Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spaprał? Niech to naprawi

Piotr Schutta Rys. Łukasz Ciaciuch
Najpierw na skórze pojawia się czarny punkcik. Potem rana pęka, zaczyna sączyć się płyn i pojawia się nić chirurgiczna, którą trzeba usunąć. Hannie już trzy razy wyciągano coś z brzucha. Czeka na kolejny zabieg. To efekt uboczny porodu przez cesarskie cięcie, jakie przeszła 3 lata temu.

Najpierw na skórze pojawia się czarny punkcik. Potem rana pęka, zaczyna sączyć się płyn i pojawia się nić chirurgiczna, którą trzeba usunąć. Hannie już trzy razy wyciągano coś z brzucha. Czeka na kolejny zabieg. To efekt uboczny porodu przez cesarskie cięcie, jakie przeszła 3 lata temu.

<!** Image 2 align=none alt="Image 194483" >

Wrzesień 2009 roku. Kobieta trafia na oddział położniczy do szpitala powiatowego w swoim miasteczku. Wszystko odbywa się zgodnie z planem, pomijając to, że kilka godzin trzeba czekać na przybycie lekarza. Jedni mówią, że jest przepracowany, inni tłumaczą jego spóźnienie jakimś tajemniczym przemęczeniem. Poza tym poród przez cesarskie cięcie przebiega bez komplikacji. Dziecko rodzi się zdrowe. Pięć dni później noworodek jedzie z mamą do domu.<!** reklama>

- Tylko ta rana po cięciu była jakaś twarda. Bolało mnie, skóra jakby ciągnęła do środka. Pomyślałam jednak, że tak może być, bo przecież przecięto głębokie warstwy skóry - relacjonuje swoje przeżycia pani Hanna (prawdziwe imię i nazwisko do wiadomości redakcji).

Ciemna plama

Po tygodniu od wyjścia ze szpitala zdjęto szew z rany pooperacyjnej (lekarz twierdził, że szew jest tylko jeden) i blizna bardzo powoli, ale jednak zaczęła się goić.

- Tylko strasznie mnie bolało przy schylaniu, przy podnoszeniu dziecka, a nawet wtedy, gdy niosłam lekkie zakupy. Minęło kilka miesięcy i w miejscu rany zrobiła się ciemna plama, która później pękła i zaczęło się z niej coś sączyć. Najpierw woda, potem ropa, a na końcu krew - wspomina kobieta.

Lekarz prowadzący ciążę diagnozuje endometriozę. Mówi, że to częste schorzenie i żeby się nie przejmować. Jego zdaniem, zabieg operacyjny powinien zakończyć sprawę.

Kobieta sprawdza opis choroby w Internecie i nic jej nie pasuje. Idzie do innego specjalisty. Ten każe jej wrócić do lekarza, który przeprowadzał poród.

- Skoro spaprał swoją robotę, to niech teraz naprawia - mówi.

Pacjentka wraca do ginekologa od endometriozy. Lekarz podtrzymuje poprzednią diagnozę i wystawia skierowanie do szpitala, w którym pani Hanna rodziła. Jego zdaniem, nie ma wyjścia. Trzeba ciąć. Ostatecznie, prawie rok po porodzie kobieta trafia w ręce ginekologa, który zszywał ranę po cesarskim cięciu.

- Obejrzał brzuch i powiedział, że on endometriozy nie widzi i że to bzdurna diagnoza. Stwierdził, że wystarczy naciąć bliznę, wyciąć to, co cieknie, zszyć i po krzyku - relacjonuje pani Hanna.

Zabieg odbył się na drugi dzień w gabinecie zabiegowym na oddziale ginekologii. Lekarz znieczulił okolice podbrzusza, wykonał nacięcie, po czym wyjął coś z rany. Na koniec powiedział: „Teraz już nic więcej nie będzie pani od nas chciała”.

Wycinek do śmieci

- To był jakby kawałeczek czegoś oblepionego tkanką i krwią. Lekarz oddał to położnej - mówi pani Hanna.

Jakiś czas później zdjęto jej szwy w przychodni rejonowej, ale ból nie mijał. Czuła się tak samo źle jak przed interwencją lekarza. Po jakimś czasie wręczono jej wypis ze szpitala, z którego wynikało, że za kilka tygodni trzeba będzie się zgłosić po wynik badania histopatologicznego wyjętego z rany wycinka.

- Myślałam, że lekarz wysłał do badania wyciętą tkankę, żeby sprawdzić, czy nie ma jakichś komórek rakowych. Gdy poszłam do szpitala po wynik, okazało się jednak, że wyniku nie ma, bo niczego nie wysyłano. Mocno zdziwiona położna powiedziała mi, że pan doktor kazał wszystko wyrzucić. Nie dochodziłam, kto mówi prawdę, a kto kłamie. Nie chciałam już więcej oglądać tego lekarza na oczy - mówi pacjentka.

Wyciągnął z brzucha sznurek

Niestety, kilka miesięcy później ciemny punkcik na skórze pojawił się po raz drugi. I znowu to samo. Ból brzucha, dziwne uczucie ciągnięcia, do tego niepokój i bezradność.

I od nowa bieganie po lekarzach. Jeden stwierdził, że skóra w tym miejscu nie nadaje się już do szycia. Inny zalecił okłady z riwanolu. Ostatecznie nad raną pochylił się lekarz rodzinny z rejonu i... wyciągnął osiem centymetrów czegoś, co przypominało żyłkę.

- Ból był okropny. Pani doktor nie chciała ciągnąć dalej. Bała się, że może uszkodzić macicę, bo nie było jasne, o co ta żyłka jest zaczepiona. Miejsce po cięciu zostało zabezpieczone i z tym czymś w brzuchu trafiłam drugiego dnia rano do szpitala w sąsiednim mieście. Zajął się mną ordynator ginekologii. Szarpnął z całej siły to, co wystawało z brzucha i wyjął 20 centymetrów jakiegoś sznurka - mówi pacjentka.

Coś jeszcze wyjdzie

Sznurek i tym razem trafił do kosza z odpadkami medycznymi. Nikt nie wpadł na to, by go zabezpieczyć jako ewentualny dowód w sprawie; nikt też nie pytał o to pacjentki. Rany już nie szyto, ponieważ było to niewykonalne. Po zabiegu lekarz stwierdził, że w środku coś jeszcze jest. Tłumaczył, że nie chciał otwierać jamy brzusznej, ale za jakiś czas „coś na pewno jeszcze wyjdzie”.

Niestety, chyba się nie pomylił. Po kilku miesiącach spokoju na bliźnie ponownie pojawił się cień.

- Czuję dyskomfort w czasie ruchu. Taki jak wcześniej. Wiem, że to tylko kwestia czasu, gdy znowu trzeba będzie przeciąć skórę i wyjąć z brzucha kawałek nici czy jakiegoś supełka. Nie wiem już co z tym wszystkim robić. Jestem bardzo zmęczona. Jeżdżę po różnych specjalistach i staram sie omijać mój powiatowy szpital, żeby znowu nie trafić na doktora, który wykonywał cesarkę. Dlatego nie chcę ujawniać ani swojego nazwiska, ani nazwiska tego lekarza - dodaje pani Hanna. O wytoczeniu procesu nie myśli, ponieważ, jak twierdzi, trudno jej dotrzeć do dowodów. Nie ma zresztą do tego głowy, ponieważ problem nie został rozwiązany.

Ukarany rozmową

Na sprawcę swojego cierpienia napisała oficjalną skargę. Wysłała ją pod adres szpitala, w którym specjalista od lat pracuje. W odpowiedzi otrzymała lakoniczne pismo, z którego wynika, że dyrekcja przeanalizowała dokładnie ten przypadek medyczny i postanowiła ukarać lekarza... rozmową dyscyplinującą. Na końcu dodano przeprosiny i wyrazy nadziei, że coś podobnego już się nie wydarzy.

- Napisali, że zrobią wszystko, żeby to się nie powtórzyło. No, nie wiem. Pan doktor nadal tam pracuje. Jakiś czas temu słyszałam o kobiecie, której poród przyjmował, a którą później ratowano w szpitalu w innym mieście - mówi kobieta.

Od trzech lat jej życie to ciągłe napięcie, niepewność i ból. Co jakiś czas otwierająca się rana wyłącza ją z życia na kilka miesięcy.

- Mogę zrozumieć to, że lekarz popełnił błąd i do zszycia wewnętrznych powłok użył złej nici czyli takiej, która się nie rozpuszcza, ale dlaczego potem nie wykonał mi porządnej operacji i nie wyczyścił tego, co zostało w środku? - mówi pani Hanna. - Dzisiaj byłoby już po wszystkim. A tak, nie wiem co mnie jeszcze czeka...

Gdzie ze skargą?

  • Od stycznia 2012 roku przy urzędach wojewódzkich działają komisje ds. orzekania o zdarzeniach medycznych. Nie wskazują one osób winnych krzywdy pacjenta, lecz orzekają o wystąpieniu (bądź nie) tzw. zdarzenia medycznego, którego definicję podaje ustawa. Na tej podstawie przyznawane jest prawo do wypłaty odszkodowania. Komisje zajmują się tylko przypadkami, które miały miejsce po 1 stycznia 2012 roku.
  • Zdarzenie medyczne to następstwo działania niezgodnego z aktualną wiedzą medyczną. Może ono przyjąć formę nietrafnej diagnozy lub polegać na niewłaściwym leczeniu albo podaniu nieodpowiedniego, szkodliwego leku.
  • To nowe rozwiązanie prawne ma ułatwić poszkodowanym pacjentom dochodzenie roszczeń, które do tej pory odbywało się wyłącznie na drodze powództwa cywilnego przed sądem powszechnym. Była to droga kosztowna i czasochłonna.
  • Opłata, którą należy uiścić przy składaniu wniosku, wynosi 200 złotych. Komisja obraduje w 4-osobowym składzie (2 lekarzy, 2 prawników). Nie określa ona wysokości należnego odszkodowania.
  • Skargi na placówki opieki zdrowotnej można składać także w Biurze Rzecznika Praw Pacjenta w Warszawie - listownie, mailem lub osobiście (bezpłatna infolinia: 800-190-590). Poradę można uzyskać też w Stowarzyszeniu Primum Non Nocere (tel. 601546347).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska