Ktoś mnie pobił i zabrał pieniądze, ukradziono mi samochód - to częste zgłoszenia, które słyszą dyżurni komend policji w regionie. Część z nich okazuje się fałszywa. Co jest powodem takich zawiadomień?
- Część dotyczy ukrycia własnych wpadek. Ktoś przepił, zgubił lub przegrał pieniądze i próbuje wybrnąć z kłopotów. Są tacy, którzy chcą na takim zawiadomieniu zarobić lub stać się ma ono sposobem na rozwiązanie ich kłopotów finansowych. Inni mają do kogoś pretensje i szukają zemsty. część to głupie żarty - mówi Wioletta Dąbrowska z toruńskiej policji.
Funkcjonariusze z w ostatnich latach „przerobili” wszystkie z tych scenariuszy. Mieli do czynienia z pracownikami, którzy stracili firmowe pieniądze na gry hazardowe, a potem próbowali wmówić policjantom, że zostali napadnięci i okradzeni. Ktoś inny przepuścił wypłatę, bał się reakcji rodziny, więc zmyślił historyjkę o pobiciu. Bywały przypadki, że zgłaszający mieli obrażenia, które sami sobie coś zrobili lub kolega trzasnął ich specjalnie w twarz.
Kilkanaście miesięcy temu policjanci otrzymali zgłoszenie od kobiety, która opowiedziała, że po wyjściu szwagierki z mieszkania stwierdziła brak złotej biżuterii. Obie panie miały na pieńku i w ten sposób jedna chciała zemścić się na drugiej. Podobny motyw stał za niedawnym zawiadomieniem do brodnickiej policji.
<!** reklama>- 28 latek zgłosił, że idąc ulicą Kolejową w Brodnicy nagle został wciągnięty do busa. Dwóch nieznanych mężczyzn obezwładniło go, ukradło mu telefon komórkowy i 5 złotych, po czym wyrzucili z auta w pobliżu cmentarza. Grozili także, że jeżeli nie opuści miasta to „mu się oberwie” - mówi Agnieszka Łukaszewska z policji w Brodnicy.
Monitoring, który przejrzeli policjanci nie potwierdził, aby w miejscu wskazanym przez 28-latka mogło dojść do tego zdarzenia. Mężczyzna przyznał, że chciał rzucić podejrzenie na byłego męża swojej obecnej partnerki, ponieważ denerwują go jej kontakty z poprzednim małżonkiem.
Miejski monitoring stał się również narzędziem w walce z tymi, którzy zgłaszali „lewe” kradzieże aut. Dlatego informacji o fikcyjnych zniknięciach pojazdów z miejskich parkingów nie ma już tyle, co kilka lat temu. Teraz dochodzi do nich poza miastami.
Tak próbował oszukać policjantów mężczyzna, który twierdził, że jechał do Torunia, ale w Czernikowie auto mu się popsuło. Musiał je zostawić na poboczu, ponieważ spieszył się na rozmowę o pracy. Do Torunia dotarł okazją. Kiedy po załatwieniu spraw wrócił, pojazdu już nie było. Tymczasem mężczyzna rozebrał go. Cześć ukrył, a część sprzedał na złomowisku. Chciał w ten sposób wybrnąć z kłopotów finansowych. Nie było go stać na płacenie rat za auto.
Typowym przykładem głupiego żartu była informacja z początku lutego tego roku. Ktoś zadzwonił do dyżurnego policji w Świeciu z informacją, że szedł przez lód na Wiśle z kolegą i on wpadł do wody. Po tej informacji natychmiast rozłączył się.
36 policjantów i strażaków przeszukiwało teren. Do akcji włączył się także policyjny śmigłowiec z kamerą termowizyjną. Nikogo nie odnaleziono. Policjanci dotarli natomiast do dwóch mieszkańców województwa pomorskiego, którzy byli autorami tego głupiego żartu.
- W ubiegłym roku w Kujawsko-Pomorskiem policjanci wykryli, że 32 zdarzenia, które zgłoszono, nigdy się nie wydarzyły - mówi Kamila Ogonowska z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?