Panie prezydencie, przecież pan wie, że nie da się tego zrobić - komentarz

Rekord w dziedzinie politycznej oględności pobił w ostatnich dniach prezydent Torunia Michał Zaleski, który pytany o liczne wypowiedzi prezydentów różnych polskich miast na temat tego, że w tej chwili nie da się rzetelnie przygotować pierwszej tury wyborów prezydenckich, stwierdził tak:

„Decyzja o przesunięciu terminu wyborów czy też ogłoszeniu stanu klęski żywiołowej nie należy do samorządowców. Moje stanowisko w tej sprawie jest jasne: parlamentarzyści, jak i prezydent RP powinni uwzględniać napływające postulaty i prośby oraz przede wszystkim podejmować odpowiedzialne decyzje”.

I właściwie wszystko się zgadza, jest tak jak prezydent mówi, ogłaszanie wyborów nie jest kompetencją samorządu, a władza powinna brać pod uwagę „postulaty i prośby”, ale chyba nie byłem jedynym mieszkańcem tego miasta, który sądził, że akurat tu i teraz, wobec skali cynizmu i nieodpowiedzialności, jakie tkwią w tym uporze pisowskiej władzy, by wybory przeprowadzić 10 maja, prezydent mojego miasta powinien zająć klarowne stanowisko. Takie, które nie będzie jedynie zręcznym retorycznie dyplomatycznym unikiem.

Michał Zaleski rządzi naszym miastem od kilkunastu lat i każdy wie, że unika jednoznacznego zaangażowania się po którejkolwiek ze stron ostrego politycznego sporu. Znajomym z innych części kraju, którzy pytają mnie, do jakiej opcji jest mu najbliżej, zawsze opowiadam dykteryjką o tym, że najlepiej to widać na przełomie roku, bo w grudniu Michał Zaleski gości na urodzinach Radia Maryja, a w styczniu - na miejskim finale Wielkiej Orkiestry Owsiaka i wszędzie go oklaskują.

To także fakt, że ruch prezydentów miast nawołujących do przesunięcia głosowania ma swe polityczne barwy, bo przecież współtworzą go samorządowcy wprost związani z największą partią opozycji - jak choćby prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski czy Warszawy - Rafał Trzaskowski.

Tylko że w obecnej sytuacji ten polityczny kontekst nie ma największego znaczenia, bo to nie jest wybór piękności: czy śliczniejszy jest PiS, czy piękniejsza Platforma Obywatelska. Mamy do czynienia z wyborem: albo przyjmujemy do wiadomości fakty, a te wykluczają możliwość przeprowadzenia wyborów - choćby dlatego, że od dłuższego czasu niemożliwe jest prowadzenia normalnej, uczciwej kampanii wyborczej i nie wiadomo, czy w ogóle taka możliwość wróci - albo przyjmiemy, że fakty się nie liczą, realia nie są ważne, rzeczywistość nie ma znaczenia, a ważna jest jedynie polityczna rachuba i taktyczny zysk.

Znaleźliśmy się w nienormalnej sytuacji, a ta nienormalność dotyka praktycznie każdej sfery naszego życia. Twierdzenie, że mimo wszystko odbyć się mogą normalne wybory, jest po prostu łgarstwem. I niczego tu nie zmienią robione teraz na chybcika, na kolanie zmiany sposobu oddawania głosu. Nawet jeśli zostaną podczas jakiegoś kolejnego nocnego głosowania w Sejmie wprowadzone, to sprawią one tylko to, że majowe wybory będą jedynie jeszcze większą karykaturą.

Nie wierzę, by Michał Zaleski nie zdawał sobie sprawy, że te wybory po prostu trzeba przełożyć. Człowiek z takim bagażem doświadczeń i taką wiedzą o tym, jak funkcjonuje administracyjna machina, jak się organizuje proces wyborczy - musi to wiedzieć.

A jeśli tak, jeśli mnie intuicja nie myli, to powinien to wprost powiedzieć. Nawet jeśli jego dobre stosunki ze środowiskiem PiS miałyby się przez to co nieco popsuć, i nawet jeśli miałby w ten sposób odstąpić od swej zasady trzymania się z boku politycznych antagonizmów.