Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostra wojna o misia i lalki

Bartłomiej Makowski
Rozlewanie oleju przed wejściem do mieszkania, polewanie wodą, a nawet osobiste ataki - o takie akty agresji oskarżają się strony sporu, w który wdali się właściciele Muzeum Zabawek i Bajek i ich sąsiedzi.

<!** Image 3 align=none alt="Image 216590" sub="Katarzyna Wesołowska-Karasiewicz, właścicielka kolekcji zabawek i za nią Rada Okręgu
Fot.: Jacek Smarz">

Rozlewanie oleju przed wejściem do mieszkania, polewanie wodą, a nawet osobiste ataki - o takie akty agresji oskarżają się strony sporu, w który wdali się właściciele Muzeum Zabawek i Bajek i ich sąsiedzi.

Sprawa najpewniej wyląduje w sądzie. Tak zapowiada jedna ze stron, mimo próby mediacji ze strony Rady Okręgu Bydgoskie Przedmieście.

Muzeum od momentu powstania budziło sprzeciw części lokatorów budynku na rogu ulic Bydgoskiej i Konopnickiej. Problem został zgłoszony na ostatnim spotkaniu Rady Okręgu Bydgoskie Przedmieście, która postanowiła interweniować.<!** reklama>

- Podkreślamy, że jesteśmy bezstronni, zależy nam na utrzymaniu inicjatywy, która stanowi przejaw działania obywateli, ale także szanujemy dobro innych mieszkańców - mówi Jarosław Wojtas, wiceprzewodniczący Rady.

Sąsiedzki spór przybrał już rozmiary wojny na wyniszczenie. Obie strony zarzucają sobie nawzajem nie tylko niechęć.

- Jesteśmy nękani. Zdarza się polewanie wodą moich gości, woda wlewana jest też do środka mojego samochodu, gdy zapomnę zamknąć w nim okno - wylicza Katarzyna Wesołowska-Karasiewicz, która wraz z mężem jest właścicielką muzeum. - Przed wejściem do naszego mieszkania został rozlany olej, moja matka to starsza osoba, o wypadek nietrudno. Pod adresem mojej rodziny padają wyzwiska.

Właścicielka muzeum twierdzi, że jest w stanie zebrać około 50 świadków incydentów. Sąsiedzkie utarczki były kilkakrotnie zgłaszana na policję, sprawa trafiła nawet na wokandę (jeszcze przed powstaniem muzeum), ale została umorzona ze względu na przedawnienie.

Główna antagonistka muzeum, mieszkająca w tej samej klatce schodowej Magdalena Stypułkowska zaprzecza, jakoby dochodziło do aktów agresji wobec rodziny prowadzącej muzeum.

Jednocześnie twierdzi, że sama padła ofiarą fizycznej napaści ze strony matki Katarzyny Wesołowskiej-Karasiewicz i rola poszkodowanego w sprawie należy się jej i innym mieszkańcom budynku.

- W takich warunkach nie da się żyć! - oburza się zajmująca parter kamienicy kobieta. - Do moich okien pukają zwiedzający, bo myślą, że tutaj też jest muzeum, na podwórku, które jest wspólne, chodzą obcy ludzie, goście muzeum notorycznie mylą domofon i drzwi.

Magdalena Stypułkowska wśród niedogodności wymienia też spadek wartości mieszkania z powodu sąsiedztwa muzeum i - jej zdaniem - szkodliwy wpływ licznych grup odwiedzających na zabytkowe stropy budynku.

- Większe grupy przyjmujemy góra raz na tydzień, i nie są liczniejsze niż pięć-sześć osób, staramy się zachować ciszę - ripostują właściciele muzeum.

Konflikt się zaostrza i dlatego sprawa miała być przedmiotem mediacji Rady Okręgu.

Miała być, ale w umówionym terminie na spotkanie w pomieszczeniach muzeum nie przyszła Magdalena Stypułkowska. Zapytana później dlaczego, wyraziła zdziwienie.

- Pani Wesołowska-Karasiewicz nie wpuściłaby mnie do swojego muzeum - mówi. - A sprawa pójdzie do sądu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska