Podejrzany miał ogon

W ubiegłoroczną Wigilię Bożego Narodzenia na toruńskim Podgórzu poważnie uszkodzone zostały trzy pojazdy. Ustalono bezpośredniego sprawcę zniszczenia, ale nie mógł zasiąść na ławie oskarżonych.

Dyżurny przyjął zawiadomienie o dewastacji aut w pierwsze święto rano. Właściciele pojazdów twierdzili, że do zniszczeń musiało dojść poprzedniego dnia, gdy w domowych zaciszu delektowali się wigilijnymi potrawami. Nie wiedzieli, kto to zrobił, ale podejrzewali, że pewnie jakiś jeden chuligan, ponieważ auta stały niedaleko siebie.

- Uszkodzenia aut były poważne - mówi Artur Krause z toruńskiej Prokuratury Okręgowej. - Właściciele pojazdów oszacowali je na prawie 6 tysięcy złotych.

<!** reklama>Pojazdy posiadały spore wgniecenia w karoseriach, porysowany lakier, uszkodzone lusterka, oderwane mocowania zderzaków, czy wyrwane z zaczepów ozdobne listwy na drzwiach i tak zwanym grillu z przodu auta. Policjanci dotarli do świadków, którzy widzieli kto był sprawcą tej dewastacji. Wskazali na psa rasy amstaf, który prawdopodobnie puszczony luzem, przez kilka sporych chwil wił się przy samochodach w pogoni za kotem, chowającym się pod autami lub pomiędzy nimi.

Funkcjonariusze dotarli do właścicielki czworonoga, która przyznała, że w wigilię wieczorem psa wyprowadzał jej syn, który przyjechał na święta do domu i wiedział, jaki temperament ma amstaf.

Ostatecznie prokuratura umorzyła postępowanie w tej sprawie. Psu zarzutów postawić się nie da a śledczy wyszli z założenia, że właścicielkę psa można by ukarać za niezachowanie dostatecznej opieki na czworonogiem tylko wówczas, gdyby podczas ataku psa ucierpieli ludzie lub inne zwierzęta. Jeżeli chodzi o tak zwane mienie, to ta kwesta powinna być rozstrzygnięta na drodze postępowania cywilnego lub z pomocą firm, które ubezpieczały auta. One mogą od właściciela psa dochodzić zwrotu odszkodowań wypłaconych właścicielom zniszczonych pojazdów.(wap)