Na wyżerkę do marketu

Apetyty i pomysłowość sklepowych podjadaczy ciągle rosną. Ci przejedzeni potrafią nawet leczyć się na koszt handlowej sieci, sięgając od razu po... tabletki przeciwbólowe!

Podjadacze to wbrew pozorom nie tylko zmora wielkopowierzchniowych marketów. Coraz częściej posilają się przy półkach nawet niewielkich delikatesów. Co wyjadają?

- Co się tylko da. Ostatnio wzięciem cieszą się ciastka w czekoladzie znanej marki, sprzedawane w opakowaniach zamykanych na przylepiec. Podjadacze otwierają, wyjadają po kilka naraz i elegancko zalepiają paczkę. I bynajmniej nie robią tego dzieci, tylko dorośli - mówi ekspedientka z delikatesów na starówce. - Niektórzy za darmo „leczą się” też w sklepie, łykając tabletki.

<!** reklama>W czasie upałów markety narażone są przez spragnionych.

- Uczciwi wypiją napój na sali, ale butelkę czy puszkę pokażą przy kasie i zapłacą. Nieuczciwi upychają puszki gdzieś na półkach, a najgłupsi opróżnioną butelkę chowają do torby i tak próbują przekroczyć linię kas - opowiada pani Dorota, kasjerka w Carrefourze na Bielawach.

Na pierwszym miejscu top-listy artykułów do podjadania znajdują się sprzedawane na wagę: owoce, bakalie, pieczywo i inne. W drugiej kolejności - słodycze, po których opakowania znaleźć można w innej strefie sklepowej hali, np. w koszu ze skarpetkami.

Mitem okazuje się przekonanie, że na darmową ucztę między półkami decydują się głównie bezdomni. Ochroniarze nakrywają na tym procederze i emerytów, i studentów, i damy (zdawałoby się) z klasą.

- Podjadanie w sklepie i niezapłacenie za towar to zazwyczaj wykroczenie. Jeśli wartość skonsumowanego towaru przekroczyłaby 250 złotych, byłoby to przestępstwo - mówi Wioletta Dąbrowska, rzecznik toruńskiej policji. - W przypadku podejrzenia kradzieży pracownik ochrony może poprosić klienta o pokazanie zawartości torby czy kieszeni. Przeszukać natomiast podejrzanego może tylko funkcjonariusz policji i, jeśli to możliwe, tej samej płci co klient.