Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skonał na progu szpitala

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
Bogdan Budziński przyjechał do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu, bo się dusił. Lekarz go zbadał, ale do łóżka nie położył. Mężczyzna zmarł na ławce przed lecznicą. Dlaczego i na co? Czy tego dramatu można było uniknąć?

Bogdan Budziński przyjechał do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu, bo się dusił. Lekarz go zbadał, ale do łóżka nie położył. Mężczyzna zmarł na ławce przed lecznicą. Dlaczego i na co? Czy tego dramatu można było uniknąć?

<!** Image 2 align=none alt="Image 162402" sub="- Na tej ławce, przed samym szpitalem, usiadł mój brat Bogdan. Dlaczego lekarz pozwolił mu wyjść? I na co naprawdę zmarł? - pyta Ryszard Budziński. W tle izba przyjęć Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu. / Zdjęcia: Grzegorz Olkowski">Rodzina Budzińskiego żąda wyjaśnień. Relacjonuje godzina po godzinie to, co się zdarzyło przed, w trakcie i po zgonie krewnego.

Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci, a rzecznik Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu wydarzenie nazywa dramatem, który zaistniał ze względu na scenerię. I z tym zgodzi się każdy, bo umrzeć o krok od miejsca, w którym przed chwilą szukało się ratunku, faktycznie nazwać trzeba koszmarem.

Opowieść brata

Według Ryszarda Budzińskiego, jego 50-letni brat był człowiekiem zdrowym. Pierwszego listopada, a więc trzy dni przed śmiercią, wspólnie odwiedzili groby bliskich w Lubawie. Wieczorem dotarli do Torunia i się rozstali. Nie było żadnego alkoholu. Gdy 3 listopada przed południem do Ryszarda dotarło, że jego brat umiera, nie mógł w to uwierzyć.

<!** reklama>- Poszedłem do doktora Ł., który przyjął Bogdana w szpitalu. Brat powiedział mu o dolegliwościach, miał dodać też, że nie jadł śniadania. Lekarz odesłał go domu, żeby się najadł. Bogdan przeszedł jakieś 30 - 50 metrów. Usiadł na ławce przy szpitalnej alejce, zasłabł i spadł. Podbiegli recepcjonista i przechodząca akurat pielęgniarka. Próbowali go ratować. Później przez kilkadziesiąt minut reanimowano Bogdana w szpitalu. Nieudanie. Doktor Ł. powiedział mi, że przyczyną śmierci było zatrucie jelitowe - relacjonuje Ryszard.

Ma nie tylko żal do lekarza, że zbagatelizował objawy sygnalizowane przez brata. Uważa, że śledczy lekceważą jego podejrzenia. - Mam podstawy, by przypuszczać, że Bogdan mógł zostać otruty przez osoby z bliskiego kręgu rodzinnego. Bo niby skąd to zatrucie jelitowe u zdrowego jak koń mężczyzny? Zgłosiłem to pani prokurator, ale ona tylko kilkakrotnie pytała mnie: „Kto i czym?”. Nie chcę nikogo konkretnie oskarżać, tylko domagam się poważnego potraktowania tych podejrzeń. A pani prokurator poświęciła mi najwyżej kwadrans - mówi Ryszard Budziński.

Pyta też, dlaczego brat do szpitala pojechał taksówką, a nie karetką i dlaczego sekcja zwłok odbyła się dopiero 8 listopada? („Czytałem o truciznach, które znikają z organizmu w ciągu doby”). Czy brat samowolnie oddalił się ze szpitalnego oddziału ratunkowego? Czy coś podpisał?

No i co się stało z pieniędzmi z jego konta w Eurobanku?

<!** Image 3 align=none alt="Image 162402" sub="Toczące się prokuratorskie postępowanie ma wyjaśnić szczegóły działań podejmowanych w szpitalu">Opowieść żony

Barbara to druga żona Bogdana Budzińskiego. Ich rodziny od początku były skłócone. - Ja jednak jestem dziś skłonna rodzinie Budzińskich wszystko wybaczyć. No, prawie wszystko. Absurdów o truciu Bogdana przez kogokolwiek słuchać nie będę - zaznacza.

Zdaniem Barbary, jej mąż był człowiekiem schorowanym. - Gdy skończył 17 lat, opuścił dom i zaczął sam na siebie zarabiać w różnych miejscach. Jak to się mówi, z niejednego pieca chleb jadł. Pomieszkiwał w hotelach robotniczych, żywił się byle jak. Kiedyś zatruł się jedzeniem z puszki - opowiada. - Jakieś 20 lat temu uległ wypadkowi kolejowemu. Chore miał: zastawki (nie poddał się operacji, choć prosiłam), żołądek (dwukrotnie był w szpitalu z tego powodu), kręgi (przesuwały mu się). Często dopadały go duszności, zalewał się potem. Miał za wysoki poziom cholesterolu. Od połowy października chorowaliśmy we trójkę: Bogdan, ja i mój syn Piotr (niepełnosprawny 19-latek). Mąż miał zapisane lekarstwa, ale ich nie brał. W Dniu Wszystkich Świętych wypił za to sześć piw...

Cały worek lekarstw, tych używanych i nie, Barbara - zgodnie z zaleceniem - zaniosła pani prokurator. Aha, i jeszcze jedna kwestia. - 3 listopada mąż czuł się źle od samego rana. Masowałam mu kręgi szyjne, lecz nie pomagało. Tego dnia tak naprawdę bardziej bałam się o syna. Uzgodniliśmy, że dla męża wezwę taksówkę i pojedzie do przychodni przy ul. Świętopełka, a ja udam się po skierowanie dla Piotra do innej przychodni, przy Filtrowej. Później dopiero dowiedziałam się, że taksówkarz widząc, jak źle jest z Bogdanem, sam zdecydował, by wieźć go do szpitala.

Co na to szpital?

Doktor Ł. to doświadczony internista. - Gdyby ktoś prosił mnie o polecenie lekarza tej specjalności, bez wahania wymieniłbym jego nazwisko w czołówce - zapewnia dr Sławomir Badurek, rzecznik Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu. Generalnie jednak zniechęca do podejmowania tematu, bo podobno stary i przemielony.

Śmierć Bogdana Budzińskiego rzecznik określa mianem dramatu, który zaistniał ze względu na scenerię. - Temu pacjentowi zrobiono szczegółowe badania. Nie tylko EKG, jak podały niektóre media. To był cały zestaw badań - zapewnia. - Nie było istotnych odchyleń, każących myśleć o pilnej hospitalizacji. Mężczyzna był pacjentem szpitalnego oddziału ratunkowego na obserwacji. Takim pacjentom nie zaleca się leżenia w łóżku pod monitorem. Mają swobodę przemieszczania się po terenie szpitala. Mogą pójść do sklepu, kiosku, przespacerować się. Wspomniany pacjent doznał nagłego zatrzymania krążenia. Szanse na uratowanie w takich przypadkach wynoszą od kilku do kilkunastu procent. Gdyby spotkało go to w szpitalnym oddziale ratunkowym, jego los najprawdopodobniej byłby identyczny.

Jakie konkretnie badania wykonano Budzińskiemu, a na jakie jeszcze oczekiwał? Jakie były wyniki analiz? Czy mężczyzna podpisywał jakiś dokument, w którym opuszczał oddział na własne życzenie, czy nie? Niestety, tu doktor Badurek nie pomoże. Przyznaje, że dokumentacji medycznej pacjenta osobiście nie przeglądał. Przekazuje to, co wie od doktora Ł. Dokumentację zabezpieczyła prokuratura.

Prokuratura wyjaśnia

- Śledztwo jest w toku. Ostateczne wyniki sekcji zwłok nie są jeszcze znane, bo trwają badania pod kątem toksykologicznym. Konkretnych informacji spodziewać się można najszybciej za dwa-trzy tygodnie - mówi Ewa Janczur, zastępczyni szefa Prokuratury Rejonowej Toruń Centrum Zachód. - Dlaczego sekcję przeprowadzono pięć dni po śmierci pacjenta? Bo taki termin uzgodniono z Zakładem Medycyny Sądowej w Bydgoszczy. Gdyby była możliwość wyboru wcześniejszego terminu, z pewnością tak by się stało. Dlaczego sekcję przeprowadzono w Bydgoszczy? To standardowe działanie w przypadkach postępowań, w których badana jest postawa personelu miejscowej placówki ochrony zdrowia.

Prokurator wyjaśnia też, że gdyby wątku zatrucia nie traktowano poważnie, nie zlecono by badań toksykologicznych.

Bez przebaczenia

Jak przeżywać żałobę, gdy w głowie kłębią się podejrzenia? Gdy odżywają niby uśpione już potwory rodzinnego konfliktu? Ryszard i siostra Danuta nie są w stanie na razie w spokoju myśleć o zmarłym bracie. Podejrzenia i zastrzeżenia kierują pod adresem lekarza, śledczych, żony Barbary i jej części rodziny. Będą bić na alarm dopóty, dopóki.... Nie uspokoją ich wyniki śledztwa? Nie wykończy stan napięcia? Nie znuży wydeptywanie ścieżek do prokuratury, rzecznika odpowiedzialności lekarskiej, mediów?

Barbara mówi, że ona jest gotowa. - Pierwszy raz od 15 lat byłam u spowiedzi. W połowie listopada przeprowadzałam się z synem do nowego mieszkania, przyznanego przez miasto. Żegnając się z sąsiadami, każdemu starałam się powiedzieć: „Przepraszam za to, co złe”, bo różnie między nami bywało. Jedni przyjęli te przeprosiny, inni nie. Ale mi ulżyło - podkreśla. - Do rodziny Bogdana nie czuję nienawiści. Potrafię przeprosić, potrafię wybaczyć.

Oni jeszcze na to nie są przygotowani. Będą? Nie wiadomo. „Proszę o obiektywne zbadanie tej sprawy i wyciągnięcie konsekwencji wobec zaniedbania lekarza, i wyjaśnienia niejasności z sekcją zwłok” - to pisze Ryszard do rzecznika odpowiedzialności lekarskiej. A na spotkanie z bratową i jej krewnymi jeszcze się nie pisze.

Warto wiedzieć

Szpitale płacą coraz więcej

Poskie lecznice coraz częściej płacą za błędy lekarskie. Rekompensaty dla ofiar medycznych pomyłek przekraczają nawet milion złotych. Sądy, do których trafiają pozwy przeciwko szpitalom, przyznają kilkakrotnie wyższe odszkodowania niż dekadę temu. Na przykład w przypadku skrajnie ciężkiego stanu dziecka na skutek wadliwego prowadzenia porodu obecnie zasądza się kwoty zadośćuczynienia nie mniejsze niż pół miliona złotych. Jeszcze kilka lat temu odszkodowania za taki błąd nie przekraczały 150 tys. zł. Druga strona medalu to los przegranych. Poszkodowani, którzy nie wykażą winy szpitala, muszą liczyć się z wysokimi kosztami sądowymi.(„Gazeta Prawna” 13. 07. 2010 r.)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska