Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niepotrzebna śmierć...

Grażyna Ostropolska
Najnowsze dzieło Ryszarda Bugajskiego pt. „Układ zamknięty” pokazuje, jak łatwo, działając w białych rękawiczkach, zniszczyć przedsiębiorcę, obnaża ciemne strony aparatu ścigania i budzi sporo emocji.

<!** Image 3 align=none alt="Image 209925" sub="Zbigniew Girguś (rok przed śmiercią) na tle ośrodka rekreacyjno-wypoczynkowego w Lubiczu, który był jego oczkiem w głowie. Przedsiębiorca oceniał jego wartość na 6 mln zł, ale syndyk sprzedał go państwu B. za 1325000 zł.
[Fot.. Grażyna Ostropolska]">

Najnowsze dzieło Ryszarda Bugajskiego pt. „Układ zamknięty” pokazuje, jak łatwo, działając w białych rękawiczkach, zniszczyć przedsiębiorcę, obnaża ciemne strony aparatu ścigania i budzi sporo emocji.

Jego producent nie kryje, że kanwą scenariusza była prawdziwa, wstrząsająca historia Pawła Reya i Lecha Jeziornego, biznesmenów z Małopolski. Byli oni jednymi z pierwszych bohaterów popularnego polsatowskiego programu „Państwo w państwie”. Tematem jednego z następnych odcinków tego programu mają być tragiczne losy, zakończone niepotrzebną śmiercią, toruńskiego przedsiębiorcy Zbigniewa Girgusia, który też przegrał z lokalnym „układem zamkniętym”.<!** reklama>

- To, że pan Girguś miał rację, a kolejne próby zlicytowania reszty majątku tego przedsiębiorcy były bezprawne, wyszło na jaw po jego śmierci, bo po zaspokojeniu wierzycieli, syndyk musiał zwrócić spadkobiercom nie tylko zajęte wcześniej mienie, ale i ponad 200 tys. zł gotówki - informuje Lech Obara, olsztyński prawnik, który zasłynął obroną mobbingowanych pracownic „Biedronki”.

- Zbigniewa Girgusia spotkała ogromna niesprawiedliwość! - uważa posłanka Lidia Staroń, która wraz z Obarą zaangażowała się w obronę toruńskiego przedsiębiorcy. Jej zdaniem należy szeroko odsłaniać

kulisy niesprawiedliwości,

bo to bicz na tych, którzy dopuszczają się bezprawia, krzywdzą ludzi i czują się bezkarni.

Zbigniew Girguś to bohater naszych publikacji pt. „Wyciskanie upadłego” z sierpnia 2009 r., „Idioci, lobbyści i fałszerze” z marca 2010 r. i „Zabrał tajemnicę do grobu” z sierpnia 2010 r. Był człowiekiem bogatym. Miał niegdyś majątek wart 10 mln zł, drukarnię „Gerges” w Toruniu, 9 domów i 4 hektary atrakcyjnych gruntów w Lubiczu, ale umierał jak biedak - miał tylko 867 zł renty inwalidzkiej i brakowało mu na lekarstwa.

- Wystarczyło przyspieszyć postępowanie upadłościowe i nie stosować niepotrzebnych szykan, by uratować Girgusiowi życie - uważają jego obrońcy. Zła passa toruńskiego przedsiębiorcy zaczęła się w 2003 r. Najpierw drukarnia Girgusia (pracowało w niej 120 ludzi) straciła najlepszego klienta - bank PKO BP, a w 2006 r. „przejechała się” na transakcji z Ruchem SA, któremu miała wydrukować 75 tys. egzemplarzy terminarza drużyn, biorących udział w futbolowych mistrzostwach świata, ale Polska nie przeszła do kolejnej rundy rozgrywek i zainteresowanie wydaniem spadło. Girgusiowi zwrócono 52 tys. egzemplarzy, poniósł straty i zaczęły się kłopoty ze spłatą kredytu. Jednak to nie bank, tylko ZUS, któremu Girguś był winien około 200 tys. zł, złożył wniosek o upadłość jego firmy. Do zakładu wszedł wtedy zarządca komisaryczny Zbigniew Bartosik.

Mógł zawrzeć układ z wierzycielami, ale tego nie zrobił. Złożył w sądzie wniosek o likwidację firmy i pozbawienie Girgusia prawa do prowadzenia działalności gospodarczej, a potem już jako syndyk zakazał mu wstępu na teren zakładu, zajął jego dom i zlicytował ośrodek rekreacyjno-wypoczynkowy w Lubiczu. Położone nad Drwęcą przytulne domki z 50 miejscami noclegowymi były dla Girgusia oczkiem w głowie.

Wodospady, oczka wodne, mostki, unikalne drzewa i kwiaty... Tu chciał spędzić resztę życia, organizując imprezy dla zakładów pracy. Licytacja była dla Girgusia niespodzianką, bo tydzień wcześniej syndyk zapewniał go, że ośrodka nie sprzeda. Zszokowała go cena - 1325000 zł, za którą państwo B. kupili od syndyka ośrodek i parę hektarów ziemi pod zabudowę w Lubiczu. - Ten majątek był wart 6 mln zł - protestował Girguś. Jego wierzycielom należało się wtedy 1292000 zł. Syndyk mógł ich spłacić i zakończyć upadłość, ale tego nie zrobił i...

zapowiedział kolejne licytacje.

Zapobiegła im interwencja posłanki Lidii Staroń w Ministerstwie Sprawiedliwości. Potem były wnioski Lecha Obary, pełnomocnika Girgusia o zmianę syndyka i sędziego komisarza, ale je oddalono. Girguś wnosił o przyspieszenie postępowania, zmniejszenie wynagrodzenia syndyka, zaspokojenie wierzycieli i przekazanie mu reszty zajętego majątku, a syndyk pokazywał, kto tu rządzi i wydłużał postępowanie. - Sugerował, że potrzebne są ekspertyzy dachu budynku w Lubiczu, wchodzącego w skład masy upadłościowej, a do zamkniętej już listy podziału masy upadłości dołożył, za zgodą sędziego komisarza Mariusza Trelli, uzupełniającą listę wierzycieli - wylicza Lech Obara.

- Działam lege artis i na rzecz wierzycieli - bronił się Zbigniew Bartosik.

„Syndyk, zamiast skupić się na jak najszybszym zaspokojeniu wierzycieli, z zadziwiającym uporem szuka pretekstu do represjonowania upadłego przedsiębiorcy” - to fragment pisma Obary do sędzi Hanny Cackowskiej-Frank - prezesa SR w Toruniu.

- Niegodziwe było pozbawienie 59-letniego Girgusia prawa prowadzenia działalności gospodarczej i kierowanie przeciw niemu zawiadomień do prokuratury. Jedno z nich dotyczyło zatajenia przed syndykiem, że schorowany i pozbawiony dochodów Girguś uzyskał rentę inwalidzką. Inne, że do czasu ogłoszenia licytacji ośrodka w Lubiczu wynajmował w nim pokoje, by się utrzymać.

Pozostałe zawiadomienia były podobnego kalibru - twierdzi Lech Obara i tak to komentuje: - Zdumiewające, że prokuratura, która ignorowała nasze zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez syndyka, w sprawach z doniesienia Bartosika wszczynała postępowanie i stawiała Girgusiowi zarzuty. Tym, co upadłego przedsiębiorcę doszczętnie

załamało i pozbawiło złudzeń,

była jego rozmowa z syndykiem. - Zbigniew Girguś powiedział mikrótko przed swoją śmiercią, że tę rozmowę nagrał, więc poprosiłem o stenogram - wspomina prawnik i dodaje, że taką relację z podpisem Girgusia otrzymał.

Odtworzył ją wiernie w piśmie skierowanym do sędzi Hanny Cackowskiej-Frank: „Po zakończeniu posiedzenia ok. 11.30 wyszedłem na papierosa pod budynek sądu. Po chwili podszedł do mnie Zbigniew Bartosik i zaczął takim słowami: „Panie Girguś, niech pan nic nie mówi, aż ja skończę. Widzi pan, że mogę zrobić, co zechcę. Stracił pan przez wojowanie z nami już bardzo dużo pieniędzy i majątku. Pański pełnomocnik i pańska posłanka są bezsilni. Mam dla pana propozycję: pan się zgodzi na moje wynagrodzenie, na kwotę, którą złożyłem w sądzie, a ja skończę w ciągu 2 tygodni postępowanie upadłościowe i rozstajemy się. Mogę również pomóc sprzedać te dwa domy w Lubiczu panu B... Co Pan na to?”.

Girguś miał się nie zgodzić, zaś syndyk zaprzecza, jakoby taką rozmowę kiedykolwiek przeprowadził.

- Girguś powtórzył treść tej rozmowy pracownicy sądowego sekretariatu i usłyszał: „W życiu jest różnie”, a potem sędzia komisarz poszedł na wielomiesięczne zwolnienie lekarskie, nasze wnioski o powołanie w jego miejsce kogoś innego odrzucano, a koszty generowane przez syndyka rosły - wspomina Obara.

Obiecaliśmy czytelnikom, że poznają epilog tej sprawy. Lech Obara tak go zapamiętał: - Kilka miesięcy po śmierci Girgusia przyjeżdża do naszej kancelarii emisariusz i mówi, że jeśli przestaniemy walczyć o zmniejszenie wynagrodzenia syndyka i zgodzimy się, że dostanie on trochę więcej, ale niekoniecznie tyle, ile chciał, to on bierze na siebie to, że sędzia szybko zakończy postępowanie.

Za zgodą spadkobierczyni, która chciała jak najszybciej odzyskać majątek, przystali na ultimatum. - Postępowanie zakończono, do spadkobierców wrócił majątek w postaci domów i ziemi, które syndyk próbował zlicytować. Oddano im też ponad 200 tys. zł gotówki. Szkoda, że Girguś tego nie doczekał - kwituje Lech Obara i dodaje: - A sędzia Mariusz Trella krótko po powrocie z lekarskiego zwolnienia opuścił sąd i jest teraz adwokatem.


Fakty

„Układ zamknięty 2”?

Wygląda na to, że film Ryszarda Bugajskiego „Układ zamknięty”, który niedawno trafił do kin, wywołuje szczególne emocje. Wielu polskich przedsiębiorców identyfikuje się z jego bohaterami, a producent filmu podsyca gorącą atmosferę. Ujawnia, że na produkcję opartego na autentycznych faktach dzieła zabrakło publicznych pieniędzy, a jeden z wysoko postawionych urzędników państwowych ostrzegał go przed konsekwencjami realizacji.

Ostatecznie film powstał za pieniądze kilku przedsiębiorców, którzy zastrzegli sobie anonimowość oraz dzięki finansowemu wsparciu Kasy Stefczyka. Do promocji i rozgłosu filmu przyczyni się zapewne zaplanowana na 22 kwietnia konferencja pod hasłem: „Państwo wrogiem przedsiębiorcy? Oby nie powtórzył się „Układ zamknięty”, w której mają wziąć udział: minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, szef CBA Paweł Wojtunik, sędziowie, prokuratorzy i politycy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska