<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/warta_ryszard.jpg" >Takiego zakończenia kariery dziennikarskiej nie mieliśmy od czasu, gdy redaktor Jakubowska zabrała torebkę, wstała i wyszła ze studia. Zajmowała się potem gazetami i czasopismami, ale z żurnalistyką nie miało to już wiele wspólnego.
Historia Michała Tuska warta jest uwagi z kilku powodów. Nie wiem, czy Plichta najął go do roboty po to, by mieć kolejnego asa w rękawie, ale nawet jeśli ten angaż był „przypadkowy”, to okazał się genialny, bo dywagacje o tym, co młody Tusk robił w lotniczej spółce gdańskiego złototwórcy skutecznie odciągają uwagę od meritum sprawy, czyli dramatu tysięcy ludzi, którzy chcieli dobrze zarobić, a mogą jeszcze lepiej stracić i od refleksji, że to nie jest normalne państwo, w którym gość dostaje kilka wyroków pod rząd za finansowe machlojki, wszystkie w zawieszeniu, i po żadnym z nich nie idzie siedzieć, mało tego, w błysku fleszy rozkręca nowe wspaniałe interesy. <!** reklama>
Jeśli rozpatrywać tę sprawę jedynie z perspektywy praktyki dziennikarskiej, to wnioski są równie przygnębiające. Interpretacje wydarzeń są i pozostaną różne, ale nikt już nie spiera się co do faktu, że młody Tusk jeszcze jako dziennikarz rozpoczął piarowską pracę dla firmy, którą mógł się zajmować z racji swych dziennikarskich obowiązków. I nie ma tu większego znaczenia, że chodzi zbankrutowane linie OLT. Gdyby chodziło o najbardziej wiarygodną firmę na świecie - podstawowy konflikt byłby dokładnie taki sam. Bo albo jest się dziennikarzem, od którego czytelnicy mają prawo oczekiwać rzetelności, bezinteresowności i tego, że będzie on reprezentował ich interesy, a nie firmy „x”, ”y” czy „z”, albo robi się w piarze, a wtedy liczy się wyłącznie interes zleceniodawcy. Nie jest to wcale żadne abstrakcyjne teoretyzowanie. W gazecie ukazał się wywiad z szefem OLT. Michał Tusk miał z jednej strony układać pytania - jak pisze „Wprost” - lub pomagać w ich ułożeniu, a jednocześnie sam miał - w imieniu swego szefa z OLT - redagować odpowiedzi. Czym zatem był ten tekst: jeszcze materiałem dziennikarskim czy już promocyjnym wyrobem dziennikarskopodobnym?
A tak na marginesie, zabawnie jest obserwować, jakie w „Gazecie Wyborczej” cała ta aferka wywołała zamieszanie. Dwa kliknięcia i na portalu „Wyborczej” obok siebie wyskakuje nam komentarz Agaty Nowakowskiej o tym, jak to wredni prawicowi publicyści urządzili polowanie na młodego Tuska, żeby dopaść jego ojca, a zaraz obok mamy oświadczenie Jana Grzechowiaka, szefa gdańskiego oddziału „Wyborczej”, gdzie M.T. pracował, zarzucający mu nielojalność i to, że „nas”, czyli gdańską „Wyborczą”, oszukał.
Do młodego Tuska można mieć pretensje, ale prawdziwe nieszczęście polega na tym, że - jak się obawiam - ten brak wyczucia, co dziennikarzowi wolno, a czego powinien się wystrzegać - jest dziś całkiem powszechny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?