działo?
Ot, choćby w toruńskim, wykorzystującym przy produkcji plastik. Albo w wielkim zakładzie w Łysomicach, w którym zresztą pracodawca jawnie śmiał się z zapowiadanych wcześniej kontroli. Zresztą nagminnie, jako związkowcy, spotykaliśmy z nazywaniem tej praktyki kpiną lub parodią. Wiem też, że sami inspektorzy pracy bywali zażenowani sytuacją. Z jednej strony przypominali o obowiązkach BHP-owskich pracodawców, z drugiej - nie byli w stanie ich egzekwować.
Czy kontrole z zaskoczenia poprawią położenie pracowników w regionie?
Liczę na to. To powrót do normalności. W całej Europie inspekcje pracy tak działają i nikt poważny tego nie kwestionuje. Porządny pracodawca nie ma się czego bać.