Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pamiętnik młodego piłkarza wrócił po latach do właściciela

Roman Such
Janusz Wąsowicz ma nie tylko doskonałą pamięć. Posiada również dar barwnego opowiadania o tym, co się kiedyś wydarzyło
Janusz Wąsowicz ma nie tylko doskonałą pamięć. Posiada również dar barwnego opowiadania o tym, co się kiedyś wydarzyło Roman Such
Sportowe wspomnienia Janusza Wąsowicza, który grał przed laty w piłkę nożną w Kolejarzu Toruń, a teraz pracuje w Gdyni.

[break]
Po trzydziestu latach z kawałkiem pan Janusz ponownie trzyma w ręku swój sportowy pamiętnik z własnoręcznymi zapiskami, zdjęciami, wycinkami z gazet.

Zaczął go prowadzić, jako junior w Kolejarzu na początku lat pięćdziesiątych. Zapiski prowadził przez cztery lata.

Relacje bramkarza

Ten sportowy pamiętnik to historia sama w sobie. Pan Janusz pożyczył go sportowemu dziennikarzowi z Torunia Januszowi Lipskiemu, a ten z kolei Jurkowi Mrozowi, swego czasu dziennikarzowi "Nowości", obecnie pracującemu z biznesie.

Niestety, redaktor Lipski zmarł i nie wiadomo było, komu zwrócić ten niepodpisany diariusz sportowych wydarzeń.

Najczęściej pojawiały się w nim relacje bramkarza Janusza Wąsowicza. I tak w epoce internetu udało się ustalić jego obecny adres. Po nitce do kłębka trafiliśmy do pana Janusza w gdyńskiej Desie, gdzie jako emeryt, znawca sztuki, doradza klientom.

- To jeszcze moja mama obłożyła w marmurek tę moją kronikę sportową - opowiada zaskoczony.

Jego rodzina pochodzi z Kresów. W 1944 roku, szukając nowego miejsca do życia, szczęśliwie udało się jemu wraz z mamą i ciocią dotrzeć do Częstochowy, gdzie mieszkali krewni.

- Niemcy opuścili Częstochowę bez jednego wystrzału, chociaż w naszym ogródku zamontowali działo, a pierwszym polskim żołnierzem, który przyjechał na motorku z przyczepą, był mój ukochany tata, o rzadkim dzisiaj imieniu, Fulgenty.

- I właśnie w Częstochowie, a miałem wówczas dziesięć lat, po raz pierwszy tak na dobre zacząłem kopać piłkę. A że nie miałem dotąd specjalnie z nią do czynienia, to koledzy postawili mnie na bramce. I tak już zostało.

W Częstochowie pan Janusz poszedł do szkoły. Umiał liczyć, ale czytać tylko po rosyjsku. Po rozmowie kwalifikacyjnej od razu został przyjęty do trzeciej klasy. Było to w marcu, niebawem wakacje i od września został już uczniem czwartej klasy. W następnym 1945 roku jego ojciec dostał nakaz pracy do Torunia. Był geodetą z praktyką w leśnictwie, przydzielono go więc do organizowania lasów państwowych. Tutaj skończył szkołę podstawową przy ulicy Sienkiewicza, liceum Kopernika i studia na konserwacji zabytków.

- Po ich ukończeniu przez rok pracowałem w toruńskim muzeum u swojego profesora Jerzego Remera. "Panie Januszu, skocz pan po drabinę, podobno jesteś sportowcem" - tak mnie traktowano. Pan profesor potrafił motywować człowieka - Janusz Wąsowicz ze śmiechem wspomina dziś dawne czasy.

Przez młodzieńcze toruńskie lata Janusz Wąsowicz związany był z piłką nożną, a jego drużyna juniorów Kolejarza Toruń zdobyła nawet mistrzostwo Polski.

- Naszym trenerem przez jakiś czas był Franciszek Wiciński, szczuplutki, drobniutki, ale szybki niesłychanie, tak ofiarny na boisku, że w jednym meczu stracił palec. Takie wówczas były czasy, że skrzyknęło się kilku chłopaków i już była drużyna. Pamiętam, że jednego dnia grałem w trzech różnych zespołach.

Pan Janusz z werwą i ze szczegółami opowiada o swoich zawodowych i sportowych dziejach. Jako konserwator zabytków pracował na Śląsku, a jednocześnie grał w pierwszoligowej Stali Sosnowiec.

- Była to drużyna półzawodowa. Na miesiąc dostawaliśmy na zawodnika po 1500 złotych, tyle samo za każdy wygrany mecz, niestety, nie szło nam najlepiej, w każdym tygodniu mieliśmy też mecze sparingowe po 300 złotych plus dożywianie itp. Były to ogromne pieniądze. Kiedy odwiedził mnie ojciec, zaprosiłem go do Orbisu. On wtedy jako zastępcą dyrektora geodezji w Bydgoszczy zarabiał 2100 zł. Kiedy przyjmowali mnie na zawodnika do Stali, to Jan Ciszewski, tak właśnie ten, kazał mi powiedzieć, że w Toruniu, w Pomorzaninie, miałem motocykl, chociaż nie miałem. Prezes klubu, a to był dyrektor jakiejś huty, powiedział: Masz chłopie talon, masz pieniądze, "kup se ten motor". Kupiłem. WFM 125 bardzo przydatny w mojej zawodowej pracy - wspomina autor pamiętnika.

W gdyńskiej Desie

Na początku lat sześćdziesiątych Janusz Wąsowicz wrócił do Torunia, do wydziału kultury. Były to czasy Festiwalu Teatrów Polski Północnej, teatrów lalkowych, jednego aktora, przeglądu piosenki radzieckiej, czynów społecznych, początków budowy Elany.

Po Toruniu pełnił podobne stanowisko w Urzędzie Wojewódzkim w Gdańsku, a od 1974 roku do dziś, chociaż już na cząstce etatu, doradza w gdyńskiej Desie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska