Od kilku lat na toruńskiej starówce bezkarnie sprzedawane są środki odurzające

Toruński sanepid jednak mówi wprost: to dopalacze. A używając terminologii prawniczej - odurzające środki zastępcze. Nie narkotyki czy inne substancje psychoaktywne, znajdujące się na liście środków kontrolowanych przez Ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii, tylko właśnie środki zastępcze.
[break]

Zawsze spółki z Pabianic

- Wielokrotnie w tym sklepie przeprowadzaliśmy kontrole, w asyście policjantów z narkotestami. Zabezpieczaliśmy do badań produkty raz sprzedawane jako podpałka, innym razem np. jako „proszek do barwienia piasku”. W 2014 roku na 15 prób wszystkie zawierały wspomniane środki zastępcze. Podobnie było w roku 2013, gdy przebadaliśmy 20 próbek - podaje Hanna Wolska, powiatowy inspektor sanitarny w Toruniu.
Joanna Biowska, rzecznik sanepidu, dodaje, że najprawdopodobniej toruński sklep z dopalaczami jest jednym z punktów wielkiej sprzedaży tych środków w Polsce. Sklep zaczynał od nazwy „Śmieszne Rzeczy” i wówczas prowadziły go dwie spółki: Ricco Roll i Liko-Persico, obie z Pabianic. Potem zmienił nazwę na „Upominki”, a spółki prowadzące nazywały się już Matias i Cubic, obie z Pabianic. Dziś, handlując tym samym świństwem pod tym samym adresem, sklep nazywa się „Zapachy i Inne”, a jego właściciele - Matias-Company i Kubik-A Company, oczywiście z Pabianic. Również w innych miastach to pabianickie firmy prowadzą podobne punkty.

Bo oni nie mają nic...

Co robi sanepid, gdy wkracza do sklepu, zabiera próbki i odkrywa w nich groźne substancje? Wszczyna postępowanie administracyjne, wydaje decyzje wycofania produktów z obrotu, nakłada kary finansowe. - Tylko w ubiegłym roku nałożyliśmy w sumie 170 tys. zł kary za wprowadzenie do obrotu w Toruniu środków zastępczych. Dotychczas nie wyegzekwowaliśmy ani złotówki. Prowadzone przez naczelnika Urzędu Skarbowego w Pabianicach postępowania egzekucyjne, jak dotąd, cały czas są nieskuteczne - podkreśla Joanna Biowska.
Pabianickie spółki formalnie nie mają nic. Ich kapitały założycielskie za każdym razem to średnio 5 tysięcy złotych. Firmy nie mają majątku ruchomego ani nieruchomego, są gołe jak święci tureccy. Toruński sanepid nie może wyegzekwować od nich kar, ale sam buli za ściganie dopalaczy. Tylko w ubiegłym roku wydał blisko 10 tysięcy złotych na kontrole i badania laboratoryjne.

A zatruć coraz więcej

Lekarze obawiają się ofiar dopalaczy bardziej niż narkomanów po przedawkowaniu. Dlaczego? Bo dopalacz to świństwo produkowane bez trzymania się żadnych standardów. Skład „proszku bawiącego piasek na żółto” praktycznie za każdym razem może być inny. Jak pomóc nieprzytomnemu nastolatkowi, przywiezionemu na sygnale do szpitala, gdy nawet sklepowe opakowanie „proszku” w niczym lekarzowi nie pomaga?
- Zatruć, a nawet zgonów młodych ludzi po dopalaczach jest coraz więcej. W Kujawsko-Pomorskiem dwa lata temu wskaźnik podejrzeń zatruć dopalaczami w przeliczeniu na 100 tysięcy mieszkańców wynosił 3,09. Rok później - już trzykrotnie więcej, bo 9,87 - zaznacza inspektor Hanna Wolska.
Nasz region wpisuje się w dramatyczny trend widoczny w całej Polsce. W 2013 roku w kraju podejrzeń zatruć odnotowano 1027. W roku 2014 - już 2424. A podkreślmy, że mowa tylko o przypadkach zarejestrowanych.
Sytuacja nie ulegnie zmianie dopóki, dopóty państwo na poważnie nie wyda wojny dopalaczom. - W obowiązującym stanie prawnym problemem zajmuje się w praktyce tylko sanepid - kończy inspektor Hanna Wolska.